Adopcja po polsku - temat wstydliwy, dziecko nie musi znać swoich korzeni?

Adopcja jest hasłem budzącym wiele pozytywnych emocji w polskim społeczeństwie. Im głębiej jednak wchodzimy w temat, tym bardziej zastanawiających odkryć dokonujemy.

Listopadowa wypowiedź Marii Herczog, członkini komitetu ONZ, dotycząca pomysłu delegalizacji tzw. okien życia z uwagi na ich sprzeczność z prawami dziecka, wywołała burzliwe reakcje w Polsce. Po raz kolejny okazało się, że najwięcej do powiedzenia mamy w sprawach, w których zrobiliśmy najmniej.

Adopcja jest hasłem budzącym wiele pozytywnych emocji w polskim społeczeństwie. Im głębiej jednak wchodzimy w temat tym bardziej zastanawiających odkryć dokonujemy. Mamy więc rodziców i dziecko połączonych miłością, ale po bliższym przyjrzeniu okazuje się, iż w odbiorze społecznym i - niestety nierzadko rodzinnym - rodzice nie są po prostu "rodzicami", ale "wybawicielami", zaś dziecko nie jest "dzieckiem", a "sierotą, którą wybawiciele przygarnęli okazując serce".

Adopcja w Polsce zdaje się wciąż opierać na powidokach myślenia postkolonialnego, w którym występuje łaskawy pan i beneficjent dobroci tego pana. Rodzic adopcyjny i dziecko adoptowane połączeni węzłem wielkoduszności rodzica i obowiązku wdzięczności dziecka.

Agnieszka, mama dwójki adoptowanych dzieci, zawsze się złości mówiąc na ten temat "wiele o tym rozmawialiśmy jeszcze w ośrodku adopcyjnym, o tym idiotycznym absurdzie, polskiej specjalności mówienia o biednych sierotkach. Adopcja nie jest łaską ze strony kogokolwiek. Spotykają się poranione dziecko i rodzice chcący kochać dziecko. Każda ze stron coś dostaje. Zysk rodziców jest zawsze większy niż zysk dziecka, bo rodzice adopcję wybrali, a dziecko wybrać jej nie mogło, zostało wcześniej porzucone przez rodzinę biologiczną".

Ten głos jest dość reprezentatywny dla polskich rodziców adopcyjnych. Podczas gdy adopcyjna intuicja społeczna zatrzymała się pomiędzy wiekiem XIX-tym i mrożącymi krew w żyłach opowieściami rodzinnymi ("koleżanka mojej szwagierki adoptowała dziecko i to dziecko robiło straszne rzeczy"), sami rodzice oraz ośrodki adopcyjno opiekuńcze są już w zupełnie innym miejscu rozpoznań adopcyjnych. Niestety o wiele głośniej wybrzmiewają puste hasła i fałszywe slogany teoretyków, niż przekaz samych rodziców.

"To chyba jasne, że nie wolno mówić dziecku, że jest adoptowane. Tamto się skończyło, ono ma teraz nową rodzinę"

Stanowisko tej treści zdumiewająco często kryje się pod pastelowymi deklaracjami poparcia dla adopcji. Powyższe słowa usłyszałam od człowieka, który całym sercem popierał adopcję. I nie rozumiał jej idei w najmniejszym stopniu. Jedno zupełnie nie przeszkadzało drugiemu.

Każdy z nas przychodzi na świat posiadając biologiczne korzenie. Dla większości ich istnienie jest na tyle oczywiste, że staje się przezroczyste. Dla dzieci adoptowanych znaczenie biologicznych korzeni może być tak duże, że w wypadkach skrajnych pragnienie ich odkrycia przesłania normalne funkcjonowanie. Korzenie stają się być albo nie być, nabywają funkcji naddanych, często są to funkcje życzeniowe lub kompensacyjne. Jednak nie da się tych korzeni wyciąć i udać, że nie mają znaczenia. Jedynymi osobami, które mogą zdecydować, czym ich historia jest dla nich i co z nią zrobią dalej, są jej właściciele, a więc same dzieci.

Adopcja nie jest wstydem

Mówimy o rzeczach, z którymi nie mamy problemu. Milczymy o sprawach, których się wstydzimy. To kolejny powód, dla którego adopcja nigdy nie powinna być tematem tabu w rozmowie z dzieckiem. Biologiczna matka, biologiczny ojciec, rodzeństwo, wszystkie biologiczne konstelacje są po prostu częścią dziedzictwa dziecka. Jeśli odrzucamy istnienie "starej rodziny" to odrzucamy coś, co jest integralną częścią naszego dziecka. Nie da się wydzielić z dziecka jego historii biologicznej i udać, że nigdy się nie wydarzyła. Zrobienie tego byłoby powtórnym odrzuceniem dziecka, które już raz zostało odrzucone. Po pierwsze byłoby to więc zafałszowaniem historii jego życia, po drugie byłoby złamaniem zasady zaufania między rodzicami i dzieckiem; po trzecie adopcja traktowana naturalnie przez rodziców staje się naturalna dla dziecka, zmniejsza więc napięcie w rodzinie, a po czwarte powody są również najzupełniej praktyczne. Michał, tata Filipa wspomina: "Kiedy nasz syn miał pięć lat trafilliśmy do szpitala - wysoka gorączka, lał się przez ręce, brak kontaktu, diagnoza: sepsa. Błyskawiczny wywiad w szpitalu - na co chorowali rodzice? Jakie są obciążenia ze strony matki? Powiedziałem uczciwie, że nie wiem, bo Filip jest adoptowany. Lekarze wiedzieli, że muszą ustawiać leczenie bez żadnych wskazówek, bo takich u nas nie ma. Co by było gdybyśmy ukrywali przed Filipem fakt adopcji? Skłamalibyśmy narażając jego zdrowie wywiadem, który jego akurat nie dotyczy? Powiedzielibyśmy w jego obecności o adopcji, o której dowiedziałby się pierwszy raz w takich okolicznościach? Kłamstwo jest zwyczajnie głupie. No i zawsze ma krótkie nogi.

Od wielu lat rodziców adopcyjnych wspierają w decyzji o jawności polskie ośrodki adopcyjno opiekuńcze, które podczas szkoleń preadopcyjnych podkreślają wagę wiedzy o swoim pochodzeniu i prawa dzieci do zdobycia tej wiedzy.

Okna życia - obosieczna siła anonimowości

Po skończeniu 18 roku życia polskie dzieci adoptowane mają prawo wglądu w oryginalny akt urodzenia i poznania dzięki temu tożsamości swojej matki/rodziców biologicznych. Trudno powiedzieć, jaka część dorosłych dzieci korzysta z tego prawa i jakie są powody, dla których pozostała grupa tego nie robi. Pracownicy ośrodków adopcyjnych twierdzą, że najliczniejszą grupą decydującą się na spotkanie z rodzicami biologicznymi są osoby w wieku ok. 25-30 lat, a więc już dojrzałe, często posiadające lub planujące założenie własnych rodzin. Z badań wynika natomiast, że choć chęć poznania danych rodzica biologicznego deklaruje większość dorosłych dzieci, to jednak na spotkanie decyduje się mniejszość. Pozostałej grupie wydaje się wystarczać wiedza dotycząca danych rodziców biologicznych czyli formalne uzupełnienie ogniwa wiedzy o swoim pochodzeniu. Inaczej jest w przypadku rodzeństw: dla ok. 70% adoptowanych dorosłych wgląd do aktu urodzenia ma znaczenie właśnie ze względu na możliwość rozpoczęcia poszukiwań rodzeństwa i nawiązania z nim kontaktu, do czego zresztą często dochodzi i te kontakty są utrzymywane.

Aby jednak dorosły adoptowany mógł zajrzeć do pierwotnego aktu urodzenia i poznać dane rodziców biologicznych, akt musi te dane zawierać. Od roku 2006 działają w Polsce okna życia, których podstawą funkcjonowania jest pełna anonimowość rodziców biologicznych. Tym samym dziecko oddane do okna życia nigdy nie pozna ich tożsamości. Sytuacja ta dotyczy 44 dzieci w Polsce, tyle bowiem zostało pozostawionych w oknach życia od początku ich istnienia.

Adopcja = więcej praw dla dziecka i matki

W przypadku standardowej adopcji - a takich adopcji zawiązuje się rocznie w Polsce ok. 3000 - matka deklaruje chęć oddania dziecka do adopcji już w szpitalu (może to zrobić również wcześniej za pośrednictwem ośrodka adopcyjnego, który przeprowadzi ją przez wszystkie etapy procedury, włącznie z towarzyszeniem podczas porodu, jeśli kobieta wyrazi takie życzenie), następnie ma ustawowe sześć tygodni na zmianę decyzji. Jeśli jej nie zmieni, po sześciu tygodniach potwierdza sądownie wolę zrzeczenia się dziecka i od tego momentu dziecko jest wolne prawnie, może zostać adoptowane. W pierwotnym akcie urodzenia dziecka znajdą się dane matki/rodziców biologicznych, natomiast po orzeczeniu adopcji zostanie wystawiony drugi akt urodzenia, w którym znajdą się dane rodziców adopcyjnych.

Inaczej się dzieje w przypadku okien życia. Po pierwsze dzieci oddawane do okien życia najczęściej są rodzone poza szpitalem, a więc poza oficjalną rejestracją, bo tylko takie rozwiązanie uniemożliwi późniejsze "namierzenie" matki i zachowanie jej anonimowości. Ten rodzaj porodu nie ma nic wspólnego z "porodem domowym" polecanym na stronach rodzicielskich, gdzie obecna jest położna, a sam akt odbywa się w atmosferze wsparcia i domowego bezpieczeństwa. Kobieta rodząca dziecko poza systemem oficjalnym robi to dlatego, aby ukryć fakt porodu, tym samym rezygnując z pomocy medycznej i narażając swoje oraz dziecka zdrowie i życie.

Po drugie kobieta oddająca dziecko do okna życia rezygnuje z ustawowego przywileju sześciu tygodni na zmianę decyzji. Od momentu położenia dziecka w oknie życia decyzja jest nieodwołalna i podkreślają to niebezpieczeństwo wszystkie polskie ośrodki adopcyjne wskazując na fakt, iż ten sposób przekazywania dziecka do adopcji łamie również podstawowe prawo matki biologicznej, jakim jest prawo do zmiany życiowej decyzji.

Po trzecie, i być może najistotniejsze, z badań ośrodków adopcyjnych wynika, iż niemal połowa kobiet deklarujących oddanie dziecka do adopcji wycofuje się z decyzji po otrzymaniu pomocy psychologicznej, prawnej lub doradczej od pracowników społecznych. Jedna dziesiąta kobiet zmienia zdanie już po pozostawieniu dziecka w szpitalu wykorzystując okres sześciu tygodni na zmianę decyzji. Rodzice oddający dzieci poprzez okna życia są siłą rzeczy pozbawieni tego prawa.

Można jedynie zastanawiać się, ile z 44 dzieci przekazanych do okien życia zostałoby w rodzinach biologicznych, gdyby ich rodzice pozwolili sobie spróbować pomóc.

Dziecko nie ma prawa znać swojej tożsamości

7 czerwca 1991 roku Polska podpisała Konwencję Praw Dziecka opatrując ją dwiema poprawkami. Wbrew treści Konwencji, która przyznaje każdemu dziecku prawo do wiedzy o własnym pochodzeniu, Polska zajęła stanowisko przeciwne:

W odniesieniu do artykułu 7 konwencji: Rzeczpospolita Polska zastrzega, że prawo dziecka przysposobionego do poznania naturalnych będzie podlegało ograniczeniu poprzez obowiązywanie rozwiązań prawnych umożliwiających przysposobionemu zachowanie tajemnicy pochodzenia dziecka.

Tym samym to, co stanowi według Konwencji nienaruszalne prawo dziecka, w Polsce jest jego ewentualnym przywilejem, który może zostać dziecku odebrany decyzją rodziców społecznych. Wystarczy, że postanowią okłamać dziecko co do jego pochodzenia, a prawo będzie im w tym sprzyjać. Jest to chyba jedyna sytuacja prawna, w której kłamstwo jest wspierane jawnie i oficjalnie. Żaden inny kraj poza Polską (i Czechami) nie zdecydował się na wprowadzenie tak kuriozalnej poprawki do Konwencji Praw Dziecka.

Tak oto docieramy do dziwacznej sytuacji, w której wszyscy drżymy nad katalogiem praw dziecka tak długo, jak długo dziecko pozostaje nienarodzone. Kiedy już się urodzi, można pozbawić je prawa do wiedzy o własnej tożsamości i zgorszyć się wypowiedzią Marii Herczog: Okna życia nie służą najlepszemu interesowi dziecka lub matki.

To zdanie faktycznie zdaje się brzmieć abstrakcyjnie w kraju, który od 22 lat nie wycofał się ze swojej poprawki i gdzie oddanie dziecka do adopcji nadal jest piętnowane społecznie, więc nic dziwnego, że część zdesperowanych rodzin woli zrobić to anonimowo- za cenę złamania praw dziecka i narażenia się na ryzyko zdrowotne.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.