"Boję się, że odejdzie do innej, która bez problemu urodzi mu dziecko"

Poczucie pustki, beznadziei, przygnębienie, rezygnacja i złość, czyli emocje towarzyszące staraniom o dziecko nie zawsze zbliżają do siebie partnerów. Bywa, że niemożność poradzenia sobie z problemem oddala. Joanna Biszewska rozmawia z psychologiem, Sabiną Sadecką o kryzysie w związku z powodu niepłodności.

Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że niepłodność dotyka 10 proc. par. Dzięki badaniom przeprowadzonym w różnych krajach wiemy, że po 2-3 latach od diagnozy, po nieudanych procedurach wspomagania rozrodu, i niewystarczającym wsparciu partnera, często u jednego z partnerów rozwinie się depresja. Bezowocne starania, rozczarowanie, medykalizacja życia intymnego odbijają się i na sferze intymnej i emocjonalnej. Podczas gdy przez pierwsze dwa lata od diagnozy satysfakcja seksualna i małżeńskie relacje są stabilne, to po trzecim roku leczenia pogarszają się. Nie wszystkie pary przetrwają kryzys, nie wszystkie będą na tyle silne, aby stawić czoła życiowym trudnościom.

Mam takiego doła, że siedzę właśnie w domu i ryczę. Wczoraj pożarłam się z mężem i chyba uzmysłowiłam sobie, że przechodzimy gigantyczny kryzys. Walizka spakowana stoi przede mną i nie wiem co ze sobą zrobić. Mąż stracił nadzieje na to, że zajdziemy w ciążę. Seks go w tej chwili przeraża i nie sprawia przyjemności. Nie chce ze mną rozmawiać na ten temat, a ja popadłam w megadoła.

Joanna Biszewska: Z powyższego opisu wnioskuję, że na problem niepłodności w związku inaczej zareaguje kobieta, a inaczej mężczyzna? Tak jest zawsze?

Sabina Sadecka: Trudno mówić o ogólnych damsko-męskich tendencjach bez popadania w stereotypy. W mojej praktyce psychoterapeutycznej obserwuję jednak często - co nie znaczy, że zawsze - odmienne style radzenia sobie z obciążeniem psychicznym reprezentowane przez kobiety i mężczyzn zmagających się z niepłodnością. Mężczyźni nastawiają się zazwyczaj na działanie i zbieranie informacji, lubią panować nad sytuacją. Kobiety wolą rozmawiać, dzielić się uczuciami, łatwiej im sięgnąć po pomoc profesjonalisty - lekarza lub psychologa. Mężczyźni chcieliby wszystko załatwić od razu, skonsultować problem u lekarza, wdrożyć rozwiązanie i o całej sprawie zapomnieć.

Ale czasami nie da się zapomnieć, zamieść problemu pod dywan. Czy to oznacza, że mężczyźni nie potrafią oswoić niepłodności?

U mężczyzn obserwuję też stosunkowo często strategię unikania. Uciekanie w pracę, znajomych, nałogi. Bywają i tacy, którzy zaprzeczają diagnozie, nie wdrażają medycznych czy psychoterapeutycznych zaleceń, a nawet działają na niekorzyść płodności swojej i swojej partnerki. Podczas, gdy kobieta jest w stanie zrezygnować dla upragnionej ciąży z rozwoju zawodowego, awansu, a czasami nawet zupełnie z pracy, mężczyzna potrafi uparcie kontynuować codzienne kąpiele w gorącej wodzie, mimo że ginekolog zalecił mu krótkie letnie prysznice, palić papierosy i pić alkohol.

Zobacz wideo

Ciągle też pokutuje przeświadczenie, że niepłodność to wyłącznie problem kobiet.

Żony, partnerki leczą się bezskutecznie latami, a koniec końców okazuje się, że problem leży po stronie mężczyzny. Ten ostatni jednak uporczywie odmawiał zbadania siebie i swojego nasienia. Sugeruję jednak spojrzenie na tak nieracjonalne zachowanie mężczyzny z odrobiną zrozumienia. W naszej kulturze niepłodność kojarzona jest przecież z niemęskością, porażką, karą. Niepłodności nie traktuje się jako choroby, którą można w większości przypadków wyleczyć, lecz jako coś definiującego tożsamość dotkniętej nią osoby, odium, niewygodną, raniącą, niedającą się odkleić etykietę.

Kobiety z powodu niepłodności czują się "niepełne"?

Kobiety zdają się być bardziej dotknięte informacjami o coraz to nowych ciążach wśród ich znajomych. Stają się monotematyczne, ich świat zawęża się do starań o dziecko. Badania mówią, że średnio po 2-3 latach od diagnozy niepłodności u kobiet pojawia się depresja. Alice Domar, amerykańska badacz problematyki niepłodności, wykazała, że cierpienie psychologiczne kobiet, które nie mogą zajść w ciąże można porównać do tego, jakie doświadczają osoby chore na nieuleczalne choroby. Mężczyznom łatwiej w tym wszystkim zachować większą równowagę.

W przypadku poronień też?

Poronienia są oczywiście druzgoczące dla obu stron. Mężczyźni deklarują jednak często, że nie spodziewali się tego, że strata nienarodzonego dziecka będzie odczuwana aż tak dotkliwie. Różnic jest oczywiście wiele więcej, chciałabym jednak po raz kolejny podkreślić, że nie są one uniwersalne i znam przypadki całkowicie odwrotne niż te przytoczone powyżej.

Doła mam ciągle, nadzieja wypala się coraz bardziej... budzę się i zasypiam myśląc tylko o jednym... to jest przerażające, a najbardziej to, że kiedyś będę samotna...

Takich wpisów, jak ten przytoczony powyżej, na

forum Niepłodność

jest bardzo dużo. Zmagania z niepłodnością dominują każdą dziedzinę życia. Nie tylko współżycie, relacje z parterem, ale również z przyjaciółmi, rodziną. To normalne?

Pary poddające się leczeniu niepłodności mają często wrażenie, że proces ten zdominował całe ich życie, że występuje zawsze i wszędzie, zakrada się do sypialni, kuchni, rozmów z teściową i koleżankami. Ważne jest wtedy uświadomienie sobie wyjątków i zadanie pytania: "kiedy jestem wolny/a od zmagań z niepłodnością?", "kiedy cieszę się moim mężem jako przyjacielem, a nie tylko dawcą nasienia?". Aż do znudzenia powtarzam parom w trakcie leczenia niepłodności: "zróbcie sobie przerwę w leczeniu, jeśli nie na miesiąc, dwa, to chociaż na kilka dni, pójdźcie na lody, zainwestujcie w swój związek, a nie tylko w swoje przyszłe rodzicielstwo".

Jak zatem ratować związek? Czasami przerwa w leczeniu nie wystarcza. Na co zwraca uwagę, kiedy już wiemy, że może zacząć się kryzys?

Kolejnym znakiem ostrzegawczym zwiastującym kryzys w związku - każdym, a już na pewno takim, który boryka się z niepłodnością - jest skostniała komunikacja i zintensyfikowanie toksycznych małżeńskich gier interpersonalnych. Gry - według psychologów pracujących w nurcie Analizy Transakcyjnej - zastępują nam prawdziwą bliskość i intymność. W niskim nasileniu występują w każdym związku, gorzej jednak, gdy zaczynają dominować w komunikacji między partnerami. Typowa gra małżeńska to "trójkąt dramatyczny". Gra ta angażuje aż 3 osoby wcielające się w rolę Prześladowcy, Ofiary i Ratownika. Prześladowcą może być przykładowo kobieta, która wymaga od męża nadmiernych - w jego rozumieniu - poświęceń i zmiany stylu życia np. zaprzestania palenia, picia, krótszych godzin pracy. Mąż czuje się Ofiarą nadgorliwości żony i jej niespełnionych nadziei na dziecko. Dzwoni do teściowej, by się wyżalić i ta oto wchodzi do "trójkąta dramatycznego" w roli Ratownika ("odpuść mu troszeczkę, on i tak się przecież tak stara"). To wystarcza żonie, by poczuć się Ofiarą całej sytuacji, Prześladowcą zostaje w tym "rozdaniu" jej mama spiskująca za plecami, a Ratownikiem mąż, próbujący pogodzić mamę i córkę. Role w tej grze rotują nieustannie, powodując coraz to większe cierpienie. Do trójkąta może być tu zaproszony ginekolog, przyjaciółka, sąsiad, były partner/partnerka.

Zobacz wideo

A wypominanie? Wykrzyczane w złości, "to twoja wina", "to przez ciebie jestem nieszczęśliwy/a"? Na pewnym etapie bezradności te słowa padną?

Ta popularna psychologiczna gra pojawiającą się również w obliczu niepłodności to gra "Gdyby nie ty ". Jeden z małżonków przy każdej możliwej okazji wypomina drugiemu, co stracił przez związek z nim. "Gdyby nie ty i to twoje chore pragnienie dziecka już dawno mielibyśmy wymarzony dom", "gdyby nie ty, awansowałabym już sto razy", "gdyby nie to twoje leczenie, byłbym szczęśliwy jak kiedyś". Obwiniający partner nie widzi, że oprócz narzekania niewiele zrobił, by zmienić sytuację, która mu uwiera. Gdy para grająca w taką grę trafia do mnie na psychoterapię, nierzadko okazuje się, że impas, w którym znalazł się narzekający partner jest mu tak naprawdę na rękę. Dzięki niemu nie musi się z wieloma rzeczami w swoim życiu konfrontować, sprawdzać się w obliczu nowych wyzwań, ryzykować. Podtrzymywanie status quo przynosi mu zatem wiele - najczęściej nieuświadomionych - korzyści. Grając w "Gdyby nie ty " może wysyłać w świat komunikat, że stać go w swoim życiu na wiele więcej, przy tym jednak zasłaniać się partnerem i jego niepłodnością jako wytłumaczeniem swoich porażek.

Boję się, że pewnego dnia nie będę miała po co wracać do domu. Odejdzie do innej, która bez problemu urodzi mu dziecko. Prawie wcale nie rozmawiamy, sex to przymus tylko w określone dni. Oprócz tego ciągłe docinki i komentarze w stylu: a może my nie powinniśmy mieć dzieci, jeśli przez tyle czasu się nie udało?

Internautki często poruszają temat medykalizacji seksu. Wiemy, że przez lata starań o dziecko życie płciowe staje się instrumentalne, zadaniowe. Jak sobie z tym poradzić?

Przedłużające się starania o dziecko to duży stres dla obu stron. Wysokie stężenie kortyzolu wpłynąć może bowiem na obniżenie popędu płciowego, co w oczywisty sposób może zaważyć na efektach starań o poczęcie dziecka. Ale też na komforcie bycia razem. Nie dość, że seks przestaje cieszyć, gdyż przyjął formułę stricte reprodukcyjną, to jeszcze trudno z siebie wykrzesać na niego siły. To na pewno nie jest coś, co zbliża partnerów do siebie. Warto od początku traktować leczenie niepłodności jako długotrwały wysiłek - fizyczny i psychiczny. Niekończące się wizyty u lekarzy, poprzedzone długim czekaniem w poczekalni, faszerowanie się hormonami, bolesne zabiegi, seks na czas, frustracja przy każdym "jednokreskowym" teście ciążowym, brak zrozumienia ze strony rodziny ("Ale z was wygodne małżeństwo ", "Kiedy wreszcie doczekamy się wnuka?"), znajome kobiety zachodzące w ciążę w pierwszym cyklu starań i narzekające na dolegliwości ciążowe, płynące zewsząd zaproszenia na "baby shower"... Starania o dziecko mogą naprawdę nadwyrężyć nasze siły. Pamiętajmy zatem o regeneracji zasobów i pojedynczo i jako para. Bez doładowywania baterii związek może się szybko wypalić.

Czy zaobserwowała Pani podczas swojej pracy z parami borykającymi się z niepłodnością moment krytyczny? Kiedy on może nastąpić? Po drugiej nieudanej próbie in vitro, po drugim poronieniu, po dwóch latach?

Kryzys pojawia się najczęściej po 2 roku leczenia. Pierwszy rok to optymizm i nadzieja, drugi - stopniowe wątpienie w powodzenie procesu. Potem wiara w sukces reprodukcyjny gwałtownie spada, topnieją też znacząco środki na leczenie. Kryzys uprawdopodabniają powtarzające się niepowodzenia po inseminacji i in vitro. Szczególnie narażone są na oddalanie się od siebie pary, które kilkakrotnie przeżyły poronienie.

Mój związek przechodzi chyba już ostatni etap. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać tylko na siebie warczymy. U nas wina leży po mojej stronie, chociaż tak naprawdę to nie wiem co mi jest.

Kiedy para się podda? Co w takiej sytuacji oznacza poddanie się? Pogodzenie się z niepłodnością czy oddalenie od siebie?

Pary rozczarowane długimi bezowocnymi staraniami o dziecko zaczynają eksplorować inne rozwiązania. Najczęściej pojawia się myśl o adopcji. Na spotkaniach psychoterapeutycznych przewijają się też od niedawna tematy surogatek i adopcji zarodków. Część par decyduje się zaś na bycie "childfree" czyli bezdzietnymi z wyboru. Rozmowy o tym "co po tym, gdy nam nie wyszło" są wyjątkowo ciężkie. Towarzyszy im poczucie smutku, a nawet żałoby, za utraconym biologicznym macierzyństwem i tacierzyństwem. Warto uszanować prawo partnera do podejmowania decyzji w swoim własnym tempie, nie wywierać na drugą stronę presji, przy tym jednak jasno formułować swoje potrzeby i oczekiwania.

Co najczęściej jest przyczyną rozpadu związku podczas trwania leczenie niepłodności? Brak zrozumienia, oddalanie się od siebie, czy może wygrywa biologiczna chęć rozmnażania się?

Niepłodność rzadko bywa główną przyczyną rozpadu związku. Może ona jedynie nasilać poczucie braku satysfakcji z bycia razem, które najczęściej obie strony odczuwały zanim skonfrontowały się z problemem płodności. Mówiąc wprost - słabe związki niepłodność dobija, te silne - wręcz przeciwnie - wzmacnia. W kryzysie małżonków oddala od siebie wzajemne obwinianie się, skostniała komunikacja i seks, który staje się ściśle reprodukcyjny. Dwie pierwsze okoliczności najpewniej istniały jednak w rozpadającym się obecnie związku, na długo zanim para udała się do kliniki leczenia niepłodności. Obserwowałam wiele związków, w których zmagania z leczeniem niepłodności wpłynęły na związek budująco. Partnerzy nauczyli się szczerej, otwartej komunikacji, dbali o potrzeby swoje i partnera, nauczyli się cieszyć chwilą obecną i tym, co razem udało im się w związku osiągnąć. Tak więc może być i tak.

Niepłodność to wyrok losu. Ale co jeśli dotyczy tylko jednego z partnerów? Ten drugi, zdrowy, może odejść, bo uzna, że skoro to nie jego/jej problem, to zbuduje rodzinę z kimś innym? To dzisiaj musi być znamienna postawa, przecież jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że jak zabawka jest popsuta to kupujemy nową?

W swojej praktyce spotykam się raczej z odwrotną sytuacją. Rzadko płodny partner chce odejść od niepłodnego, częściej to ten ostatni chce od siebie i od swojego problemu uwolnić drugą stronę. Nawet gdy osoba niecierpiąca na niepłodność wyraźnie deklaruje, że chce zostać w dotychczasowym związku, niepłodny partner stosuje - najczęściej nieświadomie - różne techniki sabotowania małżeństwa, by tą drogą odsunąć męża lub żonę od siebie.

Warto zatem już na początku leczenia niepłodności zadać sobie nawzajem pytanie: "jakie są nasze cele rodzinne?", "jak ważne jest dla ciebie posiadanie biologicznego dziecka?", "jak bardzo jesteś zdeterminowany/a - emocjonalnie, zawodowo, finansowo - by mieć to dziecko?". Rozmowa, czułość, akceptacja i szacunek - to wszystko pozwoli uporać się niepłodnemu partnerowi z poczuciem, że tylko poprzez zajście w ciążę/poczęcie biologicznego dziecka zasłuży na miłość partnera.

Jak poradzić sobie z uczuciem porażki kiedy walka o dziecko okazuje się przegrana, a do tego rozpadł się związek, właśnie z powodu niepłodności?

Myślenie w kategoriach straty i porażki zatrzymuje nas w miejscu, nie pozwala dorosnąć. Warto zamienić optykę niepowodzenia, perspektywą wdzięczności: "co zawdzięczam byłej żonie/mężowi?", "czego nauczyłem się o sobie poprzez proces leczenia niepłodności", "jakie zasoby psychologiczne odkryłam w sobie dzięki leczeniu?", "za co mogę być w swoim życiu wdzięczny?". To naprawdę działa!

Sabina Sadecka jest psychologiem, specjalizuje się w psychologii perinatalnej i prokreacyjnej, współtworzy poznańskie centrum psychologiczne inspeerio i prowadzi psychoterapię par i osób borykających się z niepłodnością.

Cytaty kursywą pochodzą z forum Niepłodność .

Więcej o:
Copyright © Agora SA