Już miliony dzieci na świecie urodzonych dzięki in vitro. Jak to wygląda w Polsce?

Na świecie dzięki metodzie zapłodnienia pozaustrojowego in vitro urodziło się już pięć milionów dzieci. 1/5 tych dzieci przyszła na świat dzięki transferom zamrożonych zarodków. Trudno o bardziej wymowny dowód na to, iż mrożenie zarodków, które budzi takie emocje u części polskich polityków i społeczeństwa, jest w istocie dawaniem życia. - Gdyby nie ta możliwość nigdy nie zostałabym mamą - wyznaje Marzena.

Podczas 28. kongresu ESHRE (Europejskiego Towarzystwa Rozrodu Ludzkiego i Embriologii) oficjalnie ogłoszono, iż do roku 2009 na świecie dzięki metodzie zapłodnienia pozaustrojowego in vitro urodziło się już pięć milionów dzieci.

Szacuje się, że 1/5 tych dzieci przyszła na świat dzięki kriotransferom czyli transferom zamrożonych zarodków. Trudno o bardziej wymowny dowód na to, iż mrożenie zarodków, które budzi takie emocje u części polskich polityków i społeczeństwa, jest w istocie dawaniem życia. Jak to jednak wygląda w Polsce?

Mrożaczki, blastusie i inne nasze dzieci

Marzena, mama bliźniąt urodzonych z zamrożonych embrionów, opowiada, że gdyby nie możliwość zamrożenia zarodków nie zostałaby mamą. "Po zabiegu in vitro okazało się, że wystąpił u mnie zespół przestymulowania hormonalnego. Lekarz powiedział, że jeśli zdecydujemy się na podanie świeżych zarodków, ciąża po prostu może się nie utrzymać. Dlatego nasze mrożaczki zostały podane w następnym cyklu. Damian i Maciuś urodzili się dziewięć miesięcy później".

Profesor Sławomir Wołczyński, prezez Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i jeden z ojców polskiego in vitro, potwierdza istnienie takich przypadków. "Jednym z nurtów współczesnej medycyny rozrodu jest nurt mówiacy o tym, aby w ogóle nie wykonywać transferów świeżych zarodków, a jedynie transfery zarodków mrożonych. Dzieci z takich ciąż mają wyższą masę urodzeniową, a sama ciąża jest bezpieczniejsza, bo endometrium kobiety jest lepiej przygotowane do implantacji".

Wołczyński dodaje także, iż procedura in vitro bez mrożenia zarodków nie ma większego sensu: jest o wiele droższa, mniej skuteczna i dodatkowo naraża kobietę na ryzyko wielokrotnej stymulacji hormonalnej. Brak możliwości mrożenia zarodków zwiększa też znacząco ryzyko wystąpienia ciąży wielopłodowej, a ta się wiąże z ryzykiem powikłań u noworodków.

Co dalej z polską płodnością?

Co roku coraz więcej par potrzebuje pomocy medycyny, aby zostać rodzicami. Problem niepłodności w Polsce narasta, podobnie jak narasta na świecie.

Ale jest też druga obserwacja, bardziej optymistyczna: skuteczność metody in vitro systematycznie się podnosi, a wyniki ośrodków polskich plasują się na tle europejskim bardzo dobrze, o czym świadczą europejskie raporty. Żeby jednak nie było za słodko, lekarze i organizacje pacjenckie biją na alarm: coraz więcej par podejmuje decyzje o dziecku po prostu za późno, kiedy ich własna biologia staje się wrogiem, a nie sprzymierzeńcem.

Płodność: dobry niewolnik, ale okrutny pan

De Verdwaalde Ooievaar, belgijska organizacja pacjencka pracująca z ludźmi doświadczającymi niezamierzonej bezdzietności, podkreśla znaczenie zapobiegania niepłodności. Środek? Bardzo prosty: kampanie społeczne skierowane do młodzieży i edukacja prowadzona w szkołach. Decydowanie się na rodzicielstwo wtedy, kiedy nasza biologia daje nam wciąż duże szanse.

Młodzi ludzie często nie zdają sobie sprawy, że płodność nie jest darem na całe życie, a jedynie na krótki jego okres, mówi Geertrui de Cock, przewodnicząca belgijskiej organizacji. De Cock dodaje także "wielu ludziom wydaje się, że bycie rodzicem jest czymś tak niesłychanie angażującym i poważnym, że można zacząć o nim myśleć dopiero wówczas, kiedy ukończyliśmy już wszystkie planowane poziomy edukacji, mamy stabilność zawodową i finansową, odbyliśmy wymarzone podróże i w zasadzie jesteśmy gotowi na... koniec dotychczasowego życia. Naturalnie to bardzo ważne, aby planować poczęcie dziecka w sposób świadomy. Ale równie ważne jest mówienie ludziom, że rodzicielstwo może nam towarzyszyć w zdobywaniu kolejnych szczytów i nie powoduje końca świata. Pracę można zmieniać będąc już matką czy ojcem. Możemy zmieniać mieszkanie, awansować, podróżować razem z dziećmi. Dzieci nie przeszkadzają w samorealizacji, a dopełniają ją. Są etapem, który powinien się wydarzać równolegle do innych etapów, a nie wtedy, kiedy zakończymy wszystkie projekty i plany zyskując jednocześnie spory bagaż lat i coraz niższą szansę na poczęcie spontaniczne".

Płodność kobiety zaczyna się łagodnie obniżać od 27 roku życia, po czym następuje gwałtowny skok w dół przypadający na 35 rok życia. Począwszy od 35 roku życia płodność zaczyna spadać dramatycznie i w 43 roku życia osiąga mniej więcej 3-4% szans na ciążę nawet przy zastosowaniu metody in vitro.

A jeśli niepłodność nam się przydarzy?

Oczywiście lepiej zapobiegać niepłodności niż ją leczyć. Jeśli jednak niepłodność nam się już przytrafi, lepiej leczyć ją szybko i skutecznie, niż nieskutecznie i latami.- Odkładanie decyzji o in vitro na daleką przyszłość powoduje obniżenie skuteczności tej metody - apeluje prof. Wołczyński. - Najlepsze wyniki uzyskuje się w grupie pacjentek młodych z dużą rezerwą jajnikową - dodaje.

Decyzje, które przychodzą za późno

Jolanta, pacjentka starająca się zajść w ciążę od siedmiu lat, przyznaje, że dojście do etapu in vitro wydarzyło się w jej przypadku prawdopodobnie za późno. - Jesteśmy po czterech pełnych programach in vitro, a mam już czterdzieści dwa lata, mąż czterdzieści pięć. Żaden z programów się nie udał, choć raz zaszłam w ciążę, niestety była to ciąża biochemiczna. Zbyt długo zwlekaliśmy. Przez siedem lat dawaliśmy wiarę beztroskiemu podejściu "najlepszych ginekologów w mieście", radom o wyluzowaniu, witaminkach i obserwacji cyklu. Kiedy w końcu mąż powiedział "in vitro, nie ma co się dłużej zastanawiać" nasze szanse były już niskie, lekarze tego nie ukrywali.

Jolanta i jej mąż zrezygnowali z leczenia i przygotowują się do adopcji.

Gdybyśmy wcześniej zaczęli się starać o dziecko może dziś bylibyśmy rodzicami. Ale dziesięć lat temu wydawało nam się, że mamy jeszcze bardzo dużo czasu, a niepłodność wydarza się innym, mówi z goryczą Jolanta.

W Polsce zdecydowana większość pacjentek klinik leczenia niepłodności (ponad 70%) to kobiety przed 37 rokiem życia. Przeciętny wiek Polki zachodzącej w ciążę to 27 lat.

Jednak obserwując wskaźniki demograficzne widać, że ta granica się przesuwa w górę i również polskie pary zaczynają odkładać myśl o dziecku na dalszą przyszłość.

Tak więc choć należy się cieszyć, że osiągnięcia medycyny rozrodu są znaczące, a metoda in vitro na przestrzeni lat zyskała na bezpieczeństwie i skuteczności, warto także równolegle zachęcać przyszłych rodziców do tego, aby wykorzystywali swój czas rozrodczy, kiedy są jeszcze w rozkwicie swojej płodności. To nie uchroni wszystkich par przed niepłodnością, ponieważ przyczyny niepłodności są często od nas niezależne. Może jednak ochronić przed niezamierzoną bezdzietnością tę grupę ludzi, których trudności z poczęciem wynikają po prostu z powodu zbyt późnego rozpoczęcia starań o ciążę.

Copyright © Agora SA