Biesiady rodzinne, czyli z dzieckiem w restauracji

Chcielibyście wybrać się z dzieckiem do restauracji, ale obawiacie się, że to zbyt trudne? Nie rezygnujcie! To tylko kwestia odpowiedniej organizacji.

Coraz więcej restauracji w Polsce zaopatruje się w wysokie krzesełka, przewijaki, robi kąciki dla maluchów i wprowadza do kart dania dla najmłodszych. Niektóre organizują zajęcia dla dzieci, a nawet wprowadzają zniżki dla rodzin. Jeśli jeszcze się o tym nie przekonaliście, czas to nadrobić. Zacznijcie od znalezienia odpowiedniego miejsca - powinno łączyć dobrą kuchnię z przyjazną atmosferą. Na forach dla rodziców można znaleźć sporo rad i informacji na ten temat. A gdy już wytypujecie lokal, zaplanujecie wielkie wyjście i przygotujecie do niego malucha, po prostu dobrze się bawcie!

KASIA GAWLIK-SKOKOWSKA, mama dwuletniej Hani i półrocznej Anielki

W naszej rodzinie wyjście z dzieckiem do restauracji czy kawiarni to naturalny wybór. Wcześniej regularnie jadaliśmy z mężem poza domem i kiedy urodziła się Hania, po prostu do nas dołączyła. Często spacerowaliśmy po mieście z malutką córeczką w wózku i gdy zgłodnieliśmy, wstępowaliśmy na zupę czy sałatkę.

Na początku szukaliśmy miejsc, gdzie byłoby nam wygodnie z wózkiem. Teraz, gdy Hania jest starsza, coraz częściej wybieramy lokale, które oferują atrakcje dla dzieci. Wystarczy stoliczek z kilkoma zabawkami i kredkami, żeby nasza córka poczuła się dobrze. Fajne są też restauracje, które mają animacje dla dzieci - wtedy Hania znika, na chwilę wpada, żeby coś zjeść, i pędzi dalej do zabawy. Ostrożnie podchodzę do dziecięcego menu. Często są tam rzeczy niezdrowe, jak frytki czy opiekane w tłuszczu okrawki kurczaka. Lepiej wziąć normalne danie z karty, tyle że pół porcji, i poprosić o zamianę sałatki na inną czy frytek na kluski. Na ogół nie ma z tym problemu.

Zawsze zwracam uwagę na obsługę. Zachęca mnie widok życzliwych, uśmiechniętych i wyluzowanych ludzi. Jest duża szansa, że w takim otoczeniu nikt nie będzie na nas krzywo patrzył, gdy na podłogę upadnie łyżeczka, a obrus się zaplami. To oczywiste, że drobne wypadki się zdarzają, gdy przy stole siedzi małe dziecko. Nie spina mnie to specjalnie. Staramy się po sobie ogarnąć, żeby nie zostawić pobojowiska. Ale bywa różnie.

Kiedy Hania była mniejsza, zabieraliśmy jej śliniak i małe sztućce. Dopóki nie nauczyła się pić ze zwykłych szklanek, zawsze mieliśmy też ze sobą niekapek albo słomkę. Zauważam, że coraz więcej knajpek ma na wyposażeniu przewijaki i wysokie krzesełka. To pierwsze jest miłym ułatwieniem, choć ja dzięki licznym podróżom z dziećmi nauczyłam się przewijać je w powietrzu. To drugie jest znacznie ważniejsze - daje rodzicom szansę na spokojne zjedzenie posiłku.

ANIA KULESZA, mama pięcioipółletniej Marianny i dwuipółletniej Zosi

Moje dziewczynki najchętniej jedzą to, co sama ugotuję, nie lubią nowych smaków. Dlatego kiedy idziemy z nimi na obiad do restauracji, stawiamy na miejsca, które serwują dania klasyczne. Gdy w karcie jest rosół i mielone, możemy być spokojni, że nasze córki nie będą głodne.

Rzadko spontanicznie jemy posiłek poza domem - w naszej rodzinie wszystko musi być zaplanowane. Gdy dziewczynki są uprzedzone o czekających je atrakcjach, wyjście przebiega spokojniej i jest przyjemniejsze dla nas wszystkich. Z podobnych względów wybieramy godziny, w których Marianka i Zonia są wyspane, a lokale niezatłoczone. Ścisk i harmider odbierają nam całą przyjemność.

W naszej okolicy mamy kilka ulubionych knajpek. Oprócz tego, że mają smaczne i zdrowe jedzenie, są czyste i, co dla nas istotne, nienapuszone. Nie wyobrażam sobie zabrania dzieci do eleganckiej restauracji. Tę wolę odwiedzić tylko z mężem!

Ważna jest wyrozumiała obsługa. Nie oczekuję wielkiej pomocy z ich strony, ale fajnie, gdy mogę na nią liczyć. Szczególnie gdy jestem sama z dziećmi. Zdarzyło mi się kilka razy skorzystać ze złożonej przez kelnerkę propozycji zajęcia się Marianką, gdy usypiałam Zosię, albo poczytania Zosi, gdy szłam z Marianką do toalety.

Oboje z mężem przywiązujemy dużą wagę do tego, jak nasze córki zachowują się przy stole. Mimo naszych wysiłków zdarza się, że któraś z nich próbuje wejść na stół albo biega po lokalu. Zwracamy im wtedy uwagę, ale robimy to subtelnie. Staramy się raczej zapobiegać takim sytuacjom. O ile to możliwe, wybieramy stolik obok kącika dziecięcego, wtedy Marianka i Zonia mają się czym zająć podczas oczekiwania na posiłek.

Nigdy nie wyruszamy do restauracji czy kawiarni bez mokrych chusteczek. Przydają się nie tylko do wytarcia buzi i rąk, ale też do umycia zalanego stolika czy fotelika. Gdy dziewczynki były mniejsze, braliśmy też ze sobą małe łyżeczki i śliniaki. Teraz nie są nam już potrzebne, pamiętamy za to o bluzkach na zmianę.

AGNIESZKA PIEKARSKA, współwłaścicielka restauracji Kolonia

Rodzice i dzieci w restauracji najbardziej potrzebują luzu, bezpretensjonalności i swobody. Kiedy razem ze wspólniczką organizowałyśmy Kolonię, wiedziałyśmy o tym doskonale, bo same miałyśmy małe dzieci. W takim duchu urządziłyśmy naszą knajpkę - z dużym ogrodem, piaskownicą i zabawkami, którymi maluch może się zająć bez asysty dorosłego. Nikogo u nas nie dziwią pełzające po podłodze maluchy. Postawiłyśmy na proste, zdrowe dania, wykonane z naturalnych produktów. Nasza karta jest niewielka i zrobiona głównie z myślą o dorosłych. Dla dzieci mamy tosty w kształcie Myszki Miki, pierogi, naleśniki, zupy. Jesteśmy otwarci i chętnie przygotujemy pół, a nawet ćwierć porcji albo podamy makaron z masłem i szynką. Zauważyłam, że pobyt w restauracji sprzyja odkrywaniu przez dzieci nowych smaków. Często mały gość zachwyca się naszą zieloną zupą kremem albo przekonuje się do sałaty. Przychodzą też do nas rodziny, które przynoszą ze sobą zapakowane w pudełka jedzenie dla dzieci, zwykle alergików albo niejadków. Rodzice wolą się nie stresować, dlatego podają maluchowi coś, co na pewno zje.

Podoba mi się to podejście. Uważam, że warto zadbać o to, żeby wspólny obiad był przede wszystkim przyjemny. Spędzone w rodzinnym gronie niedzielne popołudnie to nie pora na prawienie kazań ani upominanie. Jeśli martwimy się, że dziecko nie zachowa się odpowiednio, pogadajmy z nim wcześniej, przygotujmy je na wyjście, możemy umówić się na nagrodę w postaci fajnego deseru. Ale podczas samego posiłku nie napinajmy się! Ma to być fajny czas dla całej rodziny, niech każdy na tym skorzysta.

Copyright © Agora SA