Bezdzietni: "Masz dzieci? Nie podróżuj"! Co na to rodzice? [WASZE HISTORIE]

Podróżowanie z małym dzieckiem nie zawsze przebiega bezstresowo. Boleśnie przekonują się o tym nie tylko rodzice demonstrujących swoje niezadowolenie dzieci, ale i inni pasażerowie czy uczestnicy wycieczek. Zapytaliśmy znajomych rodziców o ich doświadczenia z rodzinnych wojaży i o reakcje na stwierdzenia typu: "bachory są głośne, bo są źle wychowane" lub "jak się ma dziecko, to się powinno siedzieć w domu".

Czy zdarzyło się wam kiedyś podczas podróży, że wasze dziecko zachowywało się głośno, a ktoś zwrócił wam uwagę? Zapytaliśmy znajomych rodziców o to, jak się czuli w takiej sytuacji i co sądzą o komentarzach typu: "Nie byłoby problemu z dziećmi na urlopach, gdyby tak wielu rodziców nie uważało siebie i swojego potomstwa za święte krowy, których prawo do przeszkadzania innym jest prawem najświętszym" (sverir), "A wystarczyłoby, aby rodzice trochę przyłożyli się do wychowania swojego potomstwa.... " (olis).

Co rodzice sądzą o sugestii innych internautów, żeby nie podróżować z małymi dziećmi środkami transportu publicznego, dopóki nie podrosną?

Olga, mama Poli (5 l.) i Idy (4 l.): "dzieci już takie są"

Olga ma za sobą wiele podróży z córkami i tylko jedno koszmarne wspomnienie: - Pola miała 2,5 roku. Lecieliśmy samolotem do Włoch na narty z biurem podróży i nasza wina polegała na tym, że nie sprawdziliśmy godziny odlotu. A była to chora godzina - musieliśmy wstać o czwartej rano. Pola była podniecona i zadowolona do momentu, kiedy weszliśmy do samolotu. Od startu zaczęła płakać, krzyczeć, wyć, histeryzować z jednym tekstem: 'Ja chcę stąd wyjść! Teraz! Zaraz!'. Tylko spełnienie tego życzenia mogło sprawić, żeby się uspokoiła. No i umilkła, jak wyszliśmy... Tak po dwóch godzinach. Ludzie raczej byli niemili, zwłaszcza że sami chcieli spać. Głównie zadawali odpowiednim tonem pytania: 'Co jej jest?'. Nie dyskutowałam. Nie mówiłam też, że wcześniej leciała 4 razy samolotem i nic się nie działo. Niemiłe były też stewardessy: 'Proszę natychmiast uspokoić to dziecko'. Jeden pan próbował nam pomóc ją uspokoić, ale też mu się nie udało. Kiedy wracaliśmy z wakacji i wsiedliśmy do autokaru jadącego na lotnisku, słyszałam szepty typu 'O, to ci z tym dzieckiem'. Mieliśmy dużo wolnego w samolocie! - opowiada.

Czy Olga to przykład rodzica z komentarza jednego z internautów, matka uważająca swoje hałaśliwe dziecko za "świętą krowę", która ma prawo do przeszkadzania innym? Nic z tych rzeczy. - Próbowałam uśpić ją, przytulać, mówić delikatnie, tłumaczyć, dawać pić, żeby odetkać uszy, zabawiać. Próbowałam wszystkiego, ale to było na nic. W końcu pozwoliliśmy jej siedzieć na podłodze pod siedzeniami i płakać, sądząc, że się zmęczy - tak się nie stało. Poza tym lecieliśmy z niemowlęciem, Idą, na dokładkę, które nie było w histerii, ale również nie było zachwycone i porykiwało. Cudownie było - dodaje z przekąsem. - Od tej pory staranniej wybieram godziny lotu i nigdy nie wkurzam się na cudze dzieci płaczące w samolotach i staram się powiedzieć coś wspierającego ich rodzicom, np. żeby się nie martwili, bo dzieci już takie są - mówi.

A może Olga w ogóle nie przykłada się do wychowywania swojego potomstwa - jak tłumaczy przyczyny takiego zachowania dzieci inny internauta? Też nie. Pewne zachowania zdarzają się dzieciom w określonym wieku, mogą być typowe dla danego etapu rozwoju, wywołane przez zmęczenie, głód, czasem lęk przed nieznaną sytuacją i obcymi ludźmi. Ale czy to oznacza, że rodziny z małymi dziećmi powinny zrezygnować z podróży? Absolutnie nie. Pola wyrosła na dziewczynkę dobrze znoszącą podróże, a Olga zdecydowanie odrzuca sugestię, że rodzice powinni poczekać z wyjazdami aż ich dzieci dorosną:

- Jestem zdania, że strefa publiczna - może oprócz miejsc rzeczywiście dla dorosłych typu dyskoteka, klub itd. - jest także dla dzieci, a małe dzieci nieraz nie potrafią zbyt dobrze się odnaleźć w długiej podróży, w samolocie przy zatykających się uszach, niektóre mają chorobę lokomocyjną w autobusie. No i trudno. Bardzo to uciążliwe dla współpasażerów. Ale zamiast komentarzy: "jak mają bachora, to niech jeżdżą z nim samochodem", tacy ludzie sami mogą wsiąść w swój samochód i odciąć się od "bachorów". Rozmaici dorośli potrafią też bardzo irytować. Oczywiście rodzice powinni się starać, żeby jakoś dzieci zająć w podróży, żeby je odpowiednio przygotować, żeby głodne nie były itp. - słowem, żeby starać się nie przeszkadzać. Ale nie zawsze wychodzi - podsumowuje.

Joanna: mama Tymona (3 l.): "to dorośli się kiepsko zachowywali"

Doświadczenia Joanny, podróżującej ze swoim trzyletnim synem, są na ogół pozytywne. - Lataliśmy z dzieckiem już chyba 5 razy i to nie były krótkie loty. Byliśmy tak przygotowani, by syn jak najmniej płakał przy starcie i przy lądowaniu. Płaczą wtedy raczej maluszki, którym jest niewygodnie na kolanach rodziców, poza tym płacz pomaga na ból w uszach. Staram się, żeby w podroży maluch był zajęty: zwykle ogląda bajki lub gra, ma masę ulubionych naklejek itp. Czasem ludzie podczas lotu bawili się z naszym dzieckiem, dla nich to też było urozmaicenie nudnego lotu - opowiada.

W tym roku zdarzyło się jednak, że Tymon komuś przeszkadzał: - Byliśmy na wakacjach i pojechaliśmy na zorganizowaną wycieczkę do stolicy kraju, w którym przebywaliśmy. To była krótka, półdniowa wycieczka. Podczas drogi syn oglądał bajki, a w czasie zwiedzania miasta chodził z nami za rękę, nie płakał, ale jak przystało na 3 latka gadał, zadawał pytania, bawił się z tatą, że grają na niby w piłkę nożną. Była z nami moja mama i ona usłyszała, jak dwie panie koło sześćdziesiątki mówiły, że przy takim dziecku nie da się zwiedzać, bo gada i gada.

Czy Joanna i jej rodzina zachowała się bezmyślnie zabierając dziecko na tę wycieczkę? Czy rzeczywiście trzylatek rozmawiający z tatą zepsuł wyprawę całej grupie? - Poczuliśmy się źle, przecież dzieci gadają, ale dorośli też. Nikt nie szedł milcząc, każdy był z kimś i co chwila ktoś rozmawiał. A staraliśmy się nie być zbyt blisko przewodnika, by nie przeszkadzać innym w słuchaniu tego, co mówi. Wcale nie uważam, że z takim dzieckiem nie można jechać na wycieczkę. Nie była długa i uciążliwa - nie wybrałabym się dzieckiem na coś, co by było dla niego męczące. Dlaczego ma nie zwiedzać? Uczy się w ten sposób poznawać świat - wyjaśnia Joanna.

Poza tą jedną wycieczką, nigdy nie spotkali się z nieprzychylnymi reakcjami innych ludzi. - Ale my dość mocno zajmujmy się dzieckiem, a na ostatnim wyjeździe to niestety dorośli z Polski kiepsko się zachowywali, głośniej niż dzieci i sprawiali problemy obsłudze hotelu...- zauważa.

Patrycja, mama Natalki (3,5 roku) i Piotrusia (2 l.): "zero kultury"

Mama Natalki i dużo podróżuje i nigdy nie spotkała się z nieprzyjemnymi komentarzami. Jej zdaniem najtrudniejszy okres na podróże z dziećmi to czas, kiedy mają 2-2,5 roku : - Moja najgorsza, koszmarna podróż samolotem to właśnie ta, kiedy Natalka miała coś ponad 2 lata. Zabawiałam ją, a dalej były wrzaski - wspomina. - Staram się, ale dzieci nie zawsze zachowują się super i trzeba to zaakceptować. Może mam wredną minę i ludzie boją się zwracać mi uwagę? - zastanawia się ze śmiechem.

Jej najdłuższy lot z dzieckiem trwał 13 godzin i nie wspomina go źle. - Zawsze mam masę rzeczy do zabawy - książki, kredki, dvd, dziecięcy tablet, przekąski, dużo niezdrowych, cudnych rzeczy, żeby je zapchać, a i tak jest zamieszanie. Starsza jest super teraz, potrafi się sobą zająć, a z młodszym jest koszmar. Ten wiek - wyjaśnia.

Patrycja zwraca uwagę na ogólny brak życzliwości wobec osób podróżujących z małymi dziećmi: - Ludzie może nie zwracają mi uwagi, ale też nie pomagają. Szczególnie Polacy nie mają żadnej uprzejmości wobec matek z dziećmi. Zero kultury. Targałam ostatnio złożony wózek, dziecko młodsze na smyczy, drugie koło mnie, torba podręczna... Dzikie tłumy mijały mnie, żeby zająć miejsce przede mną. Nikt nie zapytał, czy pomóc - wspomina i nie jest w swojej opowieści odosobniona. Inni rodzice potwierdzają, że rzadko zdarza się, aby ktoś zaproponował im pomoc.

Karolina, mama Marcela (4 l.): "podróż z wrzaskami"

Marcel, syn Karoliny, jest w podróży bezproblemowym dzieckiem: - Podejrzewam, że jak każde dziecko w tym wieku, kiedy podróż jest zbyt długa, zaczyna się nudzić, siedzenie na miejscu go męczy, a wtedy zaczyna skakać po fotelu, wymyśla niemądre zabawy. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś się na niego skarżył, ale on jest dość stonowanym egzemplarzem - przyznaje. Za to sama ma za sobą trudną podróż spowodowaną zachowaniem innego dziecka. - Jak samolot zaczął startować, kilka rzędów za nami rozdarło się dziecko i darło się wniebogłosy aż do samego końca podróży - opowiada. - dziecię nie płakało, tylko darło się, jakby je ze skóry obdzierano, aż do czkawki, kaszlu i wymiotów. Nie wiem, czy rodzice robili cokolwiek, żeby je uspokoić, ale pewnie tak, choć z marnym skutkiem...

- Szybko zaczęły się mniej lub bardziej głośne komentarze pasażerów na ten temat, mimo że większość z nich to byli rodzice z dziećmi w różnym wieku, więc raczej osoby, które powinny znać temat. Sama po godzinie słuchania tych wrzasków miałam dość, a zanim lot dobiegł końca, potężnie bolała mnie głowa i choć żal mi było zarówno tych rodziców, jak i dziecka, to uważam, że powinni może bardziej się postarać? - zastanawia się i dodaje ze śmiechem: - Strasznie męczący powrót z urlopu mieliśmy i po wyjściu z samolotu byłam gotowa na wyjazd na jakieś wakacje...

Uczenie kultury i krzywe spojrzenia

Małgorzacie nie zdarzyło się jeszcze, żeby ktoś zwrócił jej uwagę, ale przyznaje, że kilka razy widziała niesympatyczne spojrzenia. - Było widać, że są one od osób, którym wszystko przeszkadza... - mówi mama dwóch synów. Jest idealnym zaprzeczeniem tezy, że współcześni rodzice nie szanują innych ludzi i pozwalają swoim dzieciom na wszystko: - Uważam, że dzieci należy uczyć kultury od małego i jeśli moi chłopcy zachowują się głośno w publicznym miejscu, to zawsze staram się ich uciszyć - poza placem zabaw oczywiście, bo to jest miejsce, gdzie dzieci mają się wyszaleć. Zawsze zwracam uwagę na to, by nie zakłócali spokoju innym. Oczywiście, wszystko w granicach rozsądku, nie zakazuję im się odzywać - dodaje.

Monika, która dużo podróżuje po Polsce z dwójką dzieci, mówi: - Niestety najczęściej widzę krzywe spojrzenia i słyszę teksty o złym wychowaniu. Przy pierwszym dziecku strasznie się tym przejmowałam, myślałam, że to moja wina i że nie jestem dobrą matką. Przy drugim już się tymi uwagami nie przejmuję - wyznaje. Ewelina zwraca uwagę na drugą stronę medalu: - Często to obcy ludzie swoim zachowaniem prowokują dzieci do płaczu czy histerycznych zachowań. Najgorsze są hasła w stylu: "Chodź, pójdziesz ze mną, zabiorę cię od mamusi, co?" - wyjaśnia.

Mówi, że wielokrotnie słyszała, jak jakaś "uczynna" pani mówiła tak do małego dziecka: - Raz nawet dwie kobiety powiedziały coś w tym stylu do mojej córki, która akurat dawała w sklepie idealny pokaz tego, co potrafi nieradzące sobie z silnymi emocjami trzyletnie dziecko. Bardzo taki komentarz pomógł w jej uspokojeniu, no rzeczywiście - dodaje sarkastycznie. Kiedy powiedziała "pomocnym" kobietom, że nie życzy sobie straszenia jej dziecka, usłyszała, że jest wariatką.

Podróż to nie pora na wychowywanie

Agnieszka Stein, psycholog dla rodziców, zauważa, że czasem sami rodzice popełniają błąd, kiedy znajdują się z dzieckiem w takiej stresującej sytuacji: - Czasami obserwuję, że rodzice nie są przygotowani do podróży z dzieckiem. Poza tym dziecko nie płacze dlatego, że jest źle wychowane. Płacze, bo się nie rusza, bo wolałoby być na placu zabaw, a nie np. w samolocie. Albo płacze, bo jest zmęczone lub głodne. Widzę często, że w takich sytuacjach, gdy dziecko przeszkadza innym, rodzice starają się je wychowywać - a moment, w którym dziecko płacze i wokół jest dużo ludzi, to nie jest dobry moment na próbę wprowadzania zasad i konsekwencję. Wystarczy wtedy zatroszczyć się o potrzeby dziecka i zrozumieć innych. Płaczu dziecka nie da się po prostu zignorować, komuś naprawdę może być trudno tego słuchać - wyjaśnia autorka książki "Dziecko z bliska".

Płaczące i histeryzujące podczas podróży dziecko to jednak nie tylko problem dla innych pasażerów, ale także dla rodziców. Nikt nie lubi takich sytuacji, nikt też nie chce specjalnie narażać na dyskomfort innych podróżujących. Rodzic płaczącego dziecka jest już wystarczająco mocno zestresowany, nie trzeba go dodatkowo dobijać nieprzyjaznymi uwagami. Może lepiej byłoby mu zaoferować pomoc? A co wy sądzicie na ten temat? Zdarzyło się, żeby ktoś wam zwrócił uwagę, że wasze dziecku mu przeszkadza? Co wtedy czuliście?

Poznaj historię dzieci i rodzin, które podróżują po całym świecie >>

Więcej o:
Copyright © Agora SA