24 miesiąc: Nocne życie

Czy siłą spokoju można pokonać bezsenność dwuipółlatka - sprawdza Magda Szczypiorska-Mutor.

A Krzyś popatrzył za nim czule i powiedział sam do siebie: - Poczciwy, głupi Miś.

Była pierwsza w nocy. Odłożyłam książkę, przytuliłam Jasia i zamknęłam oczy, udając, że śpię. Jaś odczekał chwilę przytulony do mojego boku, potem podparł się w łokieć i po kilku minutach bacznej obserwacji moich zamkniętych oczu, ostrożnie

usiadł na łóżku.

- No, najeście śpi - trzeźwo podsumował sytuację.

Powstrzymałam się, żeby nie parsknąć śmiechem, i spod półprzymkniętych powiek obserwowałam, jak z ukochanym misiem Edwardzikiem wygramolił się z łóżka, po drodze sprawdzając, czy tata też jest unieszkodliwiony. Usłyszałam tupot nóżek na podłodze - Jaś pomaszerował do swojego pokoiku.

- A tejaz, Edwajdziku, ugotowam ci kolację - zaanonsował. Po łomotach i serii brzdęków zorientowałam się, że rozstawia swoją kuchenkę i wyjmuje garnuszki.

- Jajecnica cy omlecik? - spytał szarmancko.

Nie dosłyszałam odpowiedzi Edwarda, za to wyraźnie dotarła do mnie zapowiedź Jasia:

- To idę po jajecko.

I odgłosy dreptania po schodach na dół. Jęknęłam, widząc oczyma wyobraźni rozsmarowane na schodach "jajecka". Usiadłam na łóżku, gotowa zdecydowanie zaprotestować, kiedy powstrzymał mnie mąż, który też tylko udawał, że śpi.

- Nie ma jajeczek - szepnął dumnie. - Ostatnie dałem Luckowi na kolację.

Z kuchni dobiegł nas jęk zawodu, a potem trzask lodówki, odgłosy szperania w kredensie i mozolne wspinanie się po schodach na górę.

- Ufff - wyznał Edwardzikowi zasapany Jaś - będzie owsianka.

Po kwadransie szczękania garnuszkami i upartych perswazji ("No, jedz, ty niedźwiedziu"), przyprószony płatkami owsianymi

Jaś powrócił

do naszego łóżka. Po chwili wahania ułożył się wygodnie na tacie, pokręcił się, pokręcił i mrucząc coś do siebie, zasnął. Mąż na chwilę otworzył oczy, z gracją zdmuchnął sobie z twarzy płatki i też zasnął.

Nocne wędrówki Jaś uprawiał mniej więcej od tygodnia. Były dosyć urozmaicone, ale zawsze zaczynały się około pierwszej w nocy. Zastanawialiśmy się, co z tym fantem zrobić. Wprawdzie Julcia, kiedy była mniej więcej w wieku Jasia, też budziła się w nocy, ale różne metody, które sprawdzały się w jej przypadku, na Jasia nie działały. Teraz było podobnie - obudzoną w środku nocy Julkę zatrzymywało w łóżku i szybko usypiało śpiewanie kołysanek, głaskanie po główce albo krótka bajeczka, w najgorszym razie łagodna perswazja. Poza tym Julcia za żadne skarby nie wyszłaby w nocy z łóżka bez któregoś z nas.

Jaś jest zupełnie inny. Po zastanowieniu oparliśmy się pokusie dreptania za nim, sterowania zabawą tak, by jak najszybciej znalazł się w łóżku, czy nakłaniania go do spania. Wiedzieliśmy, że to nic nie da, a nie chcieliśmy , by Jaś miał poczucie, że czegoś wymagamy, potem kapitulujemy, a on i tak robi, co chce. Daliśmy mu spokój i

próbowaliśmy przeczekać.

Umawialiśmy się z nim na jeden rozdział "Puchatka" w udawany sen. Jaś cenił sobie chwile nocnej niezależności i wcale nie zapraszał nas do swoich eksperymentów.

Często o pierwszej w nocy któreś z nas jeszcze nie spało i wtedy przeczytanie Jasiowi jednego rozdziału nie było kłopotliwe. Ale zdarzało się i tak, że spaliśmy co najmniej od dwóch godzin i chociaż byliśmy w stanie się obudzić i dyskretnie czuwać nad Jasiem, dopóki nie wróci do łóżka, to głośne czytanie o problemach Kłapouchego było ponad nasze siły. Na takie okazje mieliśmy w sypialni magnetofon z kasetą z historiami o Puchatku. Wystarczyło wcisnąć guzik i pogrążyć się w błogim letargu.

Niestety czasami Jaś budził się w nocy z problemem wymagającym natychmiastowego rozwikłania.

- Mamo! - podnosił się gwałtownie - Cy syjeny nosą staniki?

Albo nagle oświadczał:

- Wies, mamo, ja nie psepadam za spaniem.

Po pjostu śkoda casu.

Faktycznie, nie przepadał. Wieczorne usypianie trwało ostatnio godzinami. Julka najlepsze zabawy wymyślała wieczorem i cały mój misterny plan stopniowego wyciszania brał w łeb, kiedy Julcia w przypływie nagłej sympatii do brata proponowała ochoczo:

- Jasiek, robimy balet?

- Taaak! - ryczał radośnie Jaś i o żadnym wyciszaniu nie było już mowy.

Po akrobacjach odbywała się gonitwa, tak kierowana przeze mnie, że kończyła się w kąpieli, gdzie ich ulubioną rozrywką było polewanie się nawzajem znienacka lodowatym prysznicem. Tak wyciszonym dzieciom czytałam kolejno po fragmencie wybranej przez każde z nich książeczki, a potem...

- Mamo,

ja się boję zasnąć

- jęczała Julka.

Bała się zasnąć od tygodnia, od kiedy w szkole Kasia z piątej klasy opowiedziała dzieciom, jak "narzeczony jej siostry powiesił się w łazience na klamce, a potem straszył ją stukając komodą". Po kilku długich rozmowach ("A co to znaczy powiesił się?", "Jak to straszył?") przekonaliśmy Julkę, że Kasia z bliżej nieznanych przyczyn wymyśla głupie historie. W końcu Julka przestała bać się chodzić sama do łazienki, ale ani na chwilę nie chciała zostać sama w pokoju. Kilka nocy mąż spędził na materacu przy jej łóżku, trzymając ją przez sen za rączkę.

Coś z Julci strachów udzieliło się Jasiowi, który oświadczał: "Nie mogę zasnąć, bo się boję". Gdy pytaliśmy, czego się boi, odpowiadał zniecierpliwiony: "oj, cego, cego - po pjostu się boję".

Wieczorem, po długim usypianiu zdarzało się, że ja zasypiałam koło niego, a kiedy budziłam się po kilku kwadransach, okazywało się, że Jaś właśnie bawi się dźwigiem albo przebiera Edwardzika. Kiedy wreszcie zasnął, budził się około pierwszej i zaczynał nocne życie od sakramentalnego:

- Pocytaj mi Puchatka.

Czasem siadał przed swoim regałem, wyciągał książki i w skupieniu oglądał obrazki. I tak noc w noc.

Nie powiem, nowe zwyczaje Jasia były dosyć kłopotliwe, ale metoda spokojnego przeczekiwania dawała dobre rezultaty. Powtarzaliśmy, że

noc jest do spania,

a nie do zabawy, i my właśnie idziemy spać, a Jaś dołączał do nas, kiedy skończył przebierać Edzia albo budować most. Robienie z tego problemu przedłużałoby tylko nocne wygłupy i niepotrzebnie wszystkich denerwowało. Postanowiliśmy zadbać o to, co istotne - zapewnić Jasiowi bezpieczeństwo i ustalić ważne zasady. Po nocnej eskapadzie do kuchni w poszukiwaniu "jajecków" zamontowaliśmy wysoką bramkę na schodach i Jaś mógł wędrować tylko po piętrze, gdzie było bezpiecznie. Wiedział, że zakazane były dwie rzeczy - próby sforsowania bramki oraz wchodzenie do pokoju Julki - i przestrzegał umowy.

Pozostaje nam tylko czekanie, aż mu się znudzi - myśleliśmy sobie każdej kolejnej nocy. I nagle, mniej więcej po dziesięciu dniach, tradycyjnie o pierwszej, Jaś obudził nas intrygującym pytaniem:

- Tato, cy anioły fjuwają na benzynę?

I natychmiast zasnął z powrotem. Naprawdę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.