7 miesiąc: Popatrz jak siedzę

Teraz na dobre zagnieździłam się w kuchni. To moje ulubione miejsce. Obie z Mamą gotujemy tam obiady.

Mama opróżniła w kuchni wszystkie dolne półki i włożyła tam różne niespodzianki: sitka, plastikowe łyżki, lekkie pokrywki, kubeczki po jogurtach, pudełka po kremach, w których coś grzechocze, piłeczki, gąbki. Na podłodze położyła mój ulubiony kocyk, ten od Babci, a na nim mnie. Kiedy Mama gotuje obiad, jesteśmy razem. Mama ciągle mnie pyta o zdanie w różnych sprawach, na przykład czy wolę seler, czy por, albo który śliniaczek chcę włożyć - rybki czy w żółwie. Często daje mi powąchać różne warzywa i łagodne przyprawy. A nawet

proponuje nowe smaki.

Bo teraz moje obiadki to już poważna sprawa. Mama wymyśla mi różne zupki - z cukinią, kalafiorem, brokułami, dynią czy - mają ulubioną - z pomidorami. Poza tym ciągle uczę się jeść. Teraz staram się wciągać ustami jedzenie do buzi, zamiast ssać łyżeczkę. Każdy, kto to widzi, bardzo się śmieje, bo podobno robię przy tym zabawny ryjek.

Mama bardzo się przejmuje moim jedzeniem - czy zjadłam banana, czy smakowała mi zupka z masełkiem, a może wolałabym jogurt. Ja się tym w ogóle nie przejmuję - jak mi coś smakuje, np. morele, brzoskwinie czy maliny, to owszem, mogę trochę zjeść. Ale jak coś jest tak obrzydliwe jak por czy brokuły, to pluję na podłogę. Lubię mieć swoje zdanie. I już różne rzeczy wiem. Na przykład wiem na pewno, że lubię gruszki, a nie lubię mięsa.

Od niedawna mam swoje własne krzesełko do jedzenia. Wysokie, niebieskie, z szerokim blatem, na którym Mama stawia mi miseczkę. Raz o mało nie wypadłam z tego krzesełka, bo chciałam złapać Tatę za koszulkę. Od tej pory Mama przypina mnie szelkami, a zaraz po jedzeniu puszcza mnie na podłogę. Tam jestem bardziej niezależna - powoli

uczę się pełzać.

Na początku bardzo się złościłam, bo kiedy już upatrzyłam sobie jakiś cel i postanowiłam się do niego podczołgać, gdy mobilizowałam całą energię, stękając i śliniąc się z wysiłku pełzałam, owszem, ale do tyłu. I chyba nikt się nie dziwi, że kiedy widziałam, jak upragniony cel oddala się, zamiast przybliżać, wpadałam w prawdziwą wściekłość. Czasem byłam już naprawdę załamana. Na szczęście Babcia wymyśliła świetną metodę. Po prostu kładła mnie na podłodze w takim miejscu, bym mogła stopami dotykać ściany albo szafy i odpychać się. Wtedy naprawdę pełzam do przodu.

Najpierw podwijałam rączki i mozolnie posuwałam się do przodu energicznie zginając i prostując nóżki. Potem wymyśliłam jeszcze lepszy sposób - opierałam się na rękach, a nóżki ciągnęłam za sobą. To wspaniałe uczucie - mogę pełzać we wszystkie strony! Ale to jeszcze nic. Najbardziej niesamowite przeżycie ostatnich tygodni to

samodzielne siedzenie

na ławce. Tak! Mama na spacerze wyjęła mnie z wózka i posadziła na ławce! Siedziałyśmy sobie razem pod kasztanem i przyglądałyśmy się kaczkom i łabędziom, które pływały po stawie. Byłam z siebie taka dumna! Większość dnia spędzamy z Mamą na spacerach. Kiedy jest ładna pogoda, Mama czasami pakuje mój obiadek w termos i wtedy jem w parku.

Bardzo lubię spacerować z Mamą. Zawsze wymyśla różne ciekawe przygody - wczoraj na przykład obserwowałam dzieci, które jeździły w parku na kucyku (to taki mały konik). Mama pozwoliła mi nawet poklepać go po szyi.

Gdy Tata wraca z pracy, kładzie się ze mną na podłodze, a ja opowiadam mu o wszystkim, co robiłam w ciągu dnia. Na przykład ja mówię "bhhh, da da da da, hu hu". A Tata na to: "O! bhhh, da da da da, hu hu?". To ja na to: "le le". A Tata: "le le, da da da?". I tak sobie rozmawiamy. Tylko trochę się ślinię, ale Tacie wcale to nie przeszkadza.

Lubię też, jak Tata w czasie rozmowy głaszcze mnie i turla po podłodze. Często przychodzi do nas też Mama i wszyscy się turlamy i przytulamy. Dotykanie i przytulanie jest naprawdę fajne.

Od kiedy nauczyłam się pełzać, Tata bawi się ze mną w tor przeszkód. On się kładzie, a ja czołgam się przez jego ręce albo nogi lub wdrapuję się na jego brzuch i zjeżdżam z drugiej strony. Obydwoje bardzo się z tego śmiejemy.

Wczoraj próbowałam pobawić się w tor przeszkód z Markiem, moim kolegą, ale to nie to samo. Mamy rozłożyły kocyk przed naszym wielkim lustrem i położyły na nim Marka i mnie. Chciałam przepełznąć przez Marka, ale on nie jest taki nieruchomy jak mój Tata. Zaczął się wić i chyba usiłował przepełznąć przeze mnie. Zrobiło się spore zamieszanie. Nasze Mamy pękały ze śmiechu i powiedziały, że wyglądamy jak dwa ślimaki.

Kiedy przestaliśmy się po sobie czołgać, zaczęliśmy

przeglądać się w lustrze.

Było to bardzo zajmujące. Trochę rozmawialiśmy z tymi dzieciakami tam w lustrze, a kiedy mnie się to znudziło, chciałam zabrać sobie ucho Marka. Marek zaczął płakać, bo chciał mieć nadal swoje ucho przy sobie i Ewa musiała wziąć go na ręce. Marek to jednak nie to, co Tata. Tata na pewno oddałby mi ucho.

W ogóle bardzo lubię, kiedy Tata wraca z pracy - wtedy Mama ma trochę czasu dla siebie (to jest bardzo dobre, bo potem jest o wiele milsza i częściej się uśmiecha). Najpierw się z Tatą wygłupiamy. Potem Tata daje mi kolację - teraz jadam na kolację ryżowy kleik z różnymi owocami. Potem sobie rozmawiamy albo czytamy książeczki i wreszcie idziemy do wanny - to dopiero przygoda!

Od tygodnia kąpię się w dużej wannie! Mama kupiła taką specjalną gąbkowo gumową matę, przykleiła ją na dnie wanny i mogłam już kąpać się jak dorośli. Mama dała mi do kąpieli kaczuszkę i statek, a do ścianki wanny przykleiła taką śmieszną zabawkę. Kiedy tata coś przyciska, to mały ludzik zjeżdża w dół i skacze do wody. Lubię się kąpać z ludzikiem, ale najbardziej lubię

kąpać się z Mamą lub Tatą.

To są zupełnie różne kąpiele. Z Tatą jest bardziej wariacko - chlapiemy się, pryskamy wodą i śmiejemy. Z Mamą jest spokojnie, ale też fajnie - przytula mnie w wodzie i głaszcze po pleckach.

Po kąpieli przeważnie usypia mnie Mama - bardzo lubię te chwile i Mama chyba też. Kładziemy się we dwie w łóżku rodziców, Mama mnie karmi i opowiada bajki, głaszcze po główce albo po pleckach. Bardzo kocham moją Mamę.

Więcej o:
Copyright © Agora SA