5 miesiąc: Pełzająca rewolucja

Moja Mama przeraczkowała po całym domu i oświadczyła Tacie, że tak dalej być nie może.

Wszystko zaczęło się od tego, że Mama przeczytała artykuł o niebezpieczeństwach, które czyhają na pełzające i raczkujące niemowlęta. Okazało się, że wszystko w naszym domu jest niebezpieczne. I że trzeba coś z tym zrobić. Tata próbował bronić domowego porządku, ale kiedy Mama zmusiła go do pełzania po kuchni, zmienił zdanie. Następnego dnia kupił różne wynalazki do zabezpieczania tych wszystkich strasznie niebezpiecznych miejsc. No i zaczęło się! Prawdziwa rewolucja. Rodzice chodzili

na czworakach

(szkoda, że ja tak jeszcze nie potrafię) i upychali za meblami przewody elektryczne. Potem pozatykali specjalnymi zatyczkami wszystkie dziurki w ścianach (Tata mówił na nie "gniazdka"), meble, które mogły się przewrócić, wynieśli do piwnicy, a półkę z książkami przybili do ściany. Mama zdjęła ze stołu obrus i zainstalowała w szufladach komody takie coś, co zamyka je na amen i następnego dnia Tata nie mógł wyjąć skarpetek. Wszystkie kwiatki postawili wysoko, a z dolnych półek zdjęli książki i inne fajne rzeczy do darcia i włożyli różne moje zabawki. Mama jeszcze raz przeraczkowała przez wszystkie pomieszczenia i na rogi mebli założyła nakładki. Tata długo wpatrywał się w szpary w podłodze w poszukiwaniu zagubionych koralików, agrafek i różnych śmieci, które mogłabym wydłubać i wziąć do buzi.

W łazience wszystko powędrowało na górne półki, a na kran Mama założyła taki śmieszny plastikowy ochraniacz. Chyba jest naprawdę świetny, bo kiedy wieczorem Tata chciał się wykąpać, nie mógł odkręcić kranu. Gdy zaczęli demolować kuchnię (pozamykali wszystkie szafki, a na kuchence zamontowali różne skomplikowane ochraniacze i blokady), byłam już trochę znużona tym zamieszaniem i ucięłam sobie drzemkę.

Moje łóżeczko

też trochę się zmieniło - Mama opuściła materacyk o wiele niżej. Najbardziej ucieszył się z tego nasz pies Lucek. Dawniej miał problemy z wyciąganiem zabawek z mojego łóżeczka, teraz wystarczy, że włoży pyszczek między szczebelki. Kilka dni po tym przemeblowaniu Tata znalazł w jego koszyku pod materacem całą kolekcję moich zabawek - czerwony klocek, piszczącą piłeczkę, gumowego misia i plastikową rybkę. Ostatnio jestem w nie najlepszym humorze, bo

coś mnie boli w buzi.

Mama mówi, że to się nazywa ząbkowanie, i tłumaczy mi, że kiedyś będę miała prawdziwe zęby, zupełnie takie same jak Mama i Tata. Bardzo lubię patrzeć, jak dorośli myją zęby. Kiedy jestem z Mamą w łazience, zawsze kombinuję, jak by się dobrać do ich szczoteczek. Są naprawdę piękne i tak ładnie błyszczą.

Kiedy ząbkowanie już bardzo dało mi się we znaki, Tata kupił w aptece specjalny żel do smarowania dziąseł. Bardzo mi smakuje (Mama mówi, że to smak anyżku) i naprawdę pomaga, ale można nim smarować dziąsła tylko kilka razy dziennie.

Mój Dziadek też przejął się moim ząbkowaniem. Wiedział od Mamy o mojej namiętności do szczoteczek i przy następnej wizycie wręczył mi prezent. W środku była

najprawdziwsza szczoteczka,

taka dla dzieci, w kształcie rozpłaszczonego krokodyla, fantastycznie błyszcząca. Na jej widok aż zapiszczałam z zachwytu. Myślę, że teraz łatwiej zniosę to całe ząbkowanie, tym bardziej że Tata kupił mi specjalne gryzaczki. Jeden ma kształt plasterka cytryny na plastikowej rączce, a drugi to precelek z różnymi wypustkami. W środku mają wodę. Wkłada się je do lodówki i potem takie zimne można gryźć i obgryzać - naprawdę pomaga! Żeby uprzyjemnić mi czas oczekiwania na pierwszy ząb, Mama i Tata wymyślają różne zabawy, które coraz bardziej mi się podobają. Na przykład Mama kładzie sobie na głowę pieluchę i udaje, że jej nie ma, a potem nagle zdejmuje pieluchę i woła

"A ku - ku!".

Z tatą najlepiej wychodzi mi zabawa w "raka nieboraka" - Tata mnie łaskocze, a ja piszczę i się śmieję. Babcia jest specjalistką od zabawy w sroczkę, która warzyła kaszkę. Najbardziej lubię, kiedy sroczka robi tę swoją kaszkę na moich stopach - wtedy wierzgam i kopię, a Babcia udaje, że ucieka. Ostatnio bardzo interesują mnie moje stopy. Potrafię nawet obie naraz włożyć sobie do buzi - ani Tata, ani Mama nie umieją tego zrobić. Ale moim największym osiągnięciem jest sięganie po zabawkę jedną ręką, kiedy leżę na brzuchu - potrafię utrzymać się na jednej rączce i nie przewracam się na boki. Od kilku dni Tata uczy mnie tańczyć - trzyma mnie na rękach i robi różne piruety, a ja śpiewam "daa, laa, ghyy" albo "baa, maa, lee, lee". Najlepiej wychodzą nam tanga z figurami. Tata jest w tym prawdziwym mistrzem.

Mama ze swoją koleżanką Ewą zapisała się na gimnastykę i często

ćwiczy w domu,

a ja z nią. Nie wszystkie ćwiczenia umiem powtórzyć, ale sapanie idzie mi znakomicie, robię to zupełnie tak jak Mama, a może jeszcze lepiej. Ta Ewa też ma małego bobasa - Marka. Marek jest ode mnie młodszy o tydzień, a nasze mamy poznały się w szpitalu, tam, gdzie się oboje urodziliśmy. Ewa niedawno odwiedziła nas z Markiem. Mamy położyły nas na fantastycznym kocyku od Babci. Marek był zachwycony - bardzo podobały mu się naszyte kawałki gumowej maty z długimi wypustkami. Rył nosem w macie i próbował odgryźć te wypustki, ale nic z tego - są nie do ruszenia (sama nieraz próbowałam). Nasze mamy postanowiły, że często będą się nawzajem odwiedzać razem z dziećmi, czyli z nami, a jak będziemy starsi, to będą mogły zostawiać Marka i mnie z moją Mamą, a potem z mamą Marka. I będą miały trochę więcej czasu dla siebie. Założę się, że Mama, kiedy wreszcie odważy się zostawić mnie z Ewą, nie ruszy się ani na krok, bo ciągle będzie sprawdzać, czy wszystko w porządku. Taka już jest.

Więcej o:
Copyright © Agora SA