2 miesiąc: Jaki dziwny jest ten świat

Teraz coraz więcej czasu spędzam na rozglądaniu się wokół. Nadal lubię przyglądać się Mamie, ale zaczęłam wynajdywać sobie również inne rozrywki. Coraz bardziej mi się tu podoba.

Zwłaszcza od kiedy Tata powiesił nad moim łóżeczkiem takie urządzenie, które gra melodyjkę i kręcą się na nim w kółko różne zwierzaki.

Mama wyjaśniła mi, że to karuzela, a zwierzątka, co się kręcą, to krówka, żyrafa, pies i zajączek. Kupili to dla mnie, kiedy jeszcze mieszkałam w brzuchu. Uważam, że to bardzo miły gest.

Od kilku dni potrafię potrząsać grzechotką, którą Mama albo Tata włożą mi do ręki. Mam kilka grzechotek - kolorowe szyszki, pieska z kółkami na szyi i przezroczystego misia, który w środku ma kolorowe kulki. Ten miś to moja ulubiona zabawka.

Wczoraj odniosłam wielki sukces - sama wzięłam misia do rączki. Tak naprawdę stało się to raczej przez przypadek, sama byłam tym zaskoczona - po prostu sięgnęłam ręką w bok, a tam leżał miś i jakoś tak złapałam go rączką. Akurat wtedy weszła Mama. Zapytała Tatę, czy dawał mi misia, ale Tata powiedział, że nie. Wtedy Mama krzyknęła, że jestem genialna, bo taki wyczyn rzadko się zdarza w moim wieku. To miło być genialną.

Poznaję nasz dom,

kiedy Mama albo Tata noszą mnie na rękach i pokazują różne rzeczy - plamy słońca na ścianie, widok za oknem, obiad na stole, stare zdjęcia albo rozpakowane zakupy. W każdym miejscu naszego domu inaczej pachnie. Najbardziej lubię zapach kuchni. Kiedy Mama robi coś do jedzenia, wstawia do kuchni wózek ze mną w środku i pokazuje mi różne rzeczy, np. czerwony garnek, zieloną sałatę albo żółte cytryny. Umiem nawet wyciągać rączki, kiedy coś mi się bardzo spodoba.

Drugim moim ulubionym miejscem w naszym domu jest przedpokój, bo jest tam wielkie lustro. Kiedy Mama podchodzi ze mną do lustra, widzę tam kogoś, kto jest bardzo do niej podobny i trzyma na rękach małego bobasa. Mama mówi, że ten bobas w lustrze to ja. Owszem, zdarzają się tu różne dziwne rzeczy, ale z tym bobasem to już chyba przesada.

Mój Tata postanowił, że będzie mi czytał książeczki. Ostatnio przyniósł kilka bardzo kolorowych i śmiesznych książeczek - o słoniu Trąbalskim, o spóźnionym słowiku, o lokomotywie i o rzepce. Bardzo lubię, kiedy Tata mi czyta i pokazuje obrazki - tak naprawdę właściwie nic z tego czytania nie rozumiem, ale to nie szkodzi. Najbardziej lubię wierszyk o lokomotywie. Jak go czyta, to tak śmiesznie sapie i dmucha, i bucha. Mówi, że tak robi pociąg (nie wiem, co to jest pociąg, ale to nie szkodzi, kiedyś na pewno się dowiem).

Kiedy ostatnio czytał mi wierszyki, bardzo chciałam też coś powiedzieć i wyszło mi takie "a-hu". Tacie z wrażenia aż wypadła książeczka, zawołał Mamę i krzyczał, żeby szybko przyszła. Pomyślałam, że zrobię im przyjemność i jeszcze kilka razy powtórzyłam "a-hu", a oni byli naprawdę zachwyceni. Ostatnio bardzo

lubię leżeć na brzuszku.

Na początku nie znosiłam tej pozycji. Ale od kiedy udało mi się podnieść głowę do góry i na chwilę przyciągnęłam do siebie zgięte ręce, było mi całkiem wygodnie i mogłam dużo zobaczyć. Kiedy Tata wrócił z pracy, Mama powiedziała mu, że podniosłam głowę, opierając się na przedramionach, i że to naprawdę niesamowite. Więc jeśli to takie niesamowite, to zrobiłam tak jeszcze raz specjalnie dla Taty. Był wniebowzięty i powiedział, że wyglądam jak żółw. Nie wiem, czy to komplement.

Moi rodzice najbardziej lubią, kiedy się uśmiecham - to też nowość, chodzi o taką specjalną minę, którą ludzie robią, kiedy są zadowoleni. Nauczyłam się tego niedawno. Mama mówi, że mam przepiękny uśmiech, a najładniej się uśmiecham, kiedy Mama bierze mnie na ręce do karmienia. Bo ssać Mamę nadal uwielbiam.

Ostatnio było z tym trochę kłopotu. Kiedy miałam około sześciu tygodni, nagle zwiększył mi się apetyt, a mleka z piersi leciało tyle, co dawniej. Czasami byłam naprawdę wściekła, bo z głodu burczało mi w brzuchu. Mama bardzo się denerwowała. Zadzwoniła nawet do jednego lekarza i on powiedział, żeby kupiła Humanę i butelkę. Ale potem na szczęście zadzwoniła do innego i usłyszała, że ma sobie wyobrazić, że na świecie nie ma czegoś takiego jak butelki i sztuczne mleko i że po prostu musi sama wykarmić dziecko, czyli mnie. Mama też uważała, że lepiej nie dawać mi butelki, ale mój płacz doprowadzał ją do łez i zrobiłaby wszystko, żebym tylko

nie płakała z głodu.

Na szczęście Tata w jakiejś książce o karmieniu piersią wyszperał informację, że to normalny "kryzys szóstego tygodnia" i że apetyt dzieci rośnie co jakiś czas, skokowo - i to miał być właśnie ten skok. Kazał Mamie położyć się ze mną do łóżka, a ja sobie ssałam i ssałam. Tata dbał o to, żeby Mama dużo piła niegazowanej wody mineralnej i nie przejmowała się, że mnie zagłodzi. I proszę! - już następnego dnia mleka było coraz więcej i więcej, a wieczorem wreszcie najadłam się do syta. I od tej pory wszystko jest w porządku. Znowu musiałam

pójść do przychodni

i spotkać się z potworem - tym, co zawsze ma zimną słuchawkę. Mama uprzedziła mnie, że idziemy na szczepienie. Najpierw było ważenie. Mama bardzo się ucieszyła, że utyłam 960 gramów, a panie pielęgniarki dopytywały się, czy naprawdę karmi mnie tylko piersią. Były naprawdę zdziwione. Potem przeszłyśmy do jaskini potwora. Dzisiaj nie było wcale tak okropnie - potwór był bardzo wesoły, porządnie ogrzał słuchawkę i ciągle mnie rozśmieszał, łaskocząc po brzuszku. Powiedział Mamie, że jestem piękną panienką, że wszystko jest w porządku i że zaprasza na szczepienie. Potem Mama mnie jakoś zagadała, przytrzymała mi nóżkę i nagle coś mnie ukłuło. To było nieprzyjemne, więc rozpłakałam się na cały głos, ale płakałam raczej ze złości niż z powodu tego ukłucia, które szybko przestało boleć. Byłam wściekła, że zrobili mi taką przykrość.

Ponieważ szczepienie wypadło akurat w porze spaceru, poszłyśmy z Mamą do parku. Bardzo lubię spacery, bo Mama wyjmuje mnie z wózka i pokazuje mi trawę i drzewa i razem karmimy kaczki bułką. Ostatnio Mamie coraz sprawniej idzie wybieranie się na spacer, ale miała nowy problem - jak karmić mnie zimą w parku. Na początku, jak tylko zaczynałam płakać, Mama pędziła z wózkiem przez parkowe alejki do domu. Teraz jest spokojniejsza, wie, kiedy mogę być głodna, i zawsze zdążymy na czas do domu. Nie mogę się doczekać, kiedy będzie ciepło i Mama będzie mogła mi dawać jeść na spacerze, wtedy nie będziemy musiały wracać tak szybko do domu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.