Tak, zgadza się, zwłaszcza że gdy byłam jeszcze w ciąży, bardzo chciałam karmić piersią. Czytałam dużo poradników, rozmawiałam z innymi mamami i wydawało mi się, że jest to najlepsze, najtańsze, najwygodniejsze i najprostsze rozwiązanie. Również w szkole rodzenia podkreślali zalety naturalnego karmienia, nie wspomnieli jednak o możliwych trudnościach. Na przykład nikt nie mówi o tzw. D-Mer, czyli o uczuciu pojawiającym się bezpośrednio przed wypływem pokarmu, któremu towarzyszą emocje negatywne i depresyjne, spowodowane spadkiem dopaminy.
Nie było ani łatwo, ani spokojnie. W jednej piersi miałam pokarm, w drugiej jeszcze w szpitalu wdał się stan zapalny. Po powrocie do domu kupiłam laktator i na zmianę karmiłam dziecko piersią i ściągniętym mlekiem. Nie odczuwałam jednak radości czy błogości podczas karmienia. Zaczęłam się czuć jak niepełnowartościowa mama, skoro teoretycznie tak naturalna rzecz, jak karmienie piersią przychodziła mi z takim trudem.
Depresja poporodowa wszystko jeszcze bardziej skomplikowała, ale nadal przekonywano mnie, że karmienie piersią to jedynie słuszny sposób karmienia dziecka. Dlatego, gdy po paru tygodniach zanikł mi pokarm, najprawdopodobniej w związku z przeżywanym przeze mnie stresem, poczułam ulgę. Łatwiej było mi powiedzieć: "nie mam pokarmu" niż "nie chcę karmić piersią".
Myślę, że wyrzuty sumienia związane z karmieniem butelką są w znacznej mierze spowodowane podejściem społeczeństwa. To naturalne, że mama chce dać dziecku wszystko, co najlepsze, za każdą cenę! Wiemy też, że mleko mamy jest najlepszym pokarmem dla dziecka. Zarazem jednak mamy tendencje do skrajnych opinii — skoro mleko mamy jest najlepsze, to modyfikowane jest najgorsze. Nie! Mleko modyfikowane ma inny skład, niż mleko matki, ale jest zdrowe, nie ma wpływu na prawidłowy rozwój dziecka, nie zaburza tworzenia więzi. I bywa, że jest lepszym rozwiązaniem niż karmienie piersią, które może "wykończyć" matkę psychicznie czy fizycznie. Karmienie piersią powinno interesować jedynie właścicielkę piersi, a nie wszystkich dookoła. Ludzie powinni się skupić na tym, czy dziecko nie jest zaniedbywane, nieszczęśliwe, głodzone, a nie w jaki sposób przyjmuje pokarm w pierwszych miesiącach swojego życia. Tymczasem nadal nieproszone rady i opinie są na porządku dziennym i podkopują pewność siebie podatnych na to mam.
Oczywiście, nawet nie raz. Czytałam, że nie powinnam w ogóle być matką, że jestem beznadziejna, że nie chcę dla dziecka tego, co najlepsze, że nie potrafiłam się poświęcić. Ale kiedy opisałam moją historię z karmieniem, byłam już gotowa na takie komentarze, wiedziałam, że się pojawią. Z drugiej strony miałam dobrze rozwijające się, szczęśliwe, najedzone dziecko, z którym nawiązałam wspaniałą więź - tylko to się dla mnie liczyło. Faktem jest jednak, że musiałam do takiej pewności siebie dojrzeć, pewnie parę miesięcy wcześniej bardzo przejęłabym się tymi opiniami i zastanawiałabym się, czy aby na pewno dobrze zrobiłam.
.
Oczywiście, bo przecież więź nie kształtuje się w zależności od składu pokarmu. Nie sądzę, że gdy byłam w depresji, w ciągłym strachu i niepokoju, a karmieniu towarzyszyły myśli, czy się uda i kiedy wreszcie to się skończy, nawiązałabym lepszy kontakt z dzieckiem, niż tuląc je spokojnie podczas karmienia butelką. Uważność, miłość, spokój — to tworzy więź.
W szpitalu córeczkę karmiłam mieszanie, piersią i butelką. Potem przez pewien czas odciągałam pokarm i karmiłam ją butelką, a po jakimś miesiącu przeszłam całkowicie na mleko modyfikowane. Przekonałam się, że nie jestem stworzona do karmienia piersią. Ale za drugim razem wiedziałam, że nikogo nie krzywdzę i ta decyzja przyszła mi z większą łatwością.
Powiedziałabym, że posłuchały swojej intuicji, a nie opinii innych ludzi. Sam fakt, że martwią się tym, jak karmić dziecko potwierdza, że są dobrymi mamami. Dodałabym jeszcze, że za parę miesięcy nikogo nie będzie interesowało, jak karmiły: czy piersią, czy mlekiem modyfikowanym. Najważniejsze jest to, żeby dziecko było najedzone, a mama spokojna. I że nawet jeśli możesz, ale z jakichś powodów nie chcesz karmić naturalnie — nie jesteś gorszą mamą od innych.
Hanna Banaś - mama blogerka i marketingowiec. W 2013 roku założyła bloga omatkowariatko.pl, wokół którego skupiła społeczność matek oraz kobiet w ciąży. Pisze z dystansem o sobie i swoim macierzyństwie. Jest mamą Żabka i Żabci - dwojga wspaniałych dzieci, które niezmiennie stanowią dla niej inspirację.