Macierzyństwo - cichy sojusznik zdrowia

Nieprzespane noce, obolałe piersi, nieustanne ?stand by?. Matczyna codzienność nie należy do najłatwiejszych. Ale troska o dziecko przynosi także dość niespodziewane korzyści. I to zupełnie niepostrzeżenie.

Wiadomość o ciąży, nawet jeśli jest spodziewana i wyczekiwana, wywraca świat do góry nogami. Rozpoczynają się remonty, zakupy, szkoła rodzenia... Zmieniają się także codzienne nawyki przyszłych mam, i to z dnia na dzień.

Wszystko zaczyna się od ciąży

- Wybrałam się z moim partnerem do Krakowa. W czasie wieczornych wypadów piłam alkohol, paliłam mnóstwo papierosów - opowiada Justyna, mama niespełna półtorarocznej Łucji. - W którymś momencie mój partner stwierdził, że zmienił mi się biust i zasugerował, bym zrobiła test ciążowy - wspomina. O tym, że spodziewa się dziecka, dowiedziała się w toalecie w centrum handlowym. - Bardzo to mną wstrząsnęło. Alkohol, który sobie wówczas kupiliśmy, zawieźliśmy do domu nietknięty. Palenie rzuciłam z dnia na dzień - przyznaje młoda mama.

Ale to nie koniec wyrzeczeń: zero kawy, więcej owoców i warzyw, i to najlepiej z pewnego źródła. Lżejsze dania, unikanie potraw smażonych - to pierwsze decyzje przyszłych mam. Motywacja jest prosta: moje dziecko ma być zdrowe i ma się prawidłowo odżywiać. A przecież je to, co ja.

W ten sposób, dość niepostrzeżenie dla samej siebie, mama zaczyna czerpać korzyści z ciąży. Bo choć priorytetem jest dobro dziecka, zmiana diety przekłada się także na nią. - Bardziej zwracałam uwagę na jakość tego, co jem. Lepsze mięso, nieprzypadkowa wędlina, owoce nie przetworzone, ale świeże - wylicza Justyna. I dodaje, że w takiej diecie już po przyjściu na świat nie było co zmieniać.

Dziecko się rodzi, matka zaczyna jeść

Marta, mama Oli i Igora, po urodzeniu synka i rozpoczęciu karmienia piersią wywróciła swą dietę do góry nogami. - To było jedzenie light, trochę jakbym się odchudzała. Do tego zero potraw wzdymających, uczulających, choćby czekolady - wspomina. - Jest wielki plus takiego jedzenia: chudnie się, czujesz się fajnie, bo masz świadomość, że się zdrowo odżywiasz.

Justyna karmiła przez osiem miesięcy. Nie żałowała sobie niczego, tym bardziej, że Łucję szczęśliwie ominęły alergie i kolki. - Jadłam wszystko, piłam też mleko, choć podobno nie jest zalecane - wspomina. Jak sama przyznaje, nie rozumie pojawiających się tu i ówdzie zaleceń, które każą matce przejść na restrykcyjną dietę i żywić się wyłącznie duszonym indykiem i ryżem.

A poza tym, jak przetłumaczyć sobie zakaz jedzenia połowy dostępnych świeżych owoców, kiedy akurat jest lato i stragany uginają się pod ciężarem czereśni, moreli, jagód, gruszek. - Pamiętam, że gdy Igor miał trzy miesiące zrobiło się ciepło i pojawiły się truskawki. Objadałam się nimi, choć wszyscy wokoło trąbili, że alergizują - śmieje się Marta. Bacznie obserwowała syna, a że nie nawiedzały go ani luźne kupy, ani wysypki, chętnie sięgała po kolejne owoce. Starała się jednak, by nie pochodziły z nieznanego źródła. Ma szczęście - jej rodzice mają działkę pełną owocowo-warzywnych skarbów.

Kawa? Ale mnie się wcale... nie chce spać

O ile jednak karmiące mamy nie odmawiają sobie takich zdrowych przekąsek, o tyle wiele z nich bez mrugnięcia okiem rezygnuje z kawy czy mocnej czarnej herbaty. Zamiast tego w domowym menu pojawia się kawa zbożowa albo zielona herbata. - Pamiętam mój ukochany rytuał z czasów karmienia Igora. Gdy już miałam straszną ochotę na coś słodkiego, zajadałam się herbatnikami i popijałam inką - wyznaje Marta, niepoprawna kawoszka, wypijająca przed ciążą 5-6 kaw dziennie.

A gdy powieki kleją się niemiłosiernie i bez małej czarnej ani rusz, mamy dbają o to, by choć nie była zbyt mocna i zdążyła wyparować w ciągu 2-3 godzin, czyli do kolejnego karmienia. I by nie zdarzała się zbyt często.

Innym rozwiązaniem problemu uporczywej senności, której nie da się uniknąć, wstając do dziecka co noc po kilka razy, jest po prostu sen - nawet krótki, ale za to kiedy się tylko da. A że niemowlęta mają to do siebie, że śpią nawet trzy razy dziennie, okazji nie brakuje. Wiedzą o tym zwłaszcza młode mamy, które borykają się problemami związanymi z karmieniem. Wszak jedną z podstawowych rad dla kobiet skarżących się na ledwie sączące się mleko, jest: odpocznij, a najlepiej idź spać! Skołatane nerwy, przemęczenie, stres nie pomogą w walce o laktację. Tu sojusznikiem jest spokój. W ten sposób matki są mimowolnie "zmuszane do odpoczynku".

Dania różne, przeróżne

Kolejna rewolucja zaczyna się, gdy nadchodzi czas rozszerzania diety malucha. Wtedy rykoszetem odbija się to na wszystkich domownikach. - Ja rzadko przy Igorku i przy Oli gotowałam na kilka garnków: osobno dla dzieci i dorosłych. Po pierwsze, nie mam na to czasu, a po drugie - uważam to za całkowicie zbędne - przekonuje Marta. Gdy Ola skończyła rok, zaczęła zasiadać przy stole razem z całą rodziną. By to było możliwe, posiłki musiały być: zdrowe, lekkostrawne, różnorodne. Korzystali więc wszyscy.

Właśnie pojawienie się w domu kulinarnej różnorodności jest najzdrowszym skutkiem ubocznym powiększenia się rodziny. - Jeśli zależy ci na tym, żeby dziecko jadło owoce, to siłą rzeczy w domu jest tych owoców więcej albo jest ich większy wybór - podkreśla Justyna. Dzięki Łucji staranniej planuje zakupy, by mała miała możliwość spróbować najróżniejszych smaków.

Pierwsze śniadanie od wielu lat

Przyjście na świat dziecka niejako wymusza na matce wprowadzenie rytmu jedzenia. Najpierw posiłki dopasowuje się do pór snu noworodka, a potem niemowlęcia. Potem zaczyna się jeść razem z nim. Wiele mam, które w zabieganiu nie miały czasu na śniadanie lub obiad zjadały w locie, dzięki macierzyństwu wyregulowało swoje żołądki co do kilku minut.

- Gdy nie było jeszcze dzieci, mogłam bardziej dbać o to, co i ile jem. Ale paradoksalnie, zdrowiej odżywiam się, odkąd one są. Kiedyś można było nie mieć obiadu, a teraz nie powiesz przecież maluchom, że na obiad jest kanapka, bo mama nie zrobiła zupki i drugiego - śmieje się Marta. Codzienny komplet posiłków, serwowanych o mniej więcej stałych porach, służy także nauce dobrych nawyków. Bo przecież dobrze jest przyzwyczajać dziecko, że często je się ryby, że do obiadu jest surówka, że jak chce się zjeść coś słodkiego, warto sięgnąć po owoc, a ulubioną pomidorówkę mama czasem podaje z makaronem, a czasem z ryżem. Na tym korzystają wszyscy domownicy, a zwłaszcza zajmująca się dziećmi mama. Ona jest dla nich przykładem i wzorem - jeśli ona je, to znaczy, że tak po prostu się robi.

I w domu zamieszkał dystans

Nie tylko zmiany w diecie służą zdrowiu młodych mam. Także dziesiątki wychodzonych na spacerach kilometrów, swego rodzaju aerobik wykonywany podczas opieki nad maluchem, godziny spędzone w parkach i na placach zabaw. I zupełnie inne podejście do problemów, także zawodowych.

- Po powrocie z urlopu macierzyńskiego przewartościowałam swoje życie. Praca nie była już najważniejsza - przyznaje Justyna. Choć jej zawód nie pozwala się jej całkowicie odciąć od myślenia o obowiązkach zawodowych, moment, w którym staje w progu domu, to ostatnia chwila, w której myśli o problemach, szefie i czekających ją zadaniach. - Choćby nie wiem co się działo w pracy, w tej chwili najważniejsze jest, by przytulić się do Łucji, zapytać, co dzisiaj robiła i upewnić, czy kupa w ciągu dnia nie była za luźna - śmieje się.

Zdrowie (nie tylko dziecka) pod szczególnym nadzorem

Zmienia się także myślenie o zdrowiu. Matki zgodnie przyznają, że zawsze na pierwszym miejscu jest to, jak czuje się dziecko. Jednak gdy przytrafi się poważny problem ze zdrowiem, myśl, że "mogłoby mnie zabraknąć", przeraża. - Wkrótce po urodzeniu Igora lekarze podejrzewali u mnie WZW C. Wydawałam majątek na badania i wizyty u specjalistów, a z drugiej strony odciągałam pokarm i robiłam zapasy na wypadek, gdyby mnie zabrakło - wspomina Marta. Na szczęście skończyło się na podejrzeniach. Gdy urodziła się Ola, Marta - pamiętając, przez co przeszła - czym prędzej zrobiła sobie wszystkie badania krwi, by się uspokoić.

Życzenie "zdrowia", które pada z ust matki, ma zupełnie inny wymiar. Nie jest pustą formułką, tylko troską wynikającą ze świadomości, jak bardzo trudny jest jego brak. - Jak widzisz swojego malucha marudzącego, męczącego się z katarem, rozpalonego, doceniasz zdrowie i chwile, gdy wszystko jest w porządku - przyznaje Justyna.

Tak oto pojawienie się dziecka niepostrzeżenie przyczynia się do poprawy diety, wzmożonej aktywności fizycznej, zwłaszcza na świeżym powietrzu, większego dystansu do codziennych problemów, a także poważniejszego traktowania zdrowia. Bardzo przydatny efekt uboczny rodzicielstwa, a zwłaszcza macierzyństwa.

Więcej o:
Copyright © Agora SA