Jagodowy rok - kwiecień

Ale tu zimno! - powiedział mąż. - Właśnie, jak w lodówce - przytaknęli, szczękając zębami chłopcy. Spojrzałam na nich, nie bardzo rozumiejąc, o czym mówią. Czułam, że pot zalewa mi oczy, a bluzka lepi się do pleców. Szliśmy już drugą godzinę. I powoli zaczynałam mieć dość.

Od dawna chcieliśmy pokazać chłopcom kopalnię soli w Wieliczce. Nie przewidziałam jednak, że zostanę

tam poddana tak ciężkiej (prawie 11 kilo) próbie. Jagódka bowiem na każdą propozycję posadzenia w wózku czy wzięcia na ręce przez tatę reagowała wrzaskiem.

Zwiedzanie podziemi najwyraźniej nie było pasją mojej córki. Bezpiecznie czuła się tylko wtulona we mnie i... przyssana do mojej piersi. Od kilku kilometrów dźwigałam więc chustę wypełnioną słodkim ciężarem i w duchu złorzeczyłam na dociekliwość męża, który zasypywał przewodnika gradem pytań. Irytowało mnie wścibstwo Kuby i Antka, którzy zaglądali do każdej komórki i co chwila lizali słone ściany. Wszystko to sprawiało, że posuwaliśmy się w żółwim tempie.

Gdy w jednej z sal zmęczona przysiadłam na chwilę na ławce, zauważyłam, że mijająca nas wycieczka Japończyków przyglądała mi się dyskretnie. Tknięta przeczuciem spojrzałam na swoją bluzkę. Była rozpięta. Mała łapka władczo spoczywała na mym nagim biuście. Czerwona na twarzy odwróciłam się do ściany i zapięłam guziki. Byłam wściekła. Po co ja tu przyjechałam?! Mogłam chłopaków wysłać samych i zostać z Jagódką w domu, pławiąc się w domowych pieleszach. Zachciało mi się wycieczek!

Do tej pory Jagódka znosiła ten wyjazd całkiem dobrze. Tyle tylko, że gdy znikałam jej z oczu, zaczynała lamentować. Nie mogłam nawet na chwilę spokojnie wyjść do łazienki, bo dobijała się do drzwi, waląc w nie pięściami i kopiąc. A gdy nie otwierałam, siadała za progiem i krzyczała rozdzierająco: "Mama!!!". Ogłosiła też bojkot wszelkiego jadła i postanowiła żywić się mną. Co chwilę domagała się piersi, nie zważając na zgorszenie nienawykłych do takiego widoku autochtonów. Stołowała się na ławce w parku, na dziedzińcu zamkowym, przed wejściem do tłumnie odwiedzanej groty, na rynku i w wieży strzelniczej.

Na szczęście mój biust podszedł do sprawy ambitnie i produkcja ruszyła pełną parą. Przydało się, bo mała wyłom w mlecznej diecie zrobiła tylko raz, pochłaniając cały kawałek mojej pizzy, co zresztą wywołało zawiść żarłocznych braci, którzy sprzątnęli już swoje i liczyli na dokładkę.

Poza tymi drobiazgami Jaga przez cały czas dzielnie wędrowała z nami (w swoim nosidle) po skałkach, grotach i jaskiniach i zamkowych ruinach. Dopiero w kopalni puściły jej nerwy. Tak naprawdę odetchnęła dopiero na powierzchni. Ja też. Tym bardziej że prosto z Wieliczki mieliśmy wracać do domu.

A w domu czekała na nas babcia z pysznym, własnoręcznie upieczonym tortem. Na którym prezentowała się dumnie pierwsza świeczka. Jagoda skończyła rok!

Więcej o:
Copyright © Agora SA