Jagodowy rok - luty

Zosia już chodzi! - poinformowała mnie zgnębionym głosem mama. Mimo woli z wyrzutem spojrzałam na Jagódkę, która właśnie zanurkowała pod stołem na czworakach.

Nic nie wskazywało na to, by nasza córka w najbliższym czasie miała zacząć poruszać się, jak przystało na przedstawicielkę naczelnych, w pozycji wyprostowanej.

Natomiast Zosia, wnuczka przyjaciółki mojej mamy, była tylko trzy tygodnie starsza od Jagódki, ale wszystko robiła o lata świetlne wcześniej od niej. Kiedy moja miesięczna córka za nic nie mogła oderwać głowy od podłoża, doprowadzając nas do rozstroju nerwowego (może coś z nią nie tak? przecież chłopcy w jej wieku...), Zośka nonszalancko opierała się na rączkach i rozglądała dookoła. Kiedy Jaga posadzona w wózku kurczowo trzymała się jego brzegów, by choć przez chwilę utrzymać się w pionie, Zosia od dawna jeździła w spacerówce bez podpierania. Zaczęła siadać w wieku pięciu miesięcy, a raczkować, kiedy skończyła pół roku. Jej babcia oczywiście za każdym razem natychmiast informowała moją mamę o sukcesie ukochanej wnuczki.

Starałam się puszczać to mimo uszu. Genialne dzieci otaczały mnie od dawna. Spotykałam je niemal co dzień, na parkowej ławeczce, w poczekalni w przychodni, na przystanku autobusowym. Prawie każda napotkana mama czy babcia za punkt honoru stawiała sobie opowiedzenie o osiągnięciach juniora. Staś twardo siedział jako trzymiesięczny niemowlaczek. Julcia zaczęła pełzać w wieku czterech miesięcy, Ola ma siedem miesięcy i już mówi "mama", a Krzyś od dawna biega, choć ma dopiero rok. Przyzwyczaiłam się, że moje przeciętne dziecko żadnemu z nich nie dorasta do pięt.

Co innego moja mama. Po każdym telefonie przyjaciółki podejrzliwie przyglądała się Jagódce i zaczynała swoją mantrę: "Dlaczego ona jeszcze nie siedzi?", "Powinna już raczkować!", "Dzieci w jej wieku...". A gdy dawałam jej odpór, wpadała w melancholijny nastrój i lękliwie zerkała na słuchawkę telefoniczną.

Tym razem jednak Zosia też mnie zdołowała. Prawdę mówiąc, od dłuższego czasu marzyłam o tym, żeby Jaga zaczęła wreszcie chodzić. Wiem, wiem, każde dziecko rozwija się w swoim tempie, a dziesięć miesięcy to bardzo wcześnie, ale...

Mój słodki ciężar ważył ponad 10 kilo i każdy dłuższy spacer z nim w ramionach sprawiał, że kręgosłup odmawiał mi posłuszeństwa. Poza tym zarówno Kuba, jak i Antek w jej wieku już chodzili. Naprawdę! W dodatku Kuba jako pięciomiesięczny niemowlak prosto siedział, a Antoś stał, gdy miał siedem miesięcy. Dzieci mojej koleżanki urodzone niemal w tym samym czasie były lata świetlne za nimi. Kiedy rozmawiałam z nią, miałam się czym pochwalić. Zaraz, jak często ja do niej dzwoniłam? Jakoś ostatnio straciłyśmy kontakt... O Boże, muszę ją przeprosić!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.