Jagodowy rok - sierpień

Jagódka od kilku minut wpatrywała się we mnie łakomie. Starałam się udawać, że tego nie dostrzegam. Mała potrafiła godzinami nie wypuszczać piersi z buzi, przysypiając z błogim wyrazem twarzy, i prawdę mówiąc, byłam już tym nieco zmęczona.

Od dłuższego czasu nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że zostałam smoczkiem.

Mój biust to lek na zmęczenie, stargane nerwy, bezsenność (w głód przestałam wierzyć kilka tygodni temu po wizycie w przychodni, gdy okazało się, że trzymiesięczna Jagodzianka ważyła 6,5 kilo).

Właściwie nie miałabym nic przeciwko tej ssaczej pasji mojej córki, gdyby nie to, że jestem jedynym smoczkiem, jakiego używa. Wszelkie próby podmienienia mnie na gumowy czy silikonowy odpowiednik spotykają się z pełnym oburzenia protestem. Mała krzywi się, jakbym włożyła jej do buzi coś obrzydliwego, po czym ze wstrętem wypluwa smoka. Gdy upieram się, zaczyna krzyczeć.

- Powinniśmy się cieszyć. Jest asertywna! - przekonuje mnie mąż.

Łatwo mu mówić, to nie on jest smoczkiem. No, może czasami... Gdy nad ranem nie wytrzymuję już mlecznego maratonu (Jagoda domaga się piersi niemal co godzinę) i uciekam do pokoju chłopców, mała ssawka niczym dzięcioł miarowo stuka dziobem w ojcowskie ramię i w końcu, nie mając wyboru, wsysa się w nie z rezygnacją. Zdarza się to jednak bardzo rzadko.

Na ogół jesteśmy z Jagódką nierozłączne. Zaczynam się powoli do tego przyzwyczajać. Zresztą nie mam innego wyjścia. W moich staraniach zastąpienia piersi czymkolwiek nie mam sojuszników. Rodzina najwyraźniej dostrzegła korzyści ze ssaczych zwyczajów najmłodszej latorośli.

Może dasz Jagódce cycusia? - proponuje podstępnie Antek, moszcząc się u mojego boku z książką. Wie, że gdy mała ssie, jestem unieruchomiona i mogę mu wreszcie poczytać.

Ona chyba chce cycusia - mówi mąż, wręczając mi wrzeszczącą Jagodziankę i przezornie chowa się za gazetą. Ostatnio przestał zmieniać jej w nocy pieluchę.

Wiesz, ten pampers prawie wcale nie przemięka, a ona tak krzyczy, gdy ją przewijam. Pewnie jest strasznie głodna - tłumaczy, starając się ukryć uśmiech zadowolenia.

Prawdę mówiąc, wątpię. Jak może być głodny ktoś, kto niemal bez przerwy je! Bo ssanie ssaniem, ale przy okazji w fotelu, w którym tkwimy godzinami, szaleje rozpasana konsumpcja.

W dodatku chłopcy bez skrupułów wykorzystują moje unieruchomienie. Przewracają dom do góry nogami, a co gorsza co chwilę się kłócą i wyzywają. Nie mam już siły interweniować. "Ty głupku! Ty dupku! - wrzeszczą do siebie. Myślę, że jak tak dalej pójdzie, Jagoda będzie przekonana, że to po prostu ich imiona. Już sobie wyobrażam, jak za dwa lata przychodzę z małą po nich do szkoły, a ona z entuzjazmem krzyczy na ich widok: "Głupek! Dupek!". Ostatnio podzieliłam się tą wizją z chłopcami. Przez dwie godziny był spokój.

Więcej o:
Copyright © Agora SA