Jagodowy rok - czerwiec

Jagódka płakała całe popołudnie. Nie pomagało noszenie, kołysanie, tulenie ani przystawianie do piersi.

Dziewięć lat temu z Kubą było tak samo. Ciągle płakał i w końcu pojechaliśmy do szpitala. Po 12 godzinach badań (analiza moczu, badanie krwi, USG brzucha, rentgen płuc) lekarze stwierdzili, że to... kolka i z receptą na wodę koperkową wysłali nas do domu.

Jagódkę też męczył ból brzuszka. Jako doświadczeni rodzice na warsztat wzięliśmy kolejno herbatkę z kopru, kropelki uspokajające i homeopatyczne czopki. Próbowaliśmy masażu brzuszka, jazdy wózkiem przez przeszkody i ciepłej kąpieli. Najlepszy efekt przyniosło ogrzewanie suszarką. Gdy kierowaliśmy ciepły strumień powietrza na pękaty brzuszek, mała cichła i wpatrywała się w nas z zainteresowaniem. Niestety, wraz z wyłączeniem wtyczki z kontaktu czar pryskał. Za to chłopców terapia zachwyciła.

- Posuszymy Jagódkę? - proponowali, gdy tylko mała zaczynała płakać. Na szczęście dla naszych rachunków za prąd Jagoda potrzebowała suszenia tylko od czasu do czasu.

Długo nie potrafiliśmy wyśledzić, co jest przyczyną kolek. Podejrzewaliśmy gości. Delikatnie poprosiliśmy rodzinę i znajomych, by odłożyli wizyty na później. Kilkanaście cichych dni nie przyniosło jednak rezultatów (jeśli nie liczyć obrażonych krewnych). Wtedy postanowiłam przyjrzeć się swojej diecie. Po tygodniu już wiedziałam. Mały brzuszek (w przeciwieństwie do mnie) nie lubił zielonego groszku, kapusty i kalafiora. Potem bez litości dorzucił do tego kalarepkę, rzodkiewkę, pomidory i cebulę.

Nie było rady, musiałam je odstawić. Chłopcy ochoczo poszli za moim przykładem. Mój koronny argument, że warzywa są zdrowe, przestał działać. Ich siostrze najwyraźniej szkodziły. Ale ja byłam załamana. Jak ja wytrzymam bez jarzyn? Z zawiścią patrzyłam na męża chrupiącego sałatę z rzodkiewką.

- Zjem wszystko, ty przecież nie możesz - poinformował mnie z pełnymi ustami i przysunął do siebie michę.

- Ciekawe, czy to już jest znęcanie się nad żoną, czy jeszcze nie - zastanawiałam się, z rezygnacją grzebiąc widelcem w papce z buraków, których wyjątkowo nie znoszę.

- Obrzydliwe, nie? - zagadnął mnie solidarnie Kuba.

Na szczęście Jagódka lojalnie (w końcu jechałyśmy na jednym wózku) odwróciła uwagę brata, obdarzając go jednym ze swych bezzębnych uśmiechów. Robiła to ostatnio coraz częściej. Stała się też bardzo rozmowna.

- Aaa! Ooo! Eee! - gruchała zaczepnie.

- Ooo! Naprawdę? Co ty powiesz? - odpowiadaliśmy, starając się podtrzymać rozmowę, ale konwersacja ze starymi szybko ją nudziła. Chętniej gawędziła z braćmi. Najwyraźniej czuła, że lepiej ją rozumieją.

Copyright © Agora SA