Dziecko na basenie

Gdy dziś wchodzimy z naszą półtoraroczną córeczką do basenowej przebieralni, musimy na małą uważać, bo zapach chloru i pogłos wypełniający pływalnię działają na nią jak wabik. Zapominając o całym świecie, często jeszcze w ubraniu, pędzi radośnie w kierunku wody.

Pozostaje nam wtedy łapać małą w locie i cieszyć się, że ma taką frajdę z zabawy w wodzie. Przyznam, że sporo się zmieniło od zeszłej jesieni, kiedy po raz pierwszy wnosiliśmy na pływalnię czteromiesięczne niemowlę. Nie wiadomo, kto był bardziej wystraszony, my czy dziecko. A w zasadzie wiadomo - my. Mąż śmieje się, że na pierwszych zajęciach w basenie przytulał małą tak mocno, że chyba zupełnie ograniczał jej możliwość ruchu.

Pierwsze kroki na pływalni

Skąd te emocje? No cóż, dla rodziców basen to z początku wyzwanie, chociażby organizacyjne. Po pierwsze, trzeba dobrze utrafić porę, czyli przynieść na pływalnię dziecko wyspane (ale nie świeżo obudzone), nakarmione (ale nie tuż po jedzeniu), zadowolone i skore do zdobywania nowych doświadczeń. Proponowanie maluchowi wodnych harców np. na głodniaka to ryzykowny pomysł.

Po drugie, trzeba nauczyć się sprawnie przygotowywać do pływania, a potem do wyjścia z pływalni jednocześnie siebie i dziecko. Warto to robić sprawnie nie tylko dlatego, że za każdą minutę na basenie się płaci, czy dlatego, że za nami ustawia się kolejka do przewijaka. Najsilniejszą motywację stanowi coraz głośniejszy doping ze strony zniecierpliwionego malucha. W końcu wszystkie dzieci wiedzą, że rodzic to urządzenie sterowane sonicznie. Oczywiście, po kilku treningach rodzice w przebieralni działają niczym obsługa techniczna w Formule 1, ale wśród początkujących basenowych mam i tatusiów normą jest obłęd w oczach, krzywo nałożony czepek i kluczyk do szafki zostawiony w... otwartej szafce.

Pokonać strach

Naturalne jest też to, że rodzic się boi. Obawia się tego, jak dziecko zareaguje na pływalnię, czy się nie przestraszy, czy się nie rozchoruje. Nie wie, na co może sobie pozwolić z maluchem w basenie. Instynktownie chce go chronić przed dyskomfortem, czasem jest to troska na wyrost. Słusznie instruktorzy pływania mówią, że pierwsze zajęcia w wodzie mają oswoić z sytuacją nie tylko dziecko, ale i rodziców. Nie chodzi nawet tak bardzo o wejście malucha do wody - woda to dla niego znajome i przyjazne środowisko, w którym spędził pierwsze dziewięć miesięcy swojego istnienia. Jeśli tylko nie jest za zimna (dla małych dzieci powinna mieć powyżej 30°C), to spokojne, stopniowe zanurzenie się w niej w objęciach rodzica nie powinno stanowić problemu. Z doświadczenia rodziców małych pływaków wynika, że większym zaskoczeniem dla kilkumiesięcznego dziecka, dosłownym szokiem dla zmysłów, może być cała basenowa otoczka, czyli: hałas, dziwny pogłos, intensywny zapach, dużo obcych ludzi wokół, głośno i gwałtownie włączające się prysznice, różnica temperatury pomiędzy ciepłą łazienką a chłodną przebieralnią i tym podobne bodźce.

Stopniowe oswajanie

Agnieszka, mama 10-miesięcznej Mai, uważa, że właśnie basenowe otoczenie sprawiło, iż pierwszy pobyt jej córki na pływalni (pięć miesięcy temu) nie był udany.

- Zrobiliśmy wszystko za szybko. Maja nie miała czasu rozejrzeć się wokół, oswoić z nowym otoczeniem - tylko raz-dwa znalazła się w wodzie. Zrobiła wielkie oczy, rozpłakała się i było po kąpieli - wspomina Agnieszka. - Naprawiliśmy to po kilku dniach. Tym razem najpierw długo przechadzaliśmy się po pływalni, pokazywaliśmy małej otoczenie, ludzi, wodę etc. I dopiero potem powoli zanurzyliśmy się w wodzie, najpierw jedna nóżka, potem druga... i to był pełen sukces. Od tamtej pory basen to dla Mai sama radość - no, chyba że akurat ma bardzo zły dzień, jest niewyspana czy marudna.

- Teraz, gdy słyszę, że ktoś wybiera się po raz pierwszy z niemowlakiem na basen, radzę mu, by ta pierwsza wycieczka była głównie zwiedzaniem pływalni. Nie trzeba się nawet kąpać. Jeśli da się dziecku czas na oswojenie z otoczeniem, łatwiej uniknąć falstartu - dodaje.

My również przekonaliśmy się, że nie należy się za szybko zniechęcać. Nasza Milenka na początku była onieśmielona, bała się instruktora i nie chciała iść do niego na ręce (by mógł zademonstrować ćwiczenie). Gdy układała usta w podkówkę albo płakała, ja lub mąż przytulaliśmy ją twarzą do siebie, głaskaliśmy i uspokajaliśmy, a potem znów dołączaliśmy do grupy. Na każdych kolejnych zajęciach było coraz lepiej. Warto tu wspomnieć, że większość szkół prowadzących kursy dla niemowląt oferuje możliwość rezygnacji po trzecich lub czwartych zajęciach, bo - jak mówią instruktorzy - jedno czy dwa nieudane wejścia do basenu o niczym nie świadczą.

Ozon czy chlor?

To jedna z wielu decyzji, które - jak inni skołowani rodzice - musieliśmy podjąć przed pójściem z dzieckiem na pływalnię. Opinie są podzielone. Jedni przekonują, że ozon jest delikatniejszy dla skóry, drudzy podkreślają, że chlor skuteczniej likwiduje drobnoustroje w wodzie. Zresztą ozonowana woda też zwykle zawiera chlor, tylko w mniejszych ilościach. My wybraliśmy basen z wodą chlorowaną, bo po prostu taki mieliśmy w swoim sąsiedztwie. I jak dotąd nic, żadnych podrażnień czy kłopotów ze skórą. Również żadnych infekcji - oczu, układu moczowego itp.

Inni rodzice spotykani na basenie też się nie skarżą. Gosia, Rafał i ich ponaddwuipółletni syn Maciek wypróbowali już wiele basenów, bo chodzą na pływalnię na własną rękę.

- Nie widzę różnicy w typie wody, jeśli chodzi o jej wpływ na skórę i zdrowie. Maćkowi żaden basen nie zaszkodził. To, co nas przeganiało z niektórych pływalni, to za niska temperatura wody lub ziąb w przebieralni - mówi Gosia.

Grupowo lub indywidualnie

Dla Gosi i Rafała chodzenie na basen we własnym rodzinnym gronie to najwygodniejsze rozwiązanie. Nie lubią zajęć zorganizowanych, w których cała grupa musi robić to samo. Chodząc indywidualnie, mogą za każdym razem wybierać czas i miejsce oraz robić tylko to, na co mają ochotę. Jeśli Maciek ma chęć przez godzinę wskakiwać do basenu w objęcia mamy, proszę bardzo.

Agnieszka i jej mąż Andrzej są zadowoleni, że jednak skorzystali z kursu.

- Te zajęcia naprawdę dużo nam dały. Bez nich nie wiedzielibyśmy, od czego zacząć. Na kursie pokazano nam, jak trzymać dziecko w wodzie w różnych pozycjach, by było bezpieczne, a jednocześnie miało swobodę ruchu. Nie musieliśmy się tego uczyć metodą prób i błędów. Poza tym na każdych zajęciach demonstrowano nam rozwijające zabawy w wodzie - mówi Agnieszka.

Noemi i Krzysiek, rodzice półtorarocznej Julianny, również na początku wybrali kurs.

- Pójście z kilkumiesięcznym maleństwem na basen to jednak wyzwanie - wyjaśnia Noemi. - Kurs oferuje bezpieczne ramy, w których można spokojnie odkryć to nowe środowisko. A gdy już się je pozna, nabierze wprawy i pewności siebie, można zerwać się ze smyczy i chodzić na basen samodzielnie. I tak właśnie zrobiliśmy.

Ja i mój mąż Michał ze smyczy zrywać się nie zamierzamy, bo polubiliśmy kurs, widzimy jego sens i efekty. Być może po prostu dobrze trafiliśmy - z rozmów z innymi rodzicami wnioskuję, że na zajęciach też bywa różnie, dużo zależy od instruktora czy dobrania grupy (lepiej, żeby była jak najbardziej jednorodna wiekowo - między cztero-a jedenastomiesięcznym niemowlakiem jest wszakże przepaść rozwojowa). Należymy do osób, które ustalony termin mobilizuje, więc chodzimy na pływalnię regularnie (przy chodzeniu na własną rękę z tą regularnością jest u nas gorzej). Doceniamy to, że każde zajęcia to przemyślana sekwencja ćwiczeń o wzrastającym stopniu trudności, które nie tylko oswajają z wodą i aktywizują całe ciało (u takich maluchów nie chodzi przecież o naukę pływania), ale głównie są świetną okazją do zabawy w grupie. Początków bez przewodnika raczej sobie nie wyobrażamy - z perspektywy czasu wiemy, że sami nie odważylibyśmy się zrobić wielu ćwiczeń, które zaproponował instruktor i które naszej córce ewidentnie służą.

Co?! Nurkowanie?!

Są rodzice odważniejsi niż my - dopuszczam nawet możliwość, że większość zalicza się do tej kategorii. Ale nawet tym najdzielniejszym uginają się wymoczone kolana, gdy słyszą propozycję, by zanurzyć malucha pod wodę na kilka sekund. Tymczasem okazuje się, że kilkumiesięczne dzieci świetnie nurkują. Mają odruch wstrzymywania oddechu, gdy twarz jest w kontakcie z wodą, dzięki czemu nie zachłystują się. Utrwalanie tego odruchu, zanim zaniknie, sprawia, że maluch nie wytwarza w sobie lęku przed zanurzaniem głowy, który u starszych dzieci stanowi główną barierę w kontakcie z wodą i podczas nauki pływania. Dlatego na kursie zachęca się rodziców do takich barbarzyńskich praktyk jak chlapanie niemowlakowi wodą w twarz czy wciąganie go całkowicie pod wodę - oczywiście w kontrolowany sposób i jako element zabawy. Chlapaliśmy więc małą trzęsącymi się rękami, ze zdziwieniem stwierdzając, że ona wcale się nie boi. Przeciwnie - im bardziej woda zalewa jej buzię, tym głośniej się śmieje. Pamiętam też, że gdy Milenka wynurzyła się z wody po swoim pierwszym nurku - cała, zdrowa, a na dodatek zupełnie spokojna - szaleliśmy z dumy i radości!

Korzyści z pływania

Wiele się mówi o tym, jak korzystnie basen wpływa na rozwój dziecka. Jak doskonali koordynację ruchową, wzmacnia układ oddechowy, a do tego hartuje - ciało i ducha. Fizjoterapeuci nie mają co do tego wątpliwości. Jednak pytani przeze mnie rodzice małych pływaków rzadko dostrzegają te korzyści. Owszem, ich dzieci świetnie się rozwijają, bez trudu i o czasie zdobywają nowe umiejętności, rzadko chorują, ale czy to zasługa basenu - trudno powiedzieć, skoro nie ma się porównania. A może bez pływania byłyby tak samo zdrowe, sprawne i odporne? Dlaczego zatem rodzice mobilizują się w sobotnie i niedzielne przedpołudnia albo w tygodniu po pracy i wożą dzieci na pływalnię? Jakie widzą zalety basenu?

Gosia: "Maciek pokochał wodę. Myślę, że wczesne oswajanie z nią sprawiło, że się jej nie boi i ma frajdę z wszelkich wodnych aktywności. Wyjście na basen to doskonały sposób, by sprawić mu przyjemność, a zarazem dać ujście rozpierającej go energii".

Agnieszka: "Jedną z zasług basenu jest to, że Maja jest przyzwyczajona do mycia się pod prysznicem. To dla nas bardzo wygodne. No i nie mamy problemów z myciem włosów, bo dziecku zupełnie nie przeszkadza, że woda ze słuchawki prysznicowej leje mu się na głowę i twarz".

Noemi: "Wspólne wyjście na basen to świetny czas dla rodziny. Oboje z mężem kochamy wodę, cieszymy się, że Julianka z równym entuzjazmem przyjmuje wodne szaleństwa, że jest to zabawa i relaks dla nas wszystkich. Poza tym myślę, że chodzenie z dzieckiem na basen pomaga od początku tworzyć dobre nawyki - choć maluch niewiele jeszcze rozumie, to jednak obserwuje i przyswaja sobie pewne modele zachowania. A ja wolę, aby Julianka przyjęła za standard aktywność typu pływanie jako sposób spędzania czasu z rodzicami (zdrowy styl życia) niż inne potencjalnie szkodliwe aktywności typu wspólne oglądanie telewizji non stop czy jedzenie słodkich przekąsek".

Michał: "Uważam, że dzięki basenowi Milenka, z natury nieśmiała i ostrożna, jest odważniejsza, bardziej otwarta. Nie boi się nie tylko wody, ale też suszarki do włosów czy tłumu obcych osób w przebieralni. Z chęcią bawi się w grupie dzieci. A ja jako tata bardzo się usamodzielniłem w opiece nad dzieckiem. Teraz sam zabieram córeczkę na basen, i to jest fantastyczny czas dla nas. Dzięki tym wyprawom udało mi się trochę odkleić Milenkę od mamy i przestałem być rodzicem drugiej kategorii".

Dziękujemy klubowi za udostępnienie wnętrz do sesji zdjęciowej, www.globalfitness.pl

Wskazówki dla początkujących

Najfajniej jest chodzić na pływalnię całą rodziną. Zwłaszcza na początku druga para rodzicielskich rąk bardzo ułatwia sprawę. Jeśli pływa tylko jeden rodzic, drugi - w zmienionym obuwiu - może pomagać w przebieralni.

Dla rodziców z małymi dziećmi najwygodniejsze są szatnie rodzinne. Niestety, często bywają zatłoczone. Zwykle więcej miejsca jest w damskiej i męskiej przebieralni. Można wówczas przebierać się "na raty" i przekazywać sobie dziecko.

Lepiej ograniczyć liczbę tobołków i gadżetów do minimum. I tak jest co dźwigać. Dla malucha wystarczy spakować: 2 pieluchy do pływania (w tym jedna zapasowa w razie "awarii"), czepek (wymagany na wielu pływalniach, nawet jeśli dziecko nie ma ani jednego włosa na głowie), zwykłą pieluchę, chusteczki do pupy, mydło w płynie, dwa ręczniki - jeden przydaje się po wyjściu z basenu, drugi - suchy - po prysznicu lub do rozłożenia na przewijaku przy ubieraniu. Na zabiegi pielęgnacyjne typu smarowanie oliwką i tak zwykle nie ma czasu. Można to zrobić spokojnie w domu.

Małe niemowlę najwygodniej jest wnieść do przebieralni w foteliku samochodowym, bo można je w nim bezpiecznie przypiąć i zająć się sobą (w niektórych szatniach są foteliki do karmienia, w nich można na chwilę posadzić starsze dzieci).

Jeśli dziecko już siedzi, zamiast zwykłych pieluch sprawdzą się pieluchomajtki - można wtedy po kąpieli przebrać malucha na swoich kolanach, nie trzeba czekać na wolny przewijak.

Jeżeli maluch samodzielnie stoi, warto kupić mu gumowe sandałki i stawiać na ziemi podczas mycia pod prysznicem. Jeśli się poślizgnie, upadnie z niewielkiej wysokości. Gorzej, jeśli poślizgnie się rodzic z malcem na rękach, upadek z takiej wysokości może być dla dziecka naprawdę groźny.

Więcej o:
Copyright © Agora SA