4 miesiąc: Odwiedziny

Tego dnia długo nie zapomnę. Ja postanowiłam zamontować przy furtce nowy zamek, w słowniku mojej córki pojawiło się nowe, tajemnicze słowo, zaś Jaś stał się zupełnie nieoczekiwanie bohaterem dramatycznych wydarze.

mimo (a może właśnie dlatego) że najciekawsze kawałki przespał na podłodze w stercie ubranek. A zapowiadało się

zupełnie zwyczajnie.

Był straszny upał. Julka baraszkowała w dmuchanym basenie, co chwila przybiegając do domu i zostawiając na podłodze błotniste ślady. Jaś leżał w pokoju na grubej gąbce (w ogrodzie było za gorąco) i przeżywał pierwsze frustracje - przewracał się z pleców na brzuszek i z wielkim zapałem próbował dosięgnąć do kolorowej piłeczki. Zbierał wszystkie siły, poruszał rączkami i nóżkami i ... nic. Strasznie się złościł, ale dzielnie próbował dalej.

Siedziałam koło niego na podłodze i przebierałam stare ubranka po Julce - Jaś rósł jak na drożdżach i nic już nie dopinało się na jego tłustym brzuszku. To było bardzo miłe zajęcie - każda część garderoby przypominała mi jakieś wydarzenie z życia Julki, a poza tym potrzebowałam chwili relaksu.

Poranek

spędziłam dość pracowicie, dzięki czemu nasz dom zamienił się w pobojowisko, a ja sama wyglądałam jak ofiara trzęsienia ziemi.

Wyczyściłam kominek, zrobiłam przegląd starych zabawek, odświeżyłam pod prysznicem wszystkie kwiatki doniczkowe i wykąpałam Lucka. Już to ostatnie wystarczyło, żeby nasz dom wyglądał, jakby nikt w nim nie sprzątał od pięciu lat - Lucek wyrwał się z brodzika i wytarzał w gazetach, na które zdrapywałam sadzę z kominkowej szyby, a potem wdzięcznie trzepiąc się i parskając wytarł futro w kanapy, zasłony i dywan. Byłam mokra, umazana sadzą i w dziurawej starej koszulce, którą założyłam specjalnie na tę okazję, kiedy przy furtce zadźwięczał dzwonek. Wyjrzałam ostrożnie.

Pielęgniarka środowiskowa.

Stłumiłam w sobie wściekły ryk - nie znoszę niezapowiedzianych wizyt, a zwłaszcza TAKICH wizyt. Przeżyliśmy już cztery odwiedziny położnej i pielęgniarki. Za każdym razem, kiedy znienacka zjawiały się przy furtce, ćwierkając radośnie: "Pielęgniarka środowiskowa do Jasia", odpowiadałam z żelazną konsekwencją, że Jaś śpi, bardzo chętnie umówię się na jakiś odpowiadający nam obu termin i naiwnie dziwiłam się, że w przychodni zaginął mój numer telefonu. Już po dwóch razach panie dzwoniły i umawiały się. Ale ta pielęgniarka była nowa. Ha.

- Przykro mi, ale Jaś śpi - wycedziłam lodowato.

- Nie szkodzi. Ja sobie z panią porozmawiam - oznajmiła niezrażona.

- Wolałabym, żebyśmy umówiły się na inny termin - brnęłam dalej, zerkając na ślady błota i sadzy, czarne smugi na meblach, sterty rozbebeszonych ubranek i Jasia śpiącego w tym wszystkim na materacu na podłodze (znużony wysiłkiem zasnął). Ale było już za późno - do furtki biegła z radosnym: "Dzień dobry" wysmarowana błotem Julka w masce płetwonurka i już za chwilę pielęgniarka środowiskowa z dziwną miną rozglądała się po naszym domu. Na szczęście Jaś naprawdę spał.

Brudno tu

zaniepokoiła się, mierząc mnie zagadkowym spojrzeniem.

Przemilczałam tę uwagę usiłując nie myśleć o tym, jak wyglądam i widząc, że zamierza usiąść, szybko zaproponowałam:

- Gdyby pani chciała umyć ręce... - i zamarłam, ze zgrozą przypominając sobie wszystkie źródła wody w naszym domu - na dole w umywalce Julka uprała mech i nadal tam tkwił w błotnistym bajorze, w brodziku schły kwiatki, na górze w umywalce moczył się oblany sokiem wiśniowym miś, a w wannie pływały flotylle plastikowych klocków, które zamierzałam umyć dla Jasia w bliżej niesprecyzowanej przyszłości. Zlew był zapakowany po sufit - wczoraj mieliśmy gości. Kiedy wyszło mi, że jedyne, co mogę zaproponować, to wąż ogrodowy, zrezygnowałam. Zresztą panie nigdy nie chciały myć rąk.

- A, nie, nie trzeba - uśmiechnęła się szeroko pielęgniarka - ja tam ludziom po łazienkach nie szperam.

A gdzie Jaś?

- rozejrzała się niespokojnie, jakby podejrzewając, że zamknęłam go w pralce.

- Śpi - wyjaśniłam lakonicznie.

-A gdzie? To ja go sobie obejrzę - zadreptała w miejscu.

Marzyłam, żeby w ogrodzie wybuchła petarda, ukąsił ją szerszeń albo przez okno wpadł duży meteoryt. Nic takiego się nie stało.

- Tutaj - odpowiedziałam mężnie wskazując na materac i rozgrzebaną stertę starych ubranek, wśród których spał Jaś w wypłowiałych śpioszkach (dosyć krzywo obcięłam w nich nożyczkami stópki).

Po dłuższym milczeniu pielęgniarka spytała cicho:

Czy dziecko nie ma własnego łóżeczka?

Oczywiście, że ma - wyjaśniłam z godnością.

Ale Jaś w nim nie śpi - wytłumaczyła ochoczo Julka, która właśnie przybiegła z ogrodu razem z synem sąsiadów, Piotrusiem. Z ich wyglądu wnioskowałam, że wylali wodę z basenu i zrobili bajoro na trawie. - Śpimy wszyscy razem na podłodze, na materacach.

Zrobiło mi się słabo.

Miłe dziecko - oznajmiła pielęgniarka zagadkowym tonem, odsuwając się od zabłoconej Julki.

Ja panią znam - odezwał się nagle Piotruś, starszy brat małego Krzysia, rówieśnika Jasia. - Pani u nas była i tata mówił potem do mamy, żeby więcej nie wpuszczała pani do domu i ...

Dzieci, idźcie do ogrodu - wygoniłam ich pospiesznie i zrezygnowana opadłam na fotel. Musiałam jeszcze odpowiedzieć na kilka pytań: Czy codziennie Jasia kąpię? Czy ma odparzoną pupę? Czy prasuję jego ubranka? Czy dokładnie myję piersi przed karmieniem? Czy mały ma liszaje? Czy myję mu głowę? Czy nie wiem, jakie to niehigieniczne spać z dzieckiem w jednym łóżku?

Właściwie dziwiłam się sama sobie, dlaczego jeszcze słucham tego wszystkiego. Chyba podświadomie czekałam na pytanie, ile razy w tygodniu i czy biję Jasia i czy mały przypadkiem nie ma wszy. - Trzeba tu trochę posprzątać - oznajmiła na pożegnanie, notując coś w swoim zeszyciku.

Byłam zdruzgotana.

W otwartej łazience, żeby widzieć śpiącego Jasia, szybko wzięłam prysznic i przebrałam się w coś bez dziur. - Co tam - pocieszałam się - nie będę się tym przejmować. Nakarmiłam Jasia, który właśnie się obudził i włożyłam go do ulubionego fotelika na kółkach. Coraz bardziej chciało mi się śmiać. Z ogrodu przyszła umyta pod ogrodową polewaczką Julka.

- Piotrek mówił, że u nich był jeszcze gorszy bałagan, jak przedwczoraj przyszła ta pani obejrzeć Krzysia. I że tata Piotrka powiedział, żeby sobie poszła, jak zapytała, czy mama Piotrka nie ma grzybicy, bo oni też śpią z Krzysiem w jednym łóżku. I potem jego tata poskarżył się w przychodni. A mama Piotrka powiedziała, żebyś się nie przejmowała - relacjonowała Julka. - Mamo - zerknęła po chwili znad Jasia, którego łaskotała po brzuszku - A co to jest ta grzybica? I dlaczego oni ją trzymają w łóżku?

Więcej o:
Copyright © Agora SA