10 miesiąc: Cały świat należy do mnie

Od kiedy udało mi się zrobić pierwsze kroki przy meblach, nie mogę usiedzieć na miejscu. Teraz Mama trzyma mnie za rączki i tak razem chodzimy po mieszkaniu.

Mamę bolą plecy od tego chodzenia - ciągle musi się schylać. Ja najbardziej lubię chodzić po przedpokoju tę i z powrotem, dlatego że na środku stoi ogromne lustro. Kiedy widzę się w lustrze, jak tak chodzę wyprostowana, to jestem z siebie bardzo zadowolona i staram się jeszcze więcej ćwiczyć. Mama chyba też jest zadowolona, bo ciągle mnie chwali, że świetnie sobie radzę, chociaż czasami narzeka na plecy. Bardzo lubię ćwiczyć

chodzenie na spacerach.

Mama wyjmuje mnie z wózka, zakłada mi moje zielone buty w pieski i fruuu! pędzimy. To naprawdę niesamowite - wszystko wygląda inaczej - kaczki, i pawie, i kwiatki, i drzewa. Ostatnio Mama próbowała mi założyć specjalne szelki ze smyczą, bo ma dosyć tego schylania. Tata bardzo się śmiał i mówił, że wyglądam jak marionetka. Niestety, zaraz po pierwszym kroku poleciałam na nos, więc wróciłyśmy do tradycyjnych metod.

Często spotykamy się na spacerach z koleżanką Mamy Ewą i z jej synkiem Markiem. Marek jeszcze nie chodzi za rączki, tylko bokiem przy meblach. Kilka dni temu wybraliśmy się we czwórkę do sklepu, gdzie jest wszystko dla dzieci, bo nasze Mamy chciały

kupić spacerówki,

które się nazywają parasolka (tak samo jak parasolka od deszczu, ale ten wózek wcale nie jest od deszczu). Marek i ja mamy stare wózki, które kiedyś były głębokie, a teraz zostały przerobione na spacerówki. Ale te spacerówki są strasznie ciężkie i zajmują dużo miejsca, a takie parasolki są lżejsze i wygodniejsze.

To pójście do sklepu to chyba nie był dobry pomysł. Zaczęło się od tego, że Marek ściągnął sobie na głowę czerwoną sukienkę dla ciężarnych, bardzo się przestraszył i zaczął płakać. Zanim Ewa go uspokoiła, ja postanowiłam wziąć z półki patyczki do nosa, ale nie zdążyłam ich złapać i rozsypały się po podłodze. Potem Marek ściągnął z półki wiaderko z klockami i one też się rozsypały, a moja Mama potknęła się o nie i przewróciła piramidę pieluch. Panie sprzedawczynie były miłe ("Ależ nic nie szkodzi" - mówiły), ale miały coraz dziwniejsze miny, więc szybko przeszliśmy do działu wózków.

Najbardziej podobała mi się spacerówka w zielone paski z naszytymi misiami, ale Mama chyba wolała całą granatową bez misiów, bo nawet mnie w niej posadziła, żeby sprawdzić,

czy jest wygodna.

"Żegnajcie, misie" - pomyślałam. Na szczęście okazało się, że w tej granatowej nie można leżeć, lecz tylko siedzieć w dwóch pozycjach. Mama sprawdziła jeszcze dwa wózki. Na szczęście wsadziła mnie w końcu do tego z misiami. Bardzo się ucieszyłam - piszczałam i śmiałam się na cały głos, i ciągnęłam misie za uszy. Mama dokładnie sprawdziła wózek. Zbadała, czy ma atesty (nie wiem, co to znaczy, ale jest to chyba bardzo ważne, skoro Mama zwróciła na to uwagę), czy można w nim leżeć, czy łatwo się składa, czy jest lekki i czy ma blokadę na kółka, taką specjalną, żeby można było prowadzić wózek jedną ręką. Na koniec sprawdziła hamulec, czy jest dobry. Okazało się, że parasolka w misie ma wszystko, co trzeba, a ja nie mam zamiaru z niej wysiadać. Ku mojej wielkiej radości Mama zdecydowała się kupić ten wózek.

Ewa też kupiła wózek. Marek wybrał czerwoną parasolkę w samochodziki, trochę inną niż nasza, ale też bardzo ładną. Marek usiadł w niej i nie chciał już wysiąść, chyba mu się podobała.

Gdy wychodziliśmy ze sklepu, sytuacja bardzo się skomplikowała - teraz mieliśmy cztery wózki. Na dworze Mama jakoś mnie przekonała, żebym wsiadła do starego wózka, a nowy został złożony. Marek niestety nie dał się przekonać i jechał w nowej spacerówce. Trudno było nam dotrzeć do domu - Ewa jedną ręką pchała stary wózek, a drugą nowy wózek z Markiem, a moja Mama niosła jeden wózek w ręku, a drugi, ze mną w środku, pchała.

Wieczorem Mama powiedziała do Taty, że może mógłby choć raz na jakiś czas wcześniej wrócić z pracy i pójść z nią po wózek. Tata odpowiedział, że Mama powinna zamówić wózek i zapłacić, a on by go odebrał. Zrobiło się jakoś nerwowo, ale za chwilę już wszyscy oglądali moją spacerówkę i znowu było miło.

Niedawno znów odwiedziła nas Babcia z Dziadkiem, którzy jeszcze nie widzieli, jak

chodzę za rączki.

Przedefilowałam przed nimi parę razy w tę i z powrotem. To bardzo miłe, jak wszyscy się człowiekiem zachwycają.

Babcia zrobiła mi niespodziankę - uszyła śpiworek do nowego wózka - zielony, taki jak paski na wózku, i ponaszywała misie. A jeszcze z tego samego materiału uszyła mi też misia. Powiedziała, że miś nazywa się Miodek, a Dziadek zaraz wymyślił o nim bajkę.

Mama z Tatą musieli wyjść na godzinkę. Kiedy już zostaliśmy sami: Babcia, Dziadek, no i ja, postanowiliśmy pobawić się w kąpanie zabawek. Bardzo lubię tę zabawę - razem z Mamą

kąpiemy zabawki

mniej więcej co trzy tygodnie. Napuszczamy wody do wanny, wrzucamy wszystkie plastikowe zabawki - klocki, piłki, gumowe zwierzątka, grzechotki i inne, a potem ja wchodzę do wanny. Na gąbkę nalewamy trochę mojego szamponu (raz umyłyśmy je mydłem, ale to był fatalny pomysł, bo na każdej został obrzydliwy biały osad). Najpierw myjemy te, które mają w środku gąbkę, żeby za bardzo nie nasiąkły wodą. Potem klocki i plastikowe kółka, które są puste w środku, ale mają dziurki - żeby woda nie zdążyła się do nich nalać.

Następnie myjemy grzechotki, a na samym końcu piłeczki, klocki bez dziurek i zabawki dmuchane. Umyte zabawki wrzucam do miski, którą Mama stawia na krześle tuż przy wannie. Podoba mi się ta zabawa, bo wanna jest taka kolorowa, a Mama pokazuje mi każdą umytą zabawkę i mówi, co to jest i jaki to kolor. Babcia też tak robi.

Kiedy skończyłyśmy kąpać zabawki, Dziadek przyniósł mi do wanny mojego bobasa, małą gumową lalkę. Babcia powiedziała, że teraz Julka (czyli ja) wykąpie swojego dzidziusia. Trochę mi w tym Babcia pomagała. Jak wyszłam z wanny, Babcia mnie ubrała, a ja ubrałam (razem z Babcią, bo sama bym sobie nie poradziła) mojego bobasa w niebieski kombinezon i położyłam go spać w pudełku po butach w misie. Bardzo lubię zostawać z Babcią i z Dziadkiem - zawsze wymyślają coś ciekawego.

Ale bardzo się cieszę, kiedy wracają Mama i Tata, bo nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny usypiał mnie tak jak Mama - ze ssaniem mleka i przytulaniem, głaskaniem i opowiadaniem bajek. Rano budzę się w świetnym humorze i mam mnóstwo energii do nowych odkryć i wędrówek - pewnie dlatego, że wieczorem przytulam się do Mamy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.