Mnie się udało

Nasza czytelniczka opisuje, jak pokonała trudności i przeszkody w karmieniu piersią. Jej pamiętnik może dodać otuchy innym kobietom.

20 lipca 2006

Jest różowy i patrzy na mnie bystrymi oczami. Ssie. Skąd on wie, co ma robić, żeby mleko leciało? On już to umie, ja muszę się jeszcze nauczyć. Wymęczona trudnym porodem szybko zasypiam. Rano pediatra mówi, że mały ma szmery w sercu i musi zbadać go kardiolog.

21 lipca

Mój synek ma wadę serca. Nie wierzę. Chcę cofnąć czas. Chcę, żeby tego nie było. Chcę mieć zdrowe dziecko!

Lekarka pyta, czy mały ssie pierś. Tak. Jak długo? Około 40 minut. Za długo, stwierdza pediatra. Pewnie się męczy. Trzeba przejść na sztuczne karmienie. Jak to? Nie dość, że jest poważnie chory, to chcą mu odebrać to, co najlepsze. Niedoczekanie!

22 lipca

Do sali wchodzi pediatra z zatroskaną miną. Już się boję. Muszą zabrać małego do specjalistycznego szpitala na echo serca. Nie mogę z nim jechać. Zrobią badania i prawdopodobnie przywiozą go z powrotem. Podoba mi się słowo "prawdopodobnie"...

Po chwili sanitariusze zabierają synka. To nic, że śpi, a jak się obudzi, będzie głodny. Nie mogą czekać. Damy sobie radę, mówią. Pewnie, nakarmicie go własną piersią.

Przez okno widzę, jak wchodzą do karetki, a ta odjeżdża na sygnale. Szaleję! Dziecko mi umiera, a ja nic nie mogę zrobić! Dowiaduję się, że karetek jest mało, a dzieci dużo, muszą się spieszyć, więc włączają sygnał, nawet jak nic się nie dzieje. Szkoda, że nikt mi tego nie powiedział wcześniej.

Nie wytrzymuję napięcia. Idę płakać do ubikacji. Tam nikt nie widzi.

24 lipca

Żółtaczka. Wiem, to niegroźne, ale mały musi leżeć pod lampami i nie można go wyjmować. No to jak mam karmić?

Proponują karmienie ściągniętym pokarmem przez strzykawkę. Wracam do sali ze sterylnym pojemniczkiem i zaraz mam przynieść mleko, bo mały już płacze. I co z tego, że niecały metr ode mnie siedzi mąż innej kobiety i ciekawie mi się przygląda. Z trudem wyciskam 10 ml. Oddaję z dumą. Ale położne już go nakarmiły sztuczną mieszanką, bo wył.

25 lipca

Inkubator z lampami wstawili do sali. Mam dziecko blisko siebie, mogę cały czas na nie patrzeć. Leży w samej pieluszce i tak mocno rusza mu się klatka piersiowa. Pewnie przez to serce.

Musiałam dać mu smoczek. Bo co zrobić, kiedy nie można przystawić do piersi, przytulić ani ponosić?

Pozwolono mi wyjmować synka tylko co 3-4 godziny na 20 minut. Tyle, że to dla niego za krótko. Trzymam go przy sobie dłużej. Jakby ktoś pytał, to dopiero co wyjęłam. Co mam zrobić? Siłą oderwać od piersi i głodnego odłożyć z powrotem?

1 sierpnia

Hura! Idziemy do domu. Zlitowali się nad nami, weteranami. Za dwa tygodnie mamy się zgłosić do szpitala kardiologicznego.

Wreszcie mogę karmić tak długo, jak mały zechce. Czasem chce co 10 minut, przez całą dobę. I ssie godzinę. Dużo płacze. Może mam za mało pokarmu? Może coś go boli? Do stałych dylematów każdej matki dochodzi jeszcze zalecenie lekarza: nie dopuszczać do nadmiernego płaczu. Nosimy go na zmianę: ja, mąż i moja mama.

14 sierpnia

Kontrola. Synkowi nie podoba się badanie. Lekarz pyta, czy karmię piersią, po czym proponuje mi położenie się obok małego na leżance. Jak tylko synek zaczął ssać, zamienił się w aniołka. Zatrzymali nas w szpitalu. Niezbędna jest operacja.

Mały leży w łóżeczku, podłączony kablami do monitora. Jak mam go karmić? Trzeba go wyjąć, nie odpinając kabelków. A w nocy? Mogę zostać z dzieckiem, ale spać muszę na krzesełku.

17 sierpnia

Mąż przeszmuglował do szpitala polówkę. Mogę na niej spać tylko wtedy, jeśli nie przeszkadza to innym mamom. Czasem trzeba przespać się na krzesełku. Mam za mało pokarmu. Z butelki mały zjada bardzo chętnie i szybko. O ile byłoby łatwiej zrezygnować z karmienia piersią! Trudno, pomęczę się. Kupiliśmy laktator, bo ręczne ściąganie pokarmu to jak oranie ziemi gołymi rękami.

23 sierpnia

Synek przygotowywany jest do operacji. Dowiaduję się, że nigdy nie będzie w pełni zdrowy, zrobią, co mogą, żeby poprawić mu jakość życia. Podpisuję dokumenty, pouczona o tym, że zabieg wiąże się z ryzykiem śmierci. Ręka mi drży. Jak można wyrazić zgodę na to, że dziecko może umrzeć? Nie wyrażam! Ale podpisać dokumenty trzeba.

24 sierpnia

Nie wiem, ile trwał zabieg. Godzinę? Dwie? Wychodzi lekarz, mówi, że wszystko w porządku. To nasz najszczęśliwszy dzień w życiu. Wchodzę na OIOM. Moje maleństwo oddycha, żyje.

20 września

W środku spaceru dziecko domaga się piersi. Udaje mi się znaleźć ustronną ławeczkę. Kiedy przechodzą obok starsze panie, zwykle miło się uśmiechają. Panowie przyspieszają kroku, nastolatki udają, że nie widzą. Tym razem dwóch przechodzących obok młodych mężczyzn zaczęło się grubiańsko śmiać. Pewnie zobaczyli skrawek gołej piersi.

1 grudnia

Kończy się mój urlop. Wracam do pracy, a mąż idzie na wychowawczy. Mamy kredyt. Nie chcę jednak przerywać karmienia. Synek ma dopiero pięć miesięcy.

2 stycznia 2007

Pierwszy dzień w pracy. Zamiast torebki biorę spory plecak, wrzucam do niego laktator. To nieduża firma, pomieszczeń jest mało. Wspólnie dochodzimy do wniosku, że na ściąganie mleka zamknę się w kuchnio-łazience. Wieszam na drzwiach kartkę: "Proszę nie wchodzić".

1 lipca

Mały wkrótce skończy rok. Decyduję, że to koniec karmienia. Odstawiam bezproblemowo. Po prawie dwóch latach bez alkoholu wypijam pierwszego drinka. Kręci mi się w głowie.

1 czerwca 2009

Synek ma prawie 3 lata. W tle czai się widmo kolejnej operacji serca, ale to przyszłość. Patrzy, jak karmię jego młodszego brata. Chcesz spróbować? - pytam. Zastanawia się. - Nie, to mleko dla dzidziusiów.

Więcej o:
Copyright © Agora SA