Mąż karmicielki

Kiedy czekaliśmy na naszego pierwszego synka, mąż mojej kuzynki - wtedy już ojciec dwójki dzieci - zapytał mnie pół żartem, pół serio: "Czy zdajesz sobie sprawę, że już nigdy nie będziecie naprawdę sami?". I gdy Piotruś już się urodził, zrozumiałem, co miał na myśli.

Najpierw byliście tylko we dwoje. Robiliście to, na co mieliście ochotę, wtedy, kiedy wam to przyszło do głowy. Były wieczory przy świecach, romantyczne kolacyjki, wyprawy do kina, imprezy ze znajomymi. Potem doszliście do wniosku, że chcecie mieć dziecko. Ciąża, oczekiwanie - niby ze świadomością, że pojawił się ktoś jeszcze, ale w gruncie rzeczy wciąż jeszcze ty i ona.

A potem rodzi się mały człowiek i już wkrótce orientujesz się, że zaczęła się

zupełnie nowa epoka.

Słyszałeś wprawdzie, że dziecko wszystko zmieni, ale nie sądziłeś, że aż tak. Kobieta, która była twoją żoną, nagle stała się przede wszystkim mamą kogoś innego. A ten ktoś, taki niby bezbronny i niesamodzielny, wcale nie zamierza się nią dzielić - bardzo szybko okazuje się małym tyranem, który potrafi doskonale kontrolować sytuację i osiągać swoje.

W pracy siedzisz długo (ktoś w końcu musi ten cały bałagan utrzymywać), wracasz do domu zmęczony. Liczysz na chwilę odpoczynku? Nie bądź naiwny. Żona, wykończona po całym dniu oporządzania malucha, oczekuje, że choć na kilka chwil ją zastąpisz. Czekasz z utęsknieniem na weekend, ale kiedy przychodzi piątkowy wieczór, okazuje się, że wasza pociecha jakoś zupełnie nie rozróżnia dni tygodnia. Sobota i niedziela różnią się od pozostałych dni tym, że nie idziesz do pracy - ale nie ilością zmienianych pieluch, prania i karmień. Ano właśnie, karmienie "na żądanie" -

co za koszmar.

Nawet jeśli mały tyran akurat słodko śpi, i tak trudno zająć się czymś poważnie. Wspólne oglądanie filmu? A co to za przyjemność, skoro w każdej chwili toto może zacząć krzyczeć i domagać się jedzenia? Teoretycznie przerwy w karmieniu mogą wynosić trzy godziny, a z czasem nawet więcej, ale nie łudź się - nie ma szans, aby w ciągu tych trzech godzin udało się zmieścić jakąś choćby dwugodzinną czynność (patrz: ramka obok). Cały rozkład dnia podporządkowany jest jednej osobie i, niestety, tą osobą nie jesteś ty.

Jest jeszcze jeden aspekt sprawy. Przynajmniej na pewien czas biust twojej żony nie należy do ciebie. To tak jak z kolejką elektryczną - niby jest dla dziecka, ale najchętniej pobawiłbyś się nią sam.

Intymność? Jaka intymność?! Sypialnia małżeńska stała się sypialnią rodzinną. Nawet jeśli twoja żona jest akurat trochę mniej zmęczona, nawet jeśli oboje zdążyliście się już za sobą stęsknić, nie macie przecież żadnej gwarancji, że wasza pociecha nie zacznie gwałtownie domagać się piersi w najmniej odpowiednim momencie. No i w ogóle wielu z nas jakoś źle się czuje ze świadomością, że w pokoju jest ktoś jeszcze.

Stan psychofizyczny i uwaga twojej żony przypominają oscylator - w stosunkowo regularnych odstępach wahają się od maksymalnego zaabsorbowania potrzebami małego terrorysty do skrajnego zmęczenia objawiającego się zdolnością zasypiania w pół zdania ze szklanką herbaty w ręce. Jesteś załamany, zmęczony, masz wszystkiego dosyć? Poczekaj,

może nie jest tak źle.

Ten pierwszy okres to czas naprawdę trudny. Całe życie staje na głowie, zmienia się nie tylko rozkład dnia, ale też większość priorytetów. Tak to jest - i nic na to nie poradzisz. Możesz natomiast spróbować zminimalizować skutki tej rewolucji, którą właśnie przeżywacie.

Pomyśl praktycznie: im więcej pomożesz żonie, im więcej obowiązków weźmiesz na siebie, tym więcej ona będzie miała czasu, żeby odpocząć - i tym większa szansa, że uda wam się zrobić coś razem. Nie zapominaj, że jeśli ona nie ma dla ciebie czasu, to nie dlatego, że cię już nie kocha, że dziecko jest dla niej ważniejsze, że nie jesteś jej już potrzebny, ale że jest po prostu wykończona. Spróbuj ją odciążyć, a sytuacja pomału zacznie się zmieniać.

I pamiętaj, że nic nie trwa wiecznie. Pierwsze trzy czy cztery miesiące z maluchem potrafią dać nieźle w kość, ale stopniowo będzie coraz lepiej. Dziecko zaczyna więcej spać w nocy, a mniej w dzień, przerwy między karmieniami wydłużają się, da się trochę pospać, wypić razem herbatę, a czasem nawet obejrzeć film.

Stopniowo także sypialnia - choć jeszcze przez dłuższy czas musi w niej być miejsce na łóżeczko - wraca do roli sypialni małżeńskiej.

Troje to już tłok

Maluch zamiast we własnym łóżeczku śpi z wami. Czy to dobry pomysł? Takie rozwiązanie ma swoje wady i zalety.

ZALETY

- To jednak duża wygoda. Nie trzeba w nocy wstawać, żeby go nakarmić, nie trzeba potem odnosić do łóżeczka - jak jest głodny, to ssie i już.

- Z tego wynika, że jesteście oboje bardziej wyspani, co znacznie ułatwia życie.

- Jeśli maluch już w nocy kogoś budzi, to raczej mamę niż tatę.

WADY

- Dodatkowy lokator w łóżku nie sprzyja małżeńskiej intymności.

- Dziecko może się łatwo przyzwyczaić do takiej sytuacji i nie chcieć się potem wyprowadzić.

- Robi się ciasno.

- Jeśli dziecko ma tendencję do wędrowania po łóżku, możesz obudzić się z rozbitym nosem.

Prawa Murphy'ego dla młodych rodziców:

- Dziecko budzi się zawsze wtedy, kiedy chcielibyście z żoną być sami.

- Jeśli dziecko się wtedy nie obudzi, to znaczy, że obudzi się później. W najmniej odpowiednim momencie.

- Częstotliwość karmień jest wprost proporcjonalna do waszego zmęczenia.

- Pieluch zawsze brakuje właśnie wtedy, kiedy wszystkie okoliczne sklepy są zamknięte.

- Prawdopodobieństwo, że dziecku się uleje, jest wprost proporcjonalne do ceny i elegancji stroju, który ma na sobie osoba trzymająca dziecko.

- Człowiek zachowuje się racjonalnie wtedy i tylko wtedy, kiedy nie ma innego wyjścia. Uwaga - człowiek do trzeciego roku życia nie zachowuje się racjonalnie nigdy!

- Liczba guziczków, zatrzasków, haftek i tasiemek, które należy odpiąć i rozwiązać, żeby przewinąć dziecko, jest odwrotnie proporcjonalna do ilości czasu, który możesz na to przeznaczyć.

- Liczba nocnych karmień, a także intensywność i długość krzyku spowodowanego kolką są wprost proporcjonalne do ilości i wagi spraw, które musisz załatwić nazajutrz.

- Jeśli dziecko nie śpi, nie płacze i nie chce jeść - najprawdopodobniej zajęte jest przeżuwaniem twojego najlepszego krawata, w którym za chwilę masz wyjść do pracy, albo - co gorsza - Bardzo Ważnych Dokumentów.

- Dzieci chorują najczęściej w weekendy, kiedy najtrudniej o lekarza; wysokość gorączki jest wtedy wprost proporcjonalna do odległości do najbliższej czynnej przychodni.

- Bywa, że dziecko śpi trzy godziny - ale nie licz na to, że nie obudzi się w połowie ciekawego filmu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA