Na rozwój odporności ma wpływ żywienie, jak jeszcze ją wspierać? [ROZMOWA]

To, że układ odpornościowy jest niezwykle ważny wiemy. Czy wiemy, jak go wspierać? O tym, jak to robić rozmawiam z pediatrą, dr Ewą Miśko-Wąsowską:

Natalia Nocuń-Komorowska, eDziecko.pl: Czy składniki naszej diety mają wpływ na rozwój odporności?

Dr Ewa Miśko-Wąsowska*: Dieta ma wpływ na odporność, bardziej jednak skupiłabym się tutaj na stwierdzeniu, że to zła dieta może pogarszać odporność. Dziecko, które odżywia się normalnie, czyli jego dieta jest zbilansowana, są w niej dobrze przyswajalne białka, tłuszcze, węglowodany i nie jest wysokoprzetworzona, będzie miało lepszą odporność, niż spożywając wysokoprzetworzone produkty. Duża ilość słodyczy, przewaga pokarmów smażonych, słonych czy innych wysokoprzetworzonych pogarszają funkcje układu odpornościowego. Z jednej strony ten układ nie ma dobrej pożywki dla prawidłowego funkcjonowania, z drugiej strony – przy złej diecie, w której jest dużo cukru, bakterie chorobotwórcze mogą się łatwiej rozwijać. Zła dieta przyczynia się do gorszej odporności organizmu.

Żywienie ma wpływ na odporność, a co z higieną? Czy ma wpływ na zdrowie dziecka?

Tak, jak najbardziej. Tylko trzeba znaleźć złoty środek. Brak higieny powoduje choroby, ale nadmiar higieny, chowanie w sterylnych warunkach też nie jest dla dziecka zdrowe. To może przede wszystkim indukować choroby alergiczne. Układ odpornościowy, który nie styka się w codziennym życiu z banalnymi bakteriami, ze zwykłym brudem i kurzem, jest niewytrenowany. W pewnym momencie zaczyna reagować na białka, które spotykamy np. w pożywieniu albo na jakieś pyłki. I tak powstają choroby alergiczne. To jest tzw. hipoteza higieniczna rozwoju alergii.

Domowe sposoby na lepszą odporność

Ma także związek z odpornością?

Tak, nawiązując do tego, co mówiłam wcześniej: układ odpornościowy od urodzenia dziecka musi się trenować. Dziecko, które przebywa w brzuchu mamy, przebywa w sterylnych warunkach. Sterylne są wody płodowe, łożysko. Jak maleństwo przychodzi na świat to spotyka się z różnymi wirusami, bakteriami, z tym, co potocznie nazywamy po prostu brudem. I to jest moment, w którym jego układ odpornościowy może się trenować i dobrze, żeby tak było, ponieważ to buduje prawidłową odporność i prawidłowe relacje pomiędzy różnymi elementami układu odpornościowego. Takie nie do końca sterylne chowanie ma pozytywny wpływ na rozwój odporności.

Mówi się, że często przesadzamy, że dzieci wychowują się w zbyt jałowych warunkach. Nie powinniśmy przesadzać ze sterylnością?

Absolutnie. Parę lat temu Szwedzi przeprowadzili badanie, które pokazywało, że dzieci, których mamy oblizywały smoczek – nie wyparzały – są mniej narażone na alergię w przyszłości, mają mniej wyprysków atopowych. Nie chodzi o to, aby zalecać rutynowo oblizywanie smoczków przez mamy, ale badanie pokazuje, że nadmiar higieny wcale nie służy zdrowiu.

Na co pozwalać, a do czego nie powinniśmy dopuszczać?

Rączki powinniśmy myć za każdym razem, gdy wracamy z dworu, szczególnie, że dzieci najczęściej na podwórku bawią się w piaskownicy, w której mogą być jaja pasożytów. Mycie rąk po zabawie na podwórku jest jak najbardziej wskazane. Nie należy natomiast biegać za dzieckiem w domu, przebierać za każdym razem, gdy się pobrudzi, nie pozwalać głaskać psów czy kotów – wręcz przeciwnie, powinno mieć kontakt ze zwierzętami. To też przekłada się na rozwój odporności.

Powinniśmy czasem pozwalać dziecku się pobrudzić?

Jak najbardziej.

A jak już szaleje w kałużach, to powinno mieć na uszach czapeczkę?

W zależności od pogody, bo kałuże mogą być i przy spokojniejszej aurze, i przy wietrze. U najmłodszych dzieci to nawet nie jest kwestia ochrony przed chłodnym powietrzem, tylko to raczej kwestia ochrony przed utratą ciepła. Kilkumiesięczne dzieci tracą najwięcej ciepła przez głowę. Dla nich czapeczka jest rzeczywiście ochroną. Kilkuletnie dziecko, nawet przy chłodniejszej pogodzie, gdzie nie pada deszcz, nie wieje wiatr, nie musi za każdym razem zakładać czapki.

Czy czapka chroni przed chorobami? Czy fakt, że dziecko będzie ją miało na głowie nie ma większego znaczenia?

Jak jest chłodno i dziecko będzie przechłodzone, to jest podatne na infekcje, ponieważ duża część wirusów rozwija się w niskich temperaturach, np. obniżona temperatura w śluzówce nosa sprzyja rozwojowi rinowirusów. Wiele zależy od przechłodzenia organizmu, na które częściowo może mieć znaczenie zakładanie czapki. Wszystko zależy od temperatury, wiatru, od oceny warunków otoczenia.

Czy zimne rączki to wystarczająca przesłanka do stwierdzenia, że dziecko marznie?

Najbardziej miarodajne jest sprawdzanie skóry na karku. Gdy jest przyjemnie ciepła, nie jest nadmiernie chłodna, ani nie jest spocona, to znaczy, że dziecku jest komfortowo, że ma prawidłową temperaturę. W zasadzie większość dzieci, jak biega na dworzu, zwłaszcza, jak jest już chłodniej, to ma zimne dłonie, a ich kark jest ciepły.

Przegrzanie czy zmarznięcie – czy można w ogóle wskazać, co jest lepsze?

Ani jedno, ani drugie. Obydwa rozregulowują pracę układu odpornościowego, zarówno nadmiernie przegrzanie może sprzyjać infekcjom, jak i wychłodzenie.

Problemem bywają też spacery, przed wyjściem z domu odstrasza nas wiele czynników. Co, tak naprawdę, jest przeszkodą do wyjścia z domu?

Pośrednio warunki atmosferyczne mają wpływ. Z najmłodszymi dziećmi, w pierwszych miesiącach życia, nie powinno się wychodzić, gdy temperatura jest poniżej -5 stopni C. Ze starszymi dziećmi można przy takich temperaturach wychodzić, jednak teraz mamy także inne ograniczenia – gdy są duże mrozy często mamy alerty smogowe. To także jest dużą przeszkodą i nie powinniśmy wówczas wychodzić na spacery.

A choroba? Czy choroba zawsze jest przeciwwskazaniem do wyjścia?

Gorączka przy chorobie. I generalnie, samopoczucie dziecka. W sytuacji, gdy dziecko ma katar, pokasłuje, ale nie ma gorączki przy infekcji, spacer jest jak najbardziej pomocny – śluzówki się nawilżają, udrażniają, dziecku jest łatwiej oddychać. Jeśli widać, że dziecko jest rozbite, zaczyna już gorączkować, albo ma stany podgorączowe, spacery nie są wskazane, niezależnie od pogody.

W Wielkiej Brytanii nikogo nie dziwi dziecko bez skarpetek, w Skandynawii dzieci w przedszkolach sypiają na świeżym powietrzu. Czy to ma dobry wpływ na odporność?

Jak najbardziej. Czy u nas by się to sprawdziło? Wszystko musimy wprowadzać stopniowo, jeśli dziecko do tej pory chodziło w bucikach, w skarpetkach, nie wypuścimy go od razu na bosaka, to może być szok dla jego układu odpornościowego. Jeśli jest do tego stopniowo przyzwyczajane, to jak najbardziej. Jest to jeden ze sposobów hartowania. Zaleca się na przykład, zwłaszcza przed okresem infekcyjnym, żeby dzieci krótko chodziły stopami po chłodnej wodzie. Wystarczy nalać trochę chłodnej wody do wanny, to także stymuluje układ odpornościowy, przyzwyczaja do tolerancji niższych temperatur, na które dzieci będą niedługo narażone.

Przebywanie przez większość czasu na świeżym powietrzu, typowe dla skandynawskich przedszkoli jest dobre z dwóch powodów. Pierwszy – faktycznie dzieci się hartują. Z drugiej strony, nie ma tak zwanej kolektywizacji. Większe szanse zarażenia się jeden od drugiego są wtedy, gdy dzieci są w zamkniętym pomieszczeniu przez kilka godzin niż gdy biegają na świeżym powietrzu. To są dobre modele, warte naśladowania, ale myślę, że my – Polacy – mamy duży opór przed tym. Chociaż obserwuje się już przedszkola oparte na modelu skandynawskim.

* Dr Ewa Miśko-Wąsowska, pediatra. Specjalizację zdobyła w Klinice Gastroenterologii i Żywienia Dzieci WUM, od kilku lat doradza przyszłym rodzicom w szkołach rodzenia i zajmuje się medycyną ambulatoryjną.

To także może cię zainteresować:

Więcej o:
Copyright © Agora SA