Matko, a czy Ty "ogarniasz" rzeczywistość? [WASZE OPINIE]

"Chęć ogarnięcia wszystkiego, zazwyczaj przegrywa z chęcią spania" - stwierdza na forum pewna mama niemowlęcia. Czy którejś matce udaje się pogodzić opiekę nad małym dzieckiem z pracą zawodową, dbaniem o siebie i dom? Internautki zdradzają, jak dobrze (lub źle!) wychodzi im ta sztuka.

"Czy tylko ja nie 'ogarniam'?" - pyta chocolatemonster, użytkowniczka forum Niemowlę . Sfrustrowana, wyjaśnia: "Odkąd Młoda jest z nami jestem wymęczona, niewyspana, wyglądam jak kiepska kopia dawnej siebie (włosy w stylową kitkę na 'zahukaną Dzidkę'). O fajnym filmie, bardziej wymyślnym daniu czy 'błysku' w domu mogę pomarzyć. Czytam w kibelku (bo manicure mogę odpuścić, czytania nie), marzę, żeby pobiegać (w ciąży nie mogłam, przed ciążą dużo biegałam) i posłuchać muzyki, a nie 'biedroneczek'. Wszystko w biegu i na 'hura'. Pracuję na zmiany i padam na ryłko".

I pyta, rozpoczynając tym samym interesującą dyskusję o rzeczywistości matek niemowląt i małych dzieci: "Czy wy też tak macie, czy to tylko ja jestem wyjątkowo 'nieogarnięta'?".

Okulary słoneczne to podstawa!

Internetowa dyskusja toczy się wielotorowo, a sporą popularnością wśród forumowiczek cieszy się pogląd, że kiedyś będzie łatwiej. Z jednej strony można tu dostrzec nieco myślenia życzeniowego i płochliwej nadziei: "Dziewczyny mnie pocieszają, że będzie lepiej. Moja siostra ma 3-latka i widzę, że jest kolosalna różnica." (libretinka), z drugiej zaś czytamy optymistyczne relacje matek, których dzieci okres niemowlęcy mają już za sobą.

Jedna z tych ostatnich, florecistka.best, życzy autorce wątku cierpliwości: "Wszystkie trudy mijają, pamiętaj, że z każdym dniem powinno być łatwiej, lepiej. Gdy moje było niemowlęciem, myślałam, że zwariuję, głównie ze zmęczenia. W domu bajzel, czasami brak obiadu, z zazdrością patrzyłam przez okno na spokojne matki z wózeczkami, niepłaczącymi dziećmi. Myślałam, że spotkała mnie jakaś kara, że skończę w psychiatryku na oddziale leczenia nerwic" - opowiada i dodaje: "Skup się teraz na dziecku, niech sobie będzie niesprzątnięte. W końcu sprzątniesz na błysk - przecież niemowlę nie będzie zawsze niemowlęciem. Dla mnie super gadżetem były (i są) ciemne okulary. Nie malowałam się i świetnie ukrywały wory pod oczami i spuchnięte powieki!".

O tym, że po pewnym czasie rzeczywiście zaczyna być łatwiej, przekonuje internautka o nicku stokrotka445: "Wyrobiłam w sobie nawyk niezwracania uwagi na bałagan, nieprzejmowania się poczuciem nieogarniania (robię tylko rzeczy ważne, a reszta czeka na mój wolny czas)... I życie stało się nieco lżejsze. A teraz to już w ogóle... Jak chcę mieć spokój, każę dzieciom sprzątać ich pokoje i mam 1,5 godziny luzu, bo zawsze podczas sprzątania znajdują 'zaginione' zabawki, którymi natychmiast trzeba się pobawić" - tłumaczy forumowiczka.

"Kota można dostać!"

Nie brakuje też głosów, że rzeczywistość daje się ułaskawić, nawet kiedy jest się mamą niemowlęcia. Niektóre forumowiczki przyznają jednak, że marzą o powrocie do pracy i spokojnym przebywaniu z dorosłymi ludźmi, zjadaniu posiłku bez pośpiechu i walki, a te pracujące przyznają się z kolei do marzeń o tym, żeby mieć więcej czasu dla siebie, partnera i dziecka.

Do tych pierwszych należy 18lipcowa3: "Jestem bardzo 'ogarnięta' domowo-dzieciowo, zadbana, pomalowana, zakupy zrobione, dom czysty, ale właśnie za to płacę cenę, bo jedyne czego mi brakuje, to wolny czas tylko dla siebie. Marzę o weekendzie w spa albo o wolnym weekendzie w domu, sama, snuciu się w piżamie, z lampką winą, żarciem na zamówienie, leżeniu przed tv, z książką i głupią gazetą, bez słuchania jęków, kwęków, latania z wózkiem i siatami, pilnowania obiadu i kąpieli itp..." - wylicza i dodaje:

"Ale pracuję na tym jak mogę, angażuję wszystkich dookoła, jak tylko mogę, bo już mi przeszła opcja bycia idealną mamą, dostępną dla pociech 24h/dobę. Czekam na odstawienie ssaka i powrót do pracy jak na zbawienie. Od siedzenia w domu z dziećmi można kota dostać, to straszne" - podsumowuje.

Czas nie jest z gumy, niestety

Libretinka pracuje zawodowo i chociaż, jak twierdzi, udaje jej się wszystkiego dopilnować, uważa, że dzieje się to kosztem bliskości w jej relacjach z partnerem. Dzień jej rodziny wygląda następująco: "Wychodzimy z domu codziennie około 6.30, wracamy 17-17.30. Nie ma nas w domu przez 10-11 godzin i absolutnie nigdzie nie zajeżdżamy po drodze - tylko trasa praca-dom. Po powrocie z pracy staramy się 2 godziny spędzić na zabawie z małym, jak jest ładna pogodna idziemy na spacer (czasami przy okazji zrobimy zakupy) lub bawimy się w domu. Potem robimy jakąś kolację na ciepło (w ramach obiadu, którego nie ma), przygotowujemy kąpiel małemu i lulamy go na zmianę. Osoba, która nie usypia, ma chwilę dla siebie, bo przeważnie zajmuje to 20-40 minut".

Wieczory mają dla siebie, ale są zbyt krótkie: "Mały zasypia około 21.00 i potem ogarniamy dom, zmywanie, przelewy, rachunki, czasami uda się obejrzeć jakiś program (średnio raz, dwa razy w tygodniu). Po 22.00 nasze kąpanie i moje paznokcie, maseczki (rzadko). Potem mam chwilę na internet, ale tylko chwilę, bo już 23.00, a mały o 3.00 wstanie na mleko, a o 5-6.00 obudzi się na dobre. Muszę pospać te 6 godzin, żeby pracować. Zanim wyjdziemy do pracy to ja ogarniam małego: przebieranie, śniadanie, witaminki, ząbki. M. robi jakieś śniadanie i kawę, którą pijemy w biegu. (...)".

To nasza wina?

Jeden z wątków wspomnianej dyskusji dotyczy udziału mężczyzn w życiu rodziny. Czy ojcowie także opiekują się dziećmi, czy małżonkowie dzielą się obowiązkami domowymi, czy też wszystko spoczywa na barkach kobiety? Jest różnie, ale murwa.kac zauważa, że czasem jest nam trudno na własne życzenie: "Dużo kobiet, które znam, na siłę chcą wszystko robić same, zwłaszcza przy dziecku. Wychodząc z głupiego założenia, że one zrobią to na pewno lepiej, że one lepiej się dzieckiem zajmą, że chłop nie potrafi etc. Albo biorą na klatę faceta typu 'ale ja się boje dziecko przebrać, bo się brzydzę, ja się boje wykąpać, bo połamię' - i zapierniczają same w kieracie". Rację przyznaje jej 18lipcowa3, pisząc: "Męża mam bardzo zaangażowanego, dlatego leczę się wciąż z myślenia 'ja sama, sama, bo ja wszystko najlepiej'".

Narzekanie, że nie dajemy rady pogodzić macierzyństwa z pracą zawodową, dbaniem o dom, relacje z ukochanym i własne potrzeby, irytuje internautkę o nicku kondolyza: "Nie lubię takiego użalania się i stereotypowego: 'jak się dziecko urodzi to...'. Normalnie jeden wielki kataklizm.... Masakra jakaś. Jeśli któraś z Was ma poczucie, że nie ogarnia, to bardzo współczuję, bo wiem, że łatwo popaść w kanał przy dziecku, ale na Boga - naprawdę tak nie musi być!" - przekonuje forumowiczka i dodaje:

"Laski, wszystko zależy od Was! Jasne, że jest więcej obowiązków, ale wszystko zależy od tego, jaką macie Wy postawę, w co się wkręcacie i jak sobie ustawiacie życie. Naprawdę jestem przekonana, że każda z Was może zrobić wiele, żeby z uwiązania obowiązkami zwentylować się trochę - musicie tylko chcieć i nie krępować się ułatwić sobie życia". Radzi mamom m.in. zapłacić niani trochę więcej, ale oczekiwać, że ta w trakcie drzemki dziecka troszkę posprząta, ugotuje nieco większy obiad itd. Zamiast prasowania poleca natomiast zainwestowanie w elektryczną suszarkę do ubrań.

Pożegnanie Perfekcyjnej Pani Domu

Mamy zdradzają, że pomocne okazuje się ustalenie od nowa swoich priorytetów, zastanowienie się nad tym, co naprawdę jest dla nas ważne, a co można sobie odpuścić. Jomi81 przyznaje, że powoli oducza się bycia perfekcyjną panią domu, choć jeszcze do niedawna chciała, żeby wszystko było tak samo jak przed narodzinami dziecka: dom wysprzątany na błysk, obiad ugotowany, ciasta upieczone... "Po karmieniu małej o 4.00 rano usypiałam ją, a sama biegłam robić się na człowieka, potem szorowanie łazienki, odkurzanie itp." - opowiada.

"Czego nie zdążyłam zrobić do jej pobudki, robiłam wieczorem po powrocie męża z pracy. Tyle że od jakiegoś czasu zaczęła we mnie narastać taka frustracja i brak radości z macierzyństwa, że teraz rano olewam sprzątanie, siadam na forum lub czytam, a w ciągu dnia, gdy nie mogę patrzeć na nieogarniętą chałupę, biorę małą i wynoszę się na taras, a jak brzydko i zimno, to pakuję nas w auto i jedziemy na spacer i kawę" - opisuje swoje sposoby jomi81.

Także autorka wątku w końcu przyznaje, że jednak nie jest tak źle, jak początkowo sygnalizowała. Kończy dyskusję optymistyczną nutą: "Doszłam do wniosku, że jestem perfekcjonistką, wszystko musi być idealne i dlatego mam wrażenie, że nie ogarniam, a tak naprawdę daję radę. I myślę, że większość mam ma tak samo". W postscriptum dodaje, że umówiła się już do fryzjera i kosmetyczki. Z tym "ogarnianiem rzeczywistości" matczynej jest tak, jak ze wszystkim innym: trzeba ustalać priorytety i nie zagubić siebie w codziennym chaosie.

Przy okazji warto pamiętać, że każdej nowej roli musimy dopiero się nauczyć i każda z nas kiedyś była matką po raz pierwszy. Zanim na dobre weszłyśmy w nasze nowe role, prawdopodobnie kilka razy zmęczyłyśmy się, być może na trochę straciłyśmy z pola widzenia własne potrzeby, a może nawet uroniłyśmy kilka łez, żeby po kilku czy kilkunastu miesiącach wykrzyknąć tryumfalnie: "Jestem profesjonalistką, ogarniam!". A że przez jakiś czas dziecko było ważniejsze od maseczki? Tym lepiej, bardziej doceniłyśmy nakładanie tej pierwszej po przerwie. I nawet, jeśli jest tak jak napisała ajserped, że "chęć ogarnięcia wszystkiego, zazwyczaj przegrywa z chęcią spania" - to też dobrze. Przecież sen jest taki przyjemny!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.