„Co mnie najbardziej zaskoczyło, gdy zostałam mamą?”. Szczere wyznania kobiet
Nikt nie zrozumie matki tak dobrze, jak druga matka. O obawach, lękach i największych zaskoczeniach, które przyniosło macierzyństwo porozmawialiśmy z kilkoma kobietami. Co zaskoczyło je najbardziej, gdy na świat przyszły dzieci?
Każdy sam powinien zdecydować, jaki model rodzicielstwa wybierze. A jednak dyskusja o tym, jaka powinna być mama, co jej wolno, co wypada, a czego kategorycznie robić nie powinna wraca jak bumerang. Macierzyństwo jest wciąż jednym z tematów, które budzi naprawdę olbrzymie emocje. I to zarówno po stronie doświadczonych rodziców, jak i osób, które deklarują, że nigdy nie zamierzają mieć dzieci.
Problematyczne karmienie piersią
Wiele osób krytykuje młode matki, które karmią piersią w miejscach publicznych (choć mają do tego pełne prawo!), a z drugiej strony wyrażają oburzenie, gdy widzą noworodka karmionego mlekiem modyfikowanym. Z takim społecznym ostracyzmem spotkała się Klaudia, mama 7-miesięcznego Juliana:
- Ciągle byłam osądzana. Cokolwiek zrobię, robię to źle. Długo nie miałam pokarmu, więc zanim rozkręciła mi się laktacja, karmiłam syna mlekiem modyfikowanym. Nie było to dla mnie łatwe.
Klaudia, choć nie pracuje w zawodzie, jest psychologiem z wykształcenia. Przyznaje, że była zaskoczona swoją reakcją. Mimo że potrafiła racjonalizować przytyki wymierzone w jej stronę, sytuacja związana z karmieniem piersią była dla niej wyjątkowo trudna:
- W szkole rodzenia tłumaczono, że karmienie piersią jest najważniejsze, że w ten sposób buduje się odporność dziecka. Wszystkie koleżanki karmiły piersią. A ja przez pierwsze tygodnie nie potrafiłam. Nie miałam pokarmu, Julek nie mógł być głodny. Z każdej strony słyszałam, że jestem złą matką – opowiada i od razu tłumaczy: - To znaczy nikt mi tego nie powiedział wprost. Ale nie kończyły się pytania i rady: Dlaczego nie karmisz piersią?; Nie słyszałaś, że mleko matki to najlepszy pokarm dla takiego maleństwa? Miałam serdecznie dość. Szczególnie, że przykre słowa często padały od najbliższych mi kobiet – mamy, teściowej czy nawet koleżanek.
Ciągłe bycie na cenzurowanym doskonale rozumie Justyna. Dziś mama 5-letniej Zuzi i 5-miesięcznego Krystiana. – U mnie sytuacja była odwrotna. Miałam dużo pokarmu, Zuza do tego miała apetyt za dwoje. Karmiłam piersią bardzo długo, mniej więcej do czasu, gdy mała skończyła 2,5 roku. Przykre były te osądzające spojrzenia ludzi, gdy moja córka podchodziła do mnie i mówiła: Mama, daj cycusia. Kiedyś usłyszałam jak jedna kobieta mówiła do drugiej, że to upiorne i obrzydliwe. Dokładnie takich słów użyła. Wstydziłam się karmić w restauracjach czy innych publicznych miejscach – opowiada.
Dopiero narodziny drugiego dziecka zmieniły jej podejście do tematu karmienia piersią: - Mój syn wiele zmienił w moim postrzeganiu macierzyństwa. Po pierwsze nie miałam już tyle pokarmu. Musiałam dokarmiać mlekiem modyfikowanym i szybko skończyłam karmienie piersią – relacjonuje Justyna i podkreśla – Przede wszystkim jednak przestałam się przejmować. Z jednej strony mam mniej czasu, żeby zastanawiać się, co pomyślą inni. Z drugiej strony jestem starsza i może bardziej odporna? Z czasem człowiek zaczyna puszczać wszelkie uwagi mimo uszu. To w końcu ja jestem matką i ja wiem, co dla mojego dziecka najlepsze.
Nie wszystkimi obowiązkami można się podzielić
- W macierzyństwie zaskoczyło mnie chyba najbardziej to, że większość obowiązków spada na mnie–opowiada 30-letnia Zosia, mama rocznego Leona. – Mam męża, który jest cudownym partnerem i przyjacielem. Jest też niesamowitym ojcem, wszystko chce robić, we wszystkim pomagać. Ale właśnie pomagać. W tym leży pies pogrzebany.
Pociągnięta za język Zosia tłumaczy, że choć mąż staje na wysokości zadania, to zanim została mamą nie zdawała sobie sprawy, że wielu, naprawdę wielu obowiązków nie da się podzielić po równo: - Oczywiście mąż wstawał i wstaje w nocy do syna. Zmienia pieluchy, gotuje zupy czy wychodzi na spacery. Ale piersią dziecka nie nakarmi.
Jest też wiele spraw, o których decyduje sam Leon: - Syn nie pozwoli uśpić się tacie. Musi być mama i koniec kropka. Czy to przyzwyczajenie, z którym można walczyć? Pewnie tak. Ale żadne z nas nie ma na to siły.
Niekończące się choroby
- Dla mnie największym zdziwieniem były choroby. Nasza córka dziś już nie choruje tak często. Ale jak była malutka... Koszmar! – zwierza się Ola, mama czterolatki.
- Zanim zostałam mamą słyszałam, że dzieci chorują. Jedne częściej, inne rzadziej. Ok – myślałam sobie – przetrwamy to. I przetrwaliśmy, ale nikt nie uprzedzał mnie, że dziecko może być chore permanentnie! – dopowiada Ola.
Wtóruje jej Justyna: - Kiedy Zuza poszła do żłobka, nie wiedziałam, co nas czeka. Zaczęła chorować już po pierwszym miesiącu. I tak przez okrągły rok! Od zwykłego kataru, po rotawirusy. Biegunka, wymioty, odwodnienie, wizyty w szpitalu. Szybko zaszczepiliśmy córkę przeciwko rotawirusom, a syna jeszcze zanim poszedł do żłobka.
Miłość bezwarunkowa
Mimo wielu trudnych doświadczeń, nasze rozmówczynie zgodnie odpowiadają, że w macierzyństwie zaskoczyła je jeszcze jedna, chyba najważniejsza kwestia – bezwarunkowa miłość: - Choroby, chorobami, ale dla mnie magicznym momentem było, gdy zrozumiałam, że ta mała istotka jest w pełni zależna ode mnie – wzrusza się Ola. A Klaudia dodaje: - Niesamowite uczucie, gdy ten szkrab patrzy na ciebie i jesteś dla niego całym światem. I wzajemnie, mój syn jest dla mnie wszystkim. Nic ani nikt inny się nie liczy.
Zobacz także: