Szpitalna trauma. List czytelniczki

Kiedy miałam 6 lat, trafiłam do szpitala na badania. Dziś jestem dorosłą kobietą i zadziwia mnie, ile z tego pobytu wciąż pamiętam.

Przekonana byłam, że rodzice mnie zostawili, oddali tam na zawsze. Rodzicom nie wolno było odwiedzać dzieci. Nie rozumiałam, dlaczego starsze dzieci mogły wychodzić na korytarz na spotkanie z rodzicami. Do dziś pamiętam, jak krążyłam wokół drzwi prowadzących na oddział, wypatrując Mamy, która - jak się potem okazało - rzeczywiście tam przesiadywała. Codziennie przy łóżku znajdowałam upominki, pojęcia nie mając, że pochodzą od rodziców. Mama codziennie dzwoniła, ale nikt mnie o tym nie informował.

Kolejne wspomnienie - jestem zaspana, pielęgniarka próbuje mi włożyć termometr pod pachę, nie udaje jej się, gdyż podsypiam, więc w końcu zdenerwowana mówi "trzymaj tę łapę". Albo: na łóżku powieszono mi kartkę "głodówka" (pewnie miałam jakieś badanie), ale nikt mi o tym nie powiedział. Nie rozumiałam, dlaczego pielęgniarka wygoniła mnie ze stołówki... Badanie było rano, ale kartka wisiała do wieczora. Podczas wieczornego obchodu, już po kolacji, lekarz bardzo się zdziwiła, dlaczego kartki nikt nie zdjął, i wysłała mnie do kuchni po jedzenie...

Pamiętam jeszcze wiele obrazów, sytuacji, słów, postaci z tego siedmiodniowego pobytu. Te obrazy są we mnie wciąż żywe. Wiele lat po tym, jako dorosła osoba, wróciłam na ten oddział (pracowałam w przyszpitalnej szkole). Słabo mi się zrobiło, jak tam weszłam, natychmiast wróciły negatywne obrazy. Dlatego z całego serca dziękuję za akcję "Szpital przyjazny rodzicom". Aby żadne dziecko nie miało takich wspomnień jak ja.

Zmieńmy to, co możliwe

Włączamy się do akcji "Szpital przyjazny rodziców". Więcej artykułów na ten temat znajdziecie na www.wysokieobcasy.pl/szpital.

Czekamy też na wasze listy (przesyłajcie je na adres dziecko@agora.pl).

Więcej o:
Copyright © Agora SA