Po więcej ciekawych wiadomości zajrzyj na stronę Gazeta.pl >>>
Kilka tygodni temu pisaliśmy o chorobozie w polskich przedszkolach. Tym terminem nazwaliśmy nagromadzenie przeróżnych infekcji (wirusowych, ale też pasożytniczych), które w ostatnich tygodniach ze wzmożoną siłą dręczyły dzieci w wielu żłobkach, przedszkolach i szkołach (zobacz: Choroboza w przedszkolach. "Była już wszawica, ospa i COVID"). Nagromadzenie kolejnych chorób było tak duże, że na kolejne komunikaty dyrekcji placówek rodzice obśmiewali na Facebookowych grupkach czy instagramowych profilach parentingowych. Był to swoisty śmiech przez łzy. Każda choroba to przymusowe zwolnienie lub praca z dzieckiem z domu, której nikt nie jest fanem. Placówkowa choroboza to jednak także zmora pracowników szkół, przedszkoli i żłobków. Napisała do nas nauczycielka, która zwraca uwagę na problem.
Te wszystkie wirusy i bakterie z infekcji dziecięcych "przepuszcza" przez sobie nauczyciel. Jednak na skierowaniu na badania medycyny pracy nie ma wpisanych takich zagrożeń jak kontakt z wirusami, bakteriami. Nie ma też stresu i hałasu. Stresu, który wynika głównie z napięcia wynikającego z odpowiedzialności za zdrowie i życie dzieci, których nie można spuścić z oka. (Jeśli ktoś dzieci zostawia bez opieki nawet na chwilę bez nadzoru-co się może zdarzyć – to znaczy tylko tyle, że zaniedbuje swój podstawowy obowiązek nauczyciela).
Choroby w przedszkolach Instagram/whos_your_daddy
Nasza czytelniczka zwraca także uwagę na hałas, który ma bardzo negatywny wpływ na zdrowie nauczycieli. "Zdarzają się też dzieci, nie radzące sobie z emocjami albo nauczone walczyć o swoje w taki sposób, że podejmują próby rządzenia (nauczycielem także). Próbują nauczyciela zakrzyczeć (...) Tak więc prócz intensyfikacji "gadulstwa"dziecięcego niewysłuchanych dzieci, zwyczajowego gwaru przedszkolnego, hałasu wynikającego z większej liczby dzieci istnieje jeszcze "terroryzm"głosowy, którego jest więcej (...)".
Nauczycielka podkreśla, że nie chce, aby jej słowa odebrano jako narzekanie na swoją pracę. Chciała jedynie pokazać rodzicom inną perspektywę. "Znam przypadki utraty węchu i smaku wśród nauczycielek i nie wiadomo, kiedy ten węch i smak powrócą. Dyrektorzy i urzędnicy w swoich sterylnych pokoikach raczej nie zainteresują się tym, że nauczyciel jest spychany na margines, bo łamie się prawo, nie wpisując czynników szkodliwych na skierowaniach na badania (a nauczyciele są głusi na stare lata od hałasu, którego jest więcej, bo więcej jest choćby dzieci w szkołach i przedszkolach)."
Głuchota i stres przyczyniają się natomiast np. do rozwoju demencji. Stres i hałas mają wpływ m.in. na choroby krążenia. Żeby jednak nie musieć zapewniać ochrony słuchu nauczycielom, którzy ochoczo rzucili się na nadgodziny hałasu, na skierowaniach na badania nie ma.