Są w radzie rodziców i szczerze tego nienawidzą. "Spytano mnie, czy elfy mają certyfikat covidowy"

Czy rodzic może zrobić coś lepszego dla dziecka niż być w radzie rodziców? W końcu ma się wpływ na jego dobro, organizuje się maluchom rozrywki, kształtuje i opiniuje się program wychowawczy. Jednak jak twierdzą nasi rozmówcy, w praktyce rada rodziców przypomina 10. krąg piekielny.

Od przedszkola aż po szkołę średnią - rada rodziców to integralna część każdej placówki. Rodzice mogą wspierać instytucję, mają wpływ na to, co się w niej dzieje, dbać o dobro dzieci. To są też główne argumenty, dla których rodzice biorą na siebie taką funkcję, choć - jak się okazuje - nie jest to wcale przyjemne. Choć brzmi to jak żywcem wyjęte z komediowego skeczu to "bycie w radzie rodziców ma swoją ciemną stronę". Porozmawialiśmy z kilkoma rodzicami, którzy aktywnie się w niej udzielają. Co znamienne, choć to nie artykuł o mściwej Camorrze, nasi rozmówcy prosili o anonimowość. 

Po więcej ciekawych informacji z kraju i ze świata zajrzyj na Gazeta.pl >>>

35-letnia Małgorzata do rady rodziców w przedszkolu swojej córki zgłosiła się pełna nadziei. Chciała, aby jej czterolatce było w nowej placówce po prostu dobrze. Wybrano ją przewodniczącą trójki rodziców w jej grupie, a potem także skarbniczką rady całego przedszkola. Szybko pożałowała swojego zaangażowania. 

Okazało się, że dostałam pracę na pełen etat. Ilość maili, przeróżnych grup rodziców, do których nagle zostałam dołączona, zaskoczyła mnie. Myślałam, że to jakiś żart. Nagle co 10 minut zaczęłam na whatsappie, mailu i messengerze dostawać kolejne powiadomienia. W jednych grupach obgadywano pomysły i ludzi z drugich grupek. Niekończące się dyskusje o pierdołach.
Zobacz wideo Czy rodzice mogą dostać mandat za spacer z dzieckiem? Adwokat odpowiada

Potrafią pokłócić się o wszystko

Podobne zdanie ma Daniel, ojciec, który został przewodniczącym w grupie przedszkolnej swojej córki. 

Wielu rodziców lubi sobie pogadać. Są osoby, które z jednej drobnej rzeczy potrafią, zrobić dyskusję na 45 minut. Nie lubię tych zebrań. Kilkadziesiąt sfrustrowanych dorosłych zamkniętych w jednym pomieszczeniu, każdy z innym pomysłem na wychowanie i na placówkę, to przepis na katastrofę.

Marzena ze szkolnej rady rodziców potwierdza, że niektóre problemy, które zgłaszają jej rodzice, są oderwane od rzeczywistości. 

Rodzice dzieci z naszej klasy traktują nas jak wyszukiwarkę. Potrafią zasypywać mnie pytaniami o wszystko, nawet o rzeczy, których albo nie mam prawa wiedzieć, albo mogą sprawdzić to sami. Standardem są pytania, do kiedy taki wniosek, a do kiedy trzeba zapłacić składkę. 

Małgorzata pamięta do dziś jedno z pytań, które dostała zaraz po zniesieniu lockdownu. 

Dostałam pytanie, czy elfy i mikołaj mają certyfikat covidowy. Na Facebooku rodziców naszej grupy ta osoba rozpętała koszmarną awanturę. Z drugiej strony, gdy dyrekcja wydała dyspozycję, że na występy dzieci nie mogły przyjść wszystkie ciotki, dziadkowie i wujkowie to wtedy nagle COVID nie był już problemem.  

Roszczeniowi i z pretensjami

Daniel ze smutkiem stwierdza, że rodziców często ponoszą emocje, w sprawach związanych z ich dziećmi. Swoje frustracje wyładowują na przewodniczącym.

To wkurzające i podcinające skrzydła, kiedy dostaje pełne pretensji maile, że nie powiadomiłem rodziców o jakimś wydarzeniu odpowiednio wcześniej (choć informacja jest w aplikacji i-przedszkole). Albo że zdjęcia z balu nie zostały od razu wysłane rodzicom. Niektórzy zapominają, że bycie w radzie rodziców to nie jest moja praca. Powiem więcej - często te sprawy nie są nawet na czele listy moich codziennych priorytetów. Po każdej takiej akcji myślę: jak ja tego nienawidzę

Do krytykowania było dużo chętnych, ale nikogo do realnej pomocy. Daniel próbował zrezygnować po jednej kadencji. Okazało się to nie takie proste. Innych chętnych nie było, uległ więc namowom i zaangażowano go także na kolejny rok. Małgorzata też postanowiła odejść. Choć namawiano ją, aby została, to scysje z rodzicami były dla niej zbyt wykańczające. 

Ciężko było się dogadać w podstawowych sprawach. W prawie każdej kwestii rozmieniano się na drobne. Każdy miał cudowne pomysły, ale gorzej z wcielaniem w tego w życie. Potrafili w trzy sekundy zniszczyć jakiś gotowy dobry plan albo projekt, nie oferując nic konkretnego w zamian. I tak zostawiali cię z niepodjętą decyzją w danej sprawie, a ja miałam się z tym bałaganem potem męczyć. 

Karolina, mama z warszawskiego przedszkola, podkreśla, że niezaangażowani rodzice to skarb. Poszła do rady rodziców równolegle ze swoją koleżanką, która, jak twierdziła, "ze swoimi rodzicami przeżywała katusze".

Założyliśmy grupę na Facebooku, ale tak naprawdę niewiele się na niej działo. Ot, raz na jakiś czas wrzucałam komunikat: "zbiórka pieniędzy do 10-tego", "na piątek dzieci ubrane na pomarańczowo" i tyle. Pod postem kilka like'ów. Myślałam, że to źle, że może "moi rodzicie" są niezaangażowani, potem dowiedziałam się, że to św. Graal wśród trójek klasowych.

Marzena cieszy się ze współpracy "z jej rodzicami". Do spięć dochodzi rzadko. Zwykle powoduje je jedna, wiecznie niezadowolona osoba. 

Może nie wychodzą przed szereg z nowymi inicjatywami, ale nie ma też zbędnego marudzenia i dyskusji, a to - jak mówią mi koleżanki - rzadkość. 

Rada rodziców. Po co istnieje?


Słuchając z tych opowieści, można mieć wrażenie, że rozmówcy relacjonują scenariusz czarnej komedii, a nie prawdziwe życie. Tymczasem, mimo tych zgrzytów, rada rodziców to ważny i potrzebny twór w każdej szkole. Nie wynika to tylko ze zdrowego rozsądku, lecz i prawa oświatowego. Przepisy wyraźnie traktują rodziców jako integralną część szkolnej struktury. Mają oni więc prawo do zrzeszania się. Zakres zadań i autonomię rady rodziców reguluje ustawodawca. 

Ustawa daje rodzicom jednak bardzo szerokie kompetencje. Nie tylko wspierają placówkę i uczniów, ale mogę również opiniować jej działanie czy wpływać na program wychowawczo-profilaktyczny placówki. Rodzice zbierają też pieniądze. Mogą przeznaczyć je na doposażenie placówki, nagrody dla uczniów, wycieczki, warsztaty - możliwości jest bardzo wiele. Niestety, czasem na drodze do sukcesu stają sami rodzice. 

Więcej o: