Sophie Harris-Taylor jest fotografką. Jej portrety kradną zasłużenie całą uwagę, zachwyt, serca. Są absolutnie niezwykłe. Łączą swoisty naturalizm ze sztuką, Sophie używa gry świateł, zachwyca zbliżeniami. I odsłania przez zdjęcia to, co zbyt często jest zakrywane.
Kobiece karmiące piersi, ciało w czasie ciąży i połogu. Bruzdy na ciele niemowlaka i rozstępy na udach matki. Krople mleka na bieliźnie, grymas płaczu na twarzy noworodka. Splecione dłonie, bliskość, czułość, dojrzałość. Skrajne brzegi życia: nowo narodzone i to, które chyli się ku zmierzchowi.
Włosy na skórze, pot, satysfakcja i spełnienie. To wszystko jest na tych zdjęciach, trudno oderwać od nich wzrok.
Fotografia jest rodzajem sztuki. Spełnia coraz więcej ról, jest odskocznią, sposobem na wyrażanie światopoglądu, rodzajem buntu. Fotografia krążąca wokół macierzyństwa, porodu czy karmienia piersią jest dla mnie szczególnym rodzajem sztuki, odsłaniając najbardziej intymne części życia kobiety, zbliża jej wizerunek i robi to w szczególny, artystyczny sposób. Zdejmuje osłonę tabu z kobiecej fizjologii, z ciała, które nie jest stworzone jedynie do pożądania, do zachwytów. Takie kadry pokazują ciało kobiece pierwotnie najwłaściwsze, naturalne, pełne, odżywione i dające pokarm. Dosłownie i w przenośni.