Rodzic z dzieckiem w szpitalu - jak jest traktowany? Wasze listy [Szpital Przyjazny Rodzicom]

W ramach akcji Szpital Przyjazny Rodzicom prosiliśmy Was o wysyłanie do nas listów w których opiszecie swoje pobyty w szpitalu z dziećmi. Jak się okazuje, są u nas szpitale, w których jest miejsce dla rodziców i dla ich poczucia bezpieczeństwa i komfortu. Piszecie o tych szpitalach, które zasługują na wyróżnienia.

Pięcioletni pacjent pogryzł i opluł

Kiedy moja córka po raz drugi w życiu trafiła do szpitala (pierwszego razu wolę nie pamiętać), była już dużą dziewczynką, miała 9 lat. Przyjechałyśmy na IP Warszawskiego Szpitala dla Dzieci na ul. Kopernika ze skierowaniem od lekarza pierwszego kontaktu, z silną dusznością, której nie potrafiliśmy opanować ambulatoryjnie. Mimo kolejki na Izbie Przyjęć córką natychmiast zajął się lekarz, i kiedy ja wypełniałam dokumentację, dziecko już miało inhalację. Pielęgniarka rozumiała moje zdenerwowanie i podpowiadała, które informacje są najważniejsze i gdzie je znaleźć w książeczce zdrowia dziecka.

Szpital na KopernikaSzpital na Kopernika Fot. Wojciech Surdziel / Agencja Wyborcza.pl

Na oddziale pediatrycznym zajęto się nami bardzo troskliwie. Wyjaśniono spokojnie i rzeczowo wszystkie zasady, oprowadzono po najważniejszych pomieszczeniach, zwrócono uwagę na dokładne mycie rąk. Miałam możliwość wykupienia posiłku dla siebie i łóżka składanego, był zaopatrzony w czajnik, lodówkę i kuchenkę mikrofalową kącik dla rodziców. Szpital pozwalał na bezpłatne korzystanie z internetu i telewizora (dla dobra innych pacjentów nie włączaliśmy go). Lekarze mieli czas porozmawiać z każdym pacjentem i rodzicem nie tylko na temat samego leczenia, ale też o hobby, zainteresowaniach, podróżach. Pedagog czy nauczyciel szpitalny pomagał zdrowiejącym dzieciom pokonać nudę.

Personel był bardzo cierpliwy i odpowiadał spokojnie i pewnie na miliony najgłupszych pytań rodziców, umiejętnie tonując tych, których poniosły nerwy. Wykazywał się ogromną wyrozumiałością wobec rodziców. Byłam też pełna podziwu dla pielęgniarki, którą pięcioletni pacjent pogryzł i opluł, a ona niemalże z uśmiechem skończyła zabieg i dopiero po wyjściu z sali cichutko przeklęła pod nosem. Nikt nie budził dzieci na mierzenie temperatury czy pobranie krwi, starano się minimalizować wszelkie nocne interwencje.

2-3 osobowe sale były świeżo wyremontowane i zaopatrzone w czyściutkie, prawie domowe łazienki.

Najbardziej zaskoczona byłam błyskawicznym objęciem opieką specjalistycznej poradni przyszpitalnej, na pierwszą wizytę u alergologa (już po wypisie) czekałam zaledwie dwa tygodnie.

Jedyną wadą szpitala było to, że kiedy moja córka postanowiło z niego uciec (leki, które dostawała, źle wpływają na psychikę), nikt nie zareagował. Tylko przypadek sprawił, że nie pojechała sobie sama do domu - spotkałam ją, kompletnie ubraną, na parterze budynku. Rozumiem, że na oddział są tylko dwie, bardzo zajęte pielęgniarki, ale przydałby się tam jeszcze jakiś ochroniarz.

Bardzo dziękuję całemu personelowi Warszawskiego Szpitala dla Dzieci za doskonalą opiekę i wspaniałe warunki.
Anna


W mojej lawendowej sali narodzin była wspaniała położna

Szpital im. RaszeiSzpital im. Raszei Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl

4 lata temu przyszedł na świat nasz ukochany synek Marek. Urodził się w Poznaniu w szpitalu im. Raszei przy ul. Mickiewicza. Trafiłam na oddział Ginekologii w 42 tygodniu ciąży. Gdyby synek nie urodził się 2 listopada, następnego dnia wywołano by poród. Ale sam zdecydował się już do nas dołączyć.

Na Pododdział Położniczy zjechałam ok. godz.8.00, z planem porodu nieśmiało wręczonym położnej. Miałam szczęście, na dyżurze w mojej lawendowej sali narodzin była wspaniała położna, mgr Alina Szarlej. Plan porodu nie zaskoczył jej, przeczytała wszystkie moje wskazania i skomentowała, że właściwie tak postępują tutaj, czyli min. nie podają znieczuleń jeśli nie ma potrzeby, kobieta może chodzić i rodzić w pozycji kucnej tak długo jak to możliwe bez szkody dla dziecka, pępowinę odcina się kiedy już maluch przestanie oddychać w ten sposób itd.

Wszelkie pochwały kieruję pod adresem położnej pani Aliny, która sprawiła że dzień narodzin synka był naprawdę najwspanialszym dniem mojego życia. Mąż też mi bardzo pomógł, masując plecy i słuchając konkretnych poleceń położnej.

Pani Alina zna chyba wszystkie zachowania rodzących, wiedziała nie tylko kiedy mnie uspokoić ale również i przede wszystkim kiedy zdecydowanym tonem zmobilizować do działania. To osoba, która urodziła się by pomagać rodzić dzieci - prawdziwy skarb dla tego oddziału szpitala.

Dalszy pobyt na oddziale położniczym był również przyjemny. Pielęgniarki i położne pracujące tam pomagały świeżo upieczonym mamom jak mogły, zawsze były gotowe by fachowo doradzić czy wręcz zająć się niemowlakiem co często się zdarzało.

Uważam że szpital im. Raszei w Poznaniu godny jest co najmniej wyróżnienia, a szczególną pochwałę czy nagrodę powinna otrzymać pracująca tam z-ca położnej oddziałowej mgr Alina Szarlej.
Czytelniczka

Spałam na materacu na podłodze

Mam dwie córki, zarówno z jedną, jak i z drugą, przebywałam kilka razy w szpitalu i to nie jednym. Na pierwszym miejscu uplasowałabym Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny Nr 1 im. Prof. Stanisława Szyszko Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, który znajduje się w Zabrzu na ul. 3 Maja. Byłam tam na dwóch różnych oddziałach. Co prawda spałam na materacu na podłodze, ale stosunek lekarzy i pozostałego personelu był wyjątkowy.

Lekarze przychodzili i informowali mnie na bieżąco – jak tylko pojawiały się jakieś wyniki badań. Jeżeli w trakcie obchodu karmiłam piersią moją pięciotygodniową córeczkę, lekarze przychodzili po karmieniu. Pielęgniarki zawsze chętne do pomocy. Same przychodziły i proponowały pomoc, abym mogła pójść do toalety lub pod prysznic. Kiedy moja córka była już karmiona mlekiem sztucznym, podałam tylko nazwę jakie pije i w jakich godzinach mają je dostarczać. Taki szpital jak w Zabrzu powinien być w każdym mieście
Ania

Nigdy nie zostałam zlekceważona

Przeglądając stronę gazeta.pl natknęłam się na artykuł opisujący akcje Szpital Przyjazny Rodzicom. Dla mnie takim miejsce jest Klinika Otolaryngologii w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Przebywałam na tym oddziale trzykrotnie z moją córeczka. Na bieżąco byłam informowana o sposobie leczenia oraz o planowanych badaniach. Postępy w leczeniu były na bieżąco ze mną omawiane.

Pani doktor prowadząca zawsze miała czas by ze mną porozmawiać, wszystko dokładnie wytłumaczyć, była bardzo życzliwą osobą. Nigdy nie zostałam zlekceważona przez żadnego lekarza pracującego w tej klinice. Pracę całego zespołu pielęgniarskiego oceniam bardzo wysoko. Panie pielęgniarki okazały dużo ciepła i życzliwości, zarówno mojemu dziecku jak i mnie. Przebywając na tym oddziale rodzic nie czuje się intruzem.

Przez cały okres pobytu miałam dostęp do kuchenki, zaplecza sanitarnego. Z całego serca mogę polecić ten oddział.
Monika

Można powiedzieć, że czułyśmy się jak w sanatorium
Bardzo dobra inicjatywa – nagradzajmy i promujmy takie placówki, a nie tylko narzekajmy na te złe. Do akcji chciałabym zgłosić szpital im. A. Falkiewicza we Wrocławiu na ul. Warszawskiej (potocznie zwany szpitalem „na Brochowie”).

Cały personel placówki był wspaniały – pielęgniarki wykazywały ogromną empatię wobec dziecka, starały się wszystko robić bezboleśnie, głaskały, wspierały słowem i zachowaniem. Opiekowali się nami bardzo kompetentni lekarze, miałam bardzo dokładne informacje o aktualnych wynikach i przebiegu choroby, poświęcali mnie i dziecku bardzo dużo czasu i uwagi, okazywano nam naprawdę szczery szacunek i troskę.

Jeśli chodzi o pobyt opiekuna to cały czas miałam do dyspozycji oddzielne łóżko, posiłki można było zjeść normalnie na stoliku, do dyspozycji było pomieszczenie kuchenne. Kiedy tylko zwolniło się miejsce, przeniesiono nas do oddzielnej sali (wcześniej dzieliłyśmy salę z jeszcze jedną panią i jej malusieńkimi bliźniakami), gdzie mogłyśmy przebywać tylko we dwie (również miałam osobne łóżko i wszelkie wygody).

Kiedy wnuczka poczuła się nieco lepiej mogłyśmy korzystać z tzw „sali życzliwości”, gdzie dzieci miały liczne zabawki, gry, książki, telewizor z bajkami oraz bardzo zaangażowaną Panią animatorkę, która bawiła się z dziećmi. Ja mogłam w tym czasie wyskoczyć np. do pobliskiego sklepu albo się wykąpać, wiedząc, że dziecko jest pod bardzo dobrą opieką.

Na końcu okazało się, że w ogóle nie muszę nic płacić za swój pobyt, a przebywałam w szpitalu z wnuczką cały czas, 24 godziny na dobę. Jedyny mój koszt był taki, że musiałam sama sobie zapewnić wyżywienie, co nie było problemem, ponieważ szpital obsługuje bardzo tania firma cateringowa, jest też barek.

Sama byłam zaskoczona (czytając wcześniej w różnych publikacjach jak traktuje się opiekunów w szpitalach dziecięcych) tak wspaniałym potraktowaniem, zarówno dziecka jak i mnie. Gdyby nie ciężka choroba wnuczki (na szczęście całkowicie i dokładnie wyleczona) i fakt, że działo się to w czasie najgorszych upałów (w szpitalu niestety nie ma klimatyzacji), to można by powiedzieć, że czułyśmy się jak w sanatorium.

Nie mam słów żeby podziękować całemu personelowi ww. szpitala za takie przyjęcie. Bardzo chciałabym, żeby szpital został szczególnie wyróżniony jako przyjazny rodzicom.
Barbara

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.