Więź z dzieckiem

Nie musisz nic szczególnego robić. Patrz, obserwuj dziecko i staraj się je zrozumieć. Ono ci powie, czego chce.

Czy radzenie rodzicom ma w ogóle jakiś sens?

Są takie momenty, że ma. Na przykład kiedy rodzice są zmęczeni, zakręceni, kiedy jest im trudno myśleć rozsądnie, wtedy ma sens. I wtedy, kiedy czują się zupełnie bezradni. Kiedy nie widzą żadnej możliwości wyjścia z danej sytuacji. Wtedy rady się przydają. Jak ratunkowe koło. Tylko ja się staram, żeby tych rad, a właściwie propozycji, było kilka. Mówię, że w takiej sytuacji można zrobić to, to i to. A rodzice sobie wybierają.

Przez "radzenie" rozumiem mówienie komuś, co ma robić.

Najczęściej daję radę: nie musicie nic robić. Uważa się, że rodzice powinni na wszystko "właściwie" reagować. I najlepiej szybko. I zawsze mają wiedzieć, co trzeba zrobić. To rodzi straszne spięcie. A ja myślę, że cokolwiek zrobią, to będzie dobrze.

Jak to?

Bo dziecka trzeba się nauczyć. A to uczenie przebiega metodą prób i błędów. Nic na to nie poradzimy. Jak coś robimy, to potem patrzymy, czy to, co zrobiliśmy, działa. Jak działa, to fajnie. A jak nie, to szukamy dalej. Proste. Naprawdę dziecku nie dzieje się jakaś straszna krzywda, jeżeli rodzic zareaguje przypadkowo, czy nie trafi w dziesiątkę - na przykład zmieni pieluchę, zamiast nakarmić albo nakarmi, zamiast zmienić pieluchę. Warto patrzeć, jak dziecko reaguje, bo jak się nie trafi z reakcją, to dziecko będzie nadal płakać, czyli informować nas, że nie tędy droga.

W tym, co mówisz, nie ma wartościowania. Nie mówisz - nie rób tak, bo to jest źle

Nie. Nie oceniam rodziców. Zachęcam ich, żeby zobaczyli, czy to, co robią, działa. Na przykład rodzic postanawia nie nosić dziecka. I to dziecko płacze. No to ja się pytam, czy taki stan, jak jest teraz, ci pasuje. Czy dobrze się z tym czujesz. Rodzic mówi nie, no to ja mówię - zrób coś innego, jeśli ci pasuje noszenie, noś, jak ci pasuje siedzenie z dzieckiem, to siedź. Chodzi o to, żeby się nie nakręcać, że jest jakaś jedna instrukcja, którą trzeba krok po kroku realizować. (Choć oczywiście, jak dziecko cały czas leży i nie chce na ręce, to warto się temu bliżej przyjrzeć).

Instrukcje w budowaniu relacji nie za bardzo się sprawdzają. Sprawdzają się tam, gdzie mamy do czynienia z przedmiotem.

To zależy od poziomu instrukcji. Bo jeżeli instrukcja mówi: "Najpierw popatrz, co ci dziecko mówi, potem spróbuj zareagować tak, jak ci się zdaje, że będzie OK. Jeżeli dziecko dalej płacze, to spróbuj innej reakcji ". Tak, myślę, że to nie jest zła instrukcja.

Przychodzą ci do głowy popularne rady, które wprowadzają więcej zamieszania niż spokoju?

Na przykład ta mówiąca o tym, że wszystkie dzieci potrzebują regularności. A jest to cecha indywidualną. I jeśli dziecko jest z natury mało regularne, a my mu próbujemy wprowadzić rozkład co do godziny, to ono się stresuje. Lub te rady, które o rozwoju dziecka mówią w treningowy sposób, np. że ma "nauczyć się" samo spać, jeść, bawić. Te rady nie mają sensu w odniesieniu do niemowlęcia i do czynności fizjologicznych takich jak sen czy jedzenie. Uważałabym też na wskazówki, które mówią o tym, jak niemowlę intelektualnie stymulować, żeby się dobrze rozwijało. Kierują uwagę rodziców nie w tym kierunku, co potrzeba... Warto się pozbyć ciśnienia różnych recept, a bardziej patrzeć na dziecko.

Przed jakimi jeszcze receptami warto przestrzec?

Przed wszystkimi bardzo kategorycznymi. Na przykład jak "wychowywać" niemowlę. Przestrzegam przed uczeniem go "dobrych nawyków", trenowaniem. To są te wszystkie rady, które mówią "uważaj, żeby ci dziecko nie weszło na głowę", "uważaj, żeby się nie nauczyło, że płaczem może rządzić". To te wszystkie rady, które ustawiają antagonizm między rodzicami a dzieckiem.

A nie ma antagonizmu?

Teoria ewolucji mówi, że dzieciom rodzice są niezbędni do przetrwania i w związku z tym dzieci mają szereg mechanizmów, które służą temu, żeby rodziców zachęcić do opieki. Dziecko płacząc, dba o swój interes, ale przecież nie robi tego wbrew interesowi rodzica, bo podcinałoby gałąź, na której siedzi. Jest całkowicie od niego zależne. Nie może z nim "walczyć". To nie miałoby sensu.

Dziecko domaga się, bo nie ma innego wyjścia. Nie przytuli się samo do siebie.

Tak. Dziecko musi się zwracać, prosić, a nawet żądać. I naprawdę ważne jest, jak o tym wszystkim myślimy. Bo nasze myśli stają się samosprawdzającymi się przepowiedniami. Jeżeli interpretujemy to, co się dzieje z dzieckiem, w kategorii próby sił, to ta relacja zmieni się w walkę po jakimś czasie. Sami to spowodujemy.

Jeśli dziecko krzykiem czy płaczem domaga się przytulenia, kontaktu, a rodzicowi się wydaje, że dziecko go szantażuje czy oszukuje, to rodzic się dystansuje, a w efekcie dziecku bliskość potrzebna jest coraz bardziej i zaczyna się jej coraz natarczywiej domagać. Może więc zacząć robić różne rzeczy, o których wie, że przyciągają uwagę dorosłego. "Udaje", choć nieświadomie, że je coś boli, że jest głodne albo przymila się. Czasem brak bliskości tak je dezorganizuje, że staje się coraz bardziej zależne, uwieszone na bliskiej osobie. A to rodzic interpretuje jako wynik rozpieszczenia i zaczyna jeszcze bardziej dziecko popychać do samodzielności i błędne koło się zamyka.

A jak mamy myśleć o relacji z dzieckiem?

Dziecko to jest taki mały człowiek, który bardzo potrzebuje od nas pomocy i wsparcia, bo sobie sam z większością sytuacji jeszcze nie radzi. Ale cokolwiek by mówić o małych dzieciach, to mają jedną zaletę - bardzo klarownie wysyłają sygnały. Nie oszukują. Jak się dobrze czują, to pokazują, że się dobrze czują. Jak się źle czują, to pokazują, że źle. Nie ma tu żadnych ukrytych intencji. Warto więc te sygnały czytać, bo dziecko nie daje ich bez powodu. Wydaje osiem razy więcej energii na płacz niż na spokojne czuwanie, więc z punktu widzenia przetrwania byłoby zupełnie nielogiczne, gdyby tę energię na płacz wydawało bez przyczyny.

Czyli niemowlęta nie manipulują?

Nie. Jeżeli dziecko wysyła nam jasne sygnały, a my te sygnały w miarę dobrze odczytujemy i trafnie na nie reagujemy, to mamy szansę na to, że ono dalej te sygnały w jasny sposób będzie nam dawać. Ale jeżeli nie będziemy reagować, to dziecko będzie się starało wypróbować wszelkie możliwe metody, żeby dostać pomoc. I wtedy rzeczywiście stworzy się taka okrężna komunikacja - dziecko zamiast powiedzieć "przytul mnie", powie - "boli mnie brzuszek". Czasem słyszę teorie, że trzeba dziecku pokazać, że płacz nie działa. Że dziecko rozpieszczone to takie, które się nauczyło, że płaczem może wszystko uzyskać. Ale teoria więzi mówi, że zadanie rodziców polega na tym, by pokazać, że kiedy dziecko prosi o pomoc, to tę pomoc dostanie. Tak się rodzi bazowa ufność. Kiedy wołam na ratunek, a z tej drugiej strony jest reakcja, to znaczy, że to, co się ze mną dzieje, jest dla kogoś ważne.

A świat jest przewidywalny.

Ale nie w takim sensie, że o tej samej godzinie jest jedzenie, tylko że ja jestem uczestnikiem tego świata, jestem istotą, która może wpływać na swój los. Reagowanie na potrzeby dziecka to jest uczenie go jego podmiotowości, wiary w sprawczość - kiedy działam, to moje działanie ma wpływ na to, co się dzieje. Na przykład że jedzenie nie przychodzi regularnie o tej samej porze, tylko przychodzi w odpowiedzi na mój sygnał. Tak się buduje poczucie wartości.

Czyli mama daje dziecku pierś, a ono ją weźmie do ust albo nie?

Tak, mama tylko proponuje jedzenie. To przecież dziecko wie, czy jest głodne, czy nie. Często zapominamy, że niemowlę ma na temat swoich potrzeb bardzo dużą wiedzę. Ono wie, czy sytuacja, w której jest, jest dla niego komfortowa, czy nie. Na przykład czy mu jest ciepło, czy zimno. To ono daje pierwszy sygnał.

Trzeba umieć go usłyszeć i zrozumieć

Myślę, że jak go się słucha, to jest po prostu lżej. I myślę, że jest czego słuchać. Dziecko, które daje jasne sygnały, jest może głośniejsze, ale jest naprawdę łatwiejsze w obsłudze, bo wiemy, o co mu chodzi, wiemy, co jest źle.

Z dorosłymi jest podobnie. A jakie jeszcze rady prowadzą nas na manowce?

Te dotyczące spania. Bardzo wąsko określają, co jest prawidłowe, a co jest nieprawidłowe, i jak tę normę przywrócić.

A co jest prawidłowe?

Każda sytuacja, w której dziecko się wysypia. Można się zastanawiać, czy ona jest komfortowa dla dorosłych, i można szukać sposobu na lepszą harmonię w rodzinie, ale z punktu widzenia dziecka każdy sposób, w jaki ono się wysypia, jest prawidłowy. Czyli i to dziecko, które czwartego dnia zaczyna przesypiać prawie całą noc, i to, które się budzi do trzeciego roku życia po kilka razy w nocy, mieści się w szerokiej normie. Naprawdę nic tu nie trzeba robić. Z jedzeniem jest podobnie. Jeśli się najada, to każdy sposób karmienia jest OK.

Mówisz, że generalnie natura nas jakoś nie najgorzej przygotowała do życia, i żeby jej ufać. Jeśli urodziło się nam zdrowe dziecko, to można zaufać temu, jak się rozwija?

Dobrze by było. Mamy w tej chwili dużą wiedzę na temat dzieci, możemy rozpoznawać różne trudności i im zaradzać. Jednak decyzję o tym, czy to jest rzeczywiście trudność, warto podejmować roztropnie. Nie chodzi o to, żeby zwlekać, jak dzieje się coś poważnego. Ale też nie skupiać się na szukaniu trudności. My się strasznie skupiamy na problemach!

A co jest wskaźnikiem, że wszystko jest w porządku?

Wskaźnikiem jest kondycja dziecka. Czy jest pogodne, zadowolone, czy rośnie. Również to, jak dużo energii wkładamy w utrzymanie tej dobrej kondycji. Jeżeli odbywa się to bardzo dużym naszym kosztem, można przypuszczać, że jest jednak jakiś problem.

Rodzice i dziecko to są naczynia połączone?

Warto, żeby rodzice przyglądali się sobie i patrzyli, czy im się przypadkiem nie wyczerpuje akumulator. Na przykład niektóre dzieci mają problemy wynikające z trudnego zdarzenia podczas porodu. Było jakieś zagrożenie, separacja od mamy i potem dziecko bardzo płacze. Było w stresie, odreagowuje go. Wtedy zamiast przeczekiwać ten płacz, warto szukać pomocy, żeby wesprzeć i dziecko, i siebie w tej trudnej sytuacji. Jeśli coś nas niepokoi, trzeba dawać sobie prawo do tego, żeby to zmienić. Nie chodzi o to, żeby wszystko robić idealnie, tylko żeby uważnie obserwować, czy to, co się robi, prowadzi w dobrym kierunku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.