W jej wydaniu nawet zwykły ryż z truskawkami wygląda niebanalnie. "Każdy pretekst do tego, by wywołać na czyjejś twarzy uśmiech, wart jest zachodu"

Dinozaur z arbuza, żabi książę z naleśnika czy jamnik z banana. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych. Pokazuje, że nawet najprostsze dania można podać w niebanalny sposób, wystarczy odrobina chęci. Nie bójcie się spróbować, tu nie ma pomyłek, a każda "szkarada" wyjątkowo cieszy.
Zobacz wideo

Natalia Nocuń-Komorowska, eDziecko.pl: Na przygotowywanych przez panią talerzach ryż z truskawkami to urocza panda, a sałatka owocowa przypomina wróżkę. Do zjedzenia nie trzeba dodatkowo zachęcać! Pomysł na takie podawanie potraw podsunęło życie?

Paulina Krajewska, autorka bloga Just My Delicious: Nie, ja po prostu od zawsze lubiłam i nadal lubię wszystko, co urocze i niebanalne. Gdy założyłam blog Just My Delicious, już na początku zaczęłam na nim publikować dania, które w jakiś sposób wpisują się w te kryteria.

Czy takie niebanalne podanie dania zajmuje dużo czasu?

- Nie licząc czasu ewentualnej obróbki termicznej, czas przygotowania potrawy, która wygląda uroczo i niebanalnie, oscyluje między 15 a 30 minutami. To jest samo ułożenie poszczególnych elementów w określony sposób na gotowym już z reguły daniu. Jestem wielką optymistką i według mnie każdy pretekst do tego, by się uśmiechnąć lub wywołać na czyjejś twarzy uśmiech, wart jest zachodu.

Ludzie często uśmiechają się do potraw, które pani przygotowuje?

- Praktycznie zawsze i to daje olbrzymią motywację do dalszego działania. Jako optymistka staram się otaczać ludźmi, którzy są otwarci na świat, coś nowego, niebanalnego. A przede wszystkim takimi, którzy przekazują pozytywną energię, dobro i miłość. Tego samego uczymy z mężem nasze dzieci.

Chcę podać coś w wyjątkowy sposób. Muszę się do tego specjalnie przygotować?

- Tak. Potrzebujesz czasu - kwestia przearanżowania priorytetów - i chęci. To jest najważniejsze i bez tego nic się nie uda. Reszta to małe ostre nożyczki i pęseta. Gotowe foremki do wykrawania na przykład kształtów oczu odradzam, bo to do ich rozmiaru trzeba dostosowywać danie, więc łatwiej według mnie wyciąć samodzielnie - od razu tak, jak chcemy.

Często myślimy, że to muszą być jakieś wymyślne potrawy, a tymczasem i "zwykłe" jajko sadzone możemy podać tak, że będzie wyglądało wyjątkowo.

- Dokładnie o to mi chodzi. Szampan z truskawką lub maliną też smakuje znacznie lepiej. Woda po dodaniu do niej kilku listków świeżej mięty lub owoców też wprawia nas w wiosenno-letni klimat. Jedzenie ma wzbudzać emocje, nie być nijakie. Największym wyzwaniem jest zaprezentowanie czegoś bardzo prostego w sposób nietuzinkowy, wywołujący uśmiech właśnie.

Skąd czerpie pani inspiracje?

- Z próśb dzieci. One to uwielbiają. Jeszcze bardziej lubią uczestniczyć w przygotowywaniu tych posiłków. Pomysły rzucają jak z rękawa. To świetna zabawa dla nas wszystkich i doskonały sposób na budowanie i wzmacnianie relacji między nami.

Pamięta pani najbardziej nietypową prośbę?

- Każda jest nietypowa i każda jest dla mnie wyzwaniem. Lubię tworzyć, być kreatywna, poszukiwać, dlatego do każdej prośby podchodzę z przeczuciem, że dam radę. A potem po prostu się staram.

Próbowała pani odczarować nielubiane potrawy z dzieciństwa?

- Nie. Haha. I nie zamierzam na chwilę obecną. Nie znoszę wszystkiego, co tłuste, galaretowate, skóry, tłuszcz mięsny, brr i wszelkiego rodzaju podrobów. Dodatkowo nie tknę mleka prosto od krowy, kożucha też, ani serów prosto od jakiejś gospodyni, bo zapach tych produktów mnie od dziecka odrzuca. Przed rosołem z kaczki chowałam się pod stół, jak tylko czułam jego charakterystyczny zapach i widziałam intensywnie żółty kolor tłuszczu. Wychodziłam dopiero, gdy wszyscy zjedli. Nigdy natomiast nie odradzam spróbowania tych produktów dzieciom. Nie przenoszę na nie swoich "ograniczeń". Zupełnie nie mam też potrzeby sama z nimi walczyć. Jest mnóstwo rzeczy, które uwielbiam, nikt nie musi lubić wszystkiego i wszystkich zadowalać. Tego samego uczę swoje dzieci.

A są rzeczy do których pani dzieci przekonały się po tym, jak podała je im pani w niestandardowy sposób?

- Papryka. Córka nie chciała jej tknąć przez długi czas. Zrobiłam z niej laleczkę, o zgrozo - głównym jej składnikiem była papryka w różnych barwach. Włosy były też blond - papryka żółta. Obie nazwałyśmy ją imieniem córki i stała się magia. Poza tym staram się pamiętać o tym, że smaki się zmieniają. Inaczej odczuwamy dany smak teraz, a inaczej będziemy go odczuwać za kilka tygodni, miesięcy lub lat. Dlatego ważne jest, by nie zniechęcać się, tylko podawać - bez wywierania nacisku - nielubiane składniki regularnie. Zostaną, to trudno. Będą zjedzone - znakomicie.

Dzieci mają swoje ulubione dania? A może swoje ulubione obrazy, które widzą na talerzach?

- Jedna córka uwielbia pierogi, naleśniki, dania kuchni azjatyckiej i świeży szpinak. Druga, młodsza - mięcho. Starszy syn żeberka przyrządzane przez męża na grillu - przez sześć godzin, w tym wędzone, cudo po prostu! - i burgery, a najmłodszy na razie jest karmiony piersią, więc niczego innego nie potrzebuje do szczęścia. Wszyscy najbardziej lubimy naszą domową lasagne, która przy okazji jest moim ulubionym daniem.

A co najtrudniej jest "przemycić"?

- Nie ma czegoś takiego. Wszystko da się zblendować na koktajl, purée lub zupę krem.

Skupiamy się na samym jedzeniu, tymczasem podanie "robi robotę". Dlaczego o tym zapominamy?

- Bo jesteśmy zmęczeni. Bo nam się nie chce. Bo mamy tak ustawione przez samych siebie priorytety, że mówimy, że nie mamy czasu. A na koniec: bo tłumaczymy się, że nie potrafimy "tak ładnie robić" - co jest tylko kolejną wymówką, żeby nie zrobić czegoś genialnego. Bo dla dzieci nawet najbrzydsze, karykaturalne wręcz przedstawienie, np. kaczki, będzie najwspanialsze. Dlaczego? Bo będą wiedzieć, że zrobił je ktoś, kto się niesamowicie starał, żeby cokolwiek z tego wyszło, będą się czuły kochane i ważne. I najszczęśliwsze na świecie. Dla nich to też doskonała lekcja tego, aby nigdy pod żadnym pozorem się nie zniechęcać, jeśli nam na kimś/czymś tak naprawdę zależy.

"Moje dziecko jest niejadkiem, na pewno tego nie zje" - często pani to słyszy?

- Wystarczająco, aby wyciągnąć pewne wnioski. Może w innej formie by zjadło? Może skoro słyszy od "osoby znaczącej" takie słowa, widzi takie nastawienie, to automatycznie samo przyjmuje podobne? Może to chwilowe i dany składnik nie smakuje mu tylko w określonej potrawie/po konkretnym sposobie przyrządzenia lub podania? A może po prostu nie odpowiada mu ten smak, a za kilka dni/tygodni/miesięcy/lat stanie się to jego ulubioną potrawą/składnikiem?

Odzywają się do pani rodzice, którzy odważyli się spróbować i przykładają wagę nie tylko do tego, co jedzą ich dzieci, ale i jak jest to podane?

- Tak, zawsze bardzo mnie to cieszy i jestem wdzięczna za takie wiadomości. Na koniec zwróćmy uwagę na to, że z reguły chipsy, żelki, cukierki i tym podobne produkty mają albo jakieś przykuwające wzrok kolory, albo intrygujące kształty, albo jedno i drugie. To samo z ich opakowaniami. A kotlet, jajko sadzone, ryż to w 99,9 proc. po prostu kotlet, jajko i ryż. Dziecko, ale też dorosły, chętniej sięga po coś atrakcyjnego, odpuszczając sobie nijakość.

A nie tylko dzieci jedzą oczami. I dorośli chętniej sięgną po to, co jest estetycznie podane.

- Jasne! Są ludzie, dla których kwestia zaprezentowania dania jest totalnie bez znaczenia, bo twierdzą, że i tak wszystko w końcu wymiesza się w żołądku. Na szczęście są też tacy, dla których podanie, estetyka odgrywa znaczącą rolę. I to nie tylko dotyczy jedzenia, ale wszystkiego, co nas otacza. Tak po prostu żyje się przyjemniej, a nie nijak. Ja do estetyki przywiązuję ogromną wagę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.