Recepta na udane macierzyństwo? Psycholog: "Wystarczy być wystarczająco dobrą mamą". ROZMOWA

- Młode mamy czują ogromne ciśnienie. Chcą jak najlepiej sprostać zadaniu, nadmiernie liczą się ze zdaniem teściowej, koleżanek - psycholog, Anna Zarzycka w rozmowie z Natalia Bet zachęca młode mamy do tego, aby wreszcie zadbały o siebie. Czy istnieje przepis na szczęśliwe macierzyństwo?

W ostatnim wywiadzie Adele dla „Vanity Fair” przyznała wprost: nie wiem, jak być mamą doskonałą.

Anna Zarzycka: Bo w ogóle stawianie sobie takiego zadania, jak bycie idealną, doskonałą mamą jest stresujące. Tak jak bycie perfekcyjnym doskonałym w jakiejkolwiek innej roli społecznej. Wywiera na nas ogromną presję i bardzo często ta presja jest odczuwana też przez ludzi, z którymi pozostajemy w bliskich relacjach. W tym wypadku dziecko. Doskonała mama pragnie mieć doskonałe dziecko i doskonałą rodzinę. Niepotrzebnie.

Jeżeli tak znana osoba, jak Adele ma odwagę to przyznać, inne matki mogą poczuć się mniej samotne.

I nawet taka świadomość, że inni też tak mają, też tego doświadczają - jest bardzo pomocna. Bardzo często kobiety mówią o tym, że do momentu narodzin są otoczone atencją, serdecznością i bliskością innych osób. Wszyscy dzwonią, pytają się, co słychać. Jest dużo kontaktów społecznych. Czasami nawet za dużo. Natomiast w momencie urodzenia dziecka wszystko nagle się ucina.

Dlaczego tak się dzieje?

Ponieważ kobieta wtedy jest postrzegana jako osoba, która potrzebuje spokoju.

A tak nie jest?

No właśnie, nie. W tym momencie swojego życia kobieta potrzebuje wsparcia. Takiego, które bazuje na zrozumieniu i umiejętności wczucia się w jej sytuację. Więź pomiędzy matką a jej nowonarodzonym dzieckiem potrzebuje spokoju, przestrzeni, ale ta więź nie pozostaje w próżni.

Co to oznacza?

Potrzebuje sieci innych bliskich powiązań, które dają siłę, wsparcie matce, dbają o jej potrzeby tak, żeby ona mogła zadbać o potrzeby dziecka. W Afryce ludzie na taką okoliczność powtarzają powiedzenie, że „aby wychować dziecko potrzebna jest cała wioska”. Niestety mamy rzadko proszą o pomoc, gdy czują, że już nie mają siły. Podam teraz taki przykład.  Pewna kobiety, która wspólnie z dwójką swoich dzieci wyjechała nad morze. Leżąc na plaży była na granicy wytrzymałości. Poczuła, że zaraz zaśnie. Każdy, kto ma wielodzietną rodzinę, zna to uczucie. Poprosiła więc siedzące obok osoby, aby zaopiekowały się jej dziećmi. Jestem ciekawa, jakie uczucia budzi w pani ta sytuacja?

Zachowała się odpowiedzialnie. Jednak jestem w stanie sobie wyobrazić, że nie spodobało się im takie zachowanie.

Mimo wszystko zgodzili się jej pomóc. Powiedzieli, że rozumieją. Matka prosząc ich o pomoc, była zawstydzona, ale dla dobra dzieci przekroczyła siebie. Oczywiście też odpowiedzialność, bo zaoferowana pomoc wymaga odpowiedzialnego dotrzymania umowy. Dlatego tak ważna jest wspólnota i solidarność społeczna.

Brzmi to trochę górnolotnie.

Ale tak jest. W Polsce cały czas pokutuje opinia, że „kobieta musi ze wszystkim radzić sobie sama, bo przecież sama się na to zdecydowała”. Tak jak przekonanie, że po urodzeniu dziecka instynkt macierzyński podpowiada matce, co należy robić i jak dbać o dziecko. A prośba o pomoc jest rozumiana jako w jakimś sensie przyznanie się do tego, że sobie nie radzę, jakaś oznaka słabości, a nie naturalna konsekwencja zmiany. Gdyby przeważyło takie uczucie nie byłoby możliwe uzyskanie pomocy w tej i w wielu innych sytuacjach. Paradoksalnie to matka, która na plaży poprosiła o pomoc zachowała się perfekcyjnie, bo zadbała o bezpieczeństwo swoich dzieci.

Czyli recepta na udane macierzyństwo to uwolnienie się od poczucia winy?

Poczucie winy jest bardzo ważnym uczuciem, które informuje nas o przekroczeniu jakiejś ważnej dla nas normy i jego pojawienie się skłania do działań mających przywrócić tę normę, albo do działań naprawczych. Jeśli nakrzyczymy na własne dziecko, bo jesteśmy zmęczeni to pojawiające się uczucie pokazuje nam drogę zadośćuczynienia i poprawy takiej sytuacji teraz i w przyszłości. Natomiast zupełnie inaczej funkcjonuje chroniczne poczucie winy. Chociażby związane z przekonaniem, że powinnyśmy być idealnymi matkami.

Wyobrażam sobie, że jest to niezwykle wypalające.

Owszem. Podczas drogi do bycia idealnym zawsze następuje moment, w którym coś się nie udaje. I wtedy rodzi to frustracje, a u niektórych kobiet smutek czy nawet złość.

Co czuje pewnie też dziecko.

Jeżeli mama za wszelką cenę będzie dążyła do ciągłego wykazywania się dziecko także poczuje presję, stres, nerwy. Będzie dorastało w przeświadczeniu, że musi stać się wzorowym dzieckiem, tak jak jego rodzice. Wtedy staje się tak jakby potwierdzeniem doskonałości rodzica, ale co łatwo zauważyć, wtedy jego potrzeby, dopasowanie tej pary do siebie, schodzą na plan dalszy.

Odnoszę wrażenie, że rodzice często są nadmiernie ambitni w stosunku do siebie.

To prawda. Szczególnie młode mamy czują ogromne ciśnienie. Chcą jak najlepiej sprostać zadaniu, nadmiernie liczą się ze zdaniem teściowej, koleżanek, własnej matki. Wtedy trudno skorzystać z pomocy, bo przeżywamy ją nie jako coś dobrego, co służy a jako ingerencję, potwierdzenie kto jest lepszy. W takiej najbardziej jaskrawej formie każdy ma koncepcję zajmowania się dzieckiem, którą próbuje wdrożyć w życie a matka czuje się bezradna i pomijana. I jak bardzo słuszne i nowatorskie koncepcje by to nie były nie powodują one tego, co w więzi jest najważniejsze, że matka tak jak umie wychodzi naprzeciw potrzebom swojego dziecka i stara się je zaspokoić a dziecko z tego korzysta i to wnosi ogromnie dużo przyjemności, siły w kontakcie i sprawia, że uczymy się siebie nawzajem. Umiemy i lubimy być ze sobą jak jest radośnie i jak jest smutno, nudno i męcząco.

Trochę to rozumiem, żyjemy w kulturze nieustannej rywalizacji.

Ale, aby wychować szczęśliwe dziecko i czerpać radość z macierzyństwa wystarczy być „wystarczająco dobrą mamą”.

Wystarczającą?

W psychologii pojęcie to wprowadził i rozpropagował Donald Winnicott oznacza po prostu: bycie taką mamą, która stara się rozpoznać potrzeby dziecka i dostroić do niego i robi to wystarczająco często. To zakłada, że nieuniknione są nieporozumienia w tej relacji, kiedy matka szuka przyczyny płaczu dziecka i niepokoju. Stara się je ukoić, ale ani jej ani jemu nie udaje się znaleźć tego ukojenia, jak i takie momenty kiedy, np. niemowlę próbuje ssać i złapać pierś matki, ale nie udaje mu się to mimo prób. W końcu i takie doświadczenia, gdy matka jest bardzo zmęczona i mimo płaczu dziecka nie jest w stanie się nim zająć i ono musi chwilę poczekać i w konsekwencji zajmuje się nim ktoś inny.

Dobrze rozumiem, że porażka wpisana jest w tę relację?

Tak. I nie oto chodzi, aby tych porażek nie było, ale żeby i matka i dziecko mieli świadomość, że jak ona się nam przydarzy to będziemy próbować ją naprawić. Tu bardzo ważne jest dbanie zarówno o potrzeby dziecka, jak i swoje. Oczywiście, na początku, kiedy rodzi się maluch przechodzimy przez całkiem inny rodzaj macierzyństwa: pełnego zaaferowania, kiedy dziecko i jego potrzeby są najważniejsze. Bardzo ważna jest wtedy więź i wspólne dostrojenie się, zrozumienie potrzeb malucha. Pamiętajmy jednak o tym, że w parze matka – dziecko nie wszystko zawsze będzie idealne. I trzeba to zaakceptować.

Ale przecież każda mama chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Nasuwa się pytanie: jak w tym wszystkim cieszyć się macierzyństwem?

Uczmy się bycia dobrym dla siebie. Wsłuchujmy się w swoje potrzeby. Gdy trzeba prośmy o pomoc innych i nie ulegajmy presji bycia idealną, czy doskonałą.

I nie przejmujmy się tym, jak inni wychowują swoje dzieci?

Nie ma czegoś takiego jak rodzicielska norma. Macierzyństwo może być bardzo różne. Nie możemy powiedzieć, że kobieta, która karmi piersią, jest lepszą matką niż ta, która karmi jedynie butelką. Nie każda mama musi korzystać z chust do noszenia dzieci. Interesujmy się tym, co sprawia nam przyjemność. Zwracajmy uwagę na to, co jest dobre i możliwe dla naszej relacji z dzieckiem, bo każda relacja tej konkretnej matki i jej dziecka jest inną frajdę.

* Anna Zarzycka - psychoterapeutka, powadzi psychoterapię indywidualną i terapię perinatalną (okołoporodową). Pracuje w tzw. nurcie psychodynamicznym. Przeszkolona w Anna Freud Center w zakresie terapii matki i dziecka. Od 1999 roku związana z Laboratorium Psychoedukacji, absolwentka wydziału psychologii UW.

 

Copyright © Agora SA