Do Polski przyjechałam na studia w 2006 roku.
Po 16 latach pobytu w Polsce czuję się już dobrze.
Dla mnie jako studentki ogromną trudnością była bariera językowa. Szereg różnych formalności dokumentacji, które należało wypełnić i dostarczyć w różne miejsca.
Kiedy przyjeżdżałam do Polski, to wydawało mi się, że nie sprostam wyzwaniu zmiany miejsca do życia, które sama sobie postawiłam. Natomiast wiosną tego roku zobaczyłam, co to znaczy prawdziwa trudność w adaptacji do nowych warunków w obcym kraju. Pomagając siostrze z dziećmi, koleżankom również z dziećmi, które w popłochu uciekały do Polski przed wojną, z przerażeniem obserwowałam jak bardzo czuły się zagubione. Szczególnie w pierwszym miesiącu po wybuchu wojny. I jednocześnie jak bardzo były zmobilizowane do działania w trosce o własne dzieci. Zwykle po miesiącu pobytu potrafiły się w miarę odnaleźć i określić krótkotrwały plan działań.
Tak. Na samym początku siostra i koleżanki wiele informacji uzyskiwały w konsulacie ukraińskim, a potem już poinstruowane ruszały do placówek administracyjnych czy medycznych, gdzie otrzymywały instrukcje co, jak i gdzie należy załatwiać.
W dużej mierze tak. Najbardziej brakuje oczywiście domu rodzinnego, pełnej rodziny.
Z obserwacji dzieci siostry oraz koleżanek mogę powiedzieć, że przez pierwsze dwa tygodnie traktowały pobyt w Polsce jak fajną przygodę. Z czasem zaczęły narastać trudności w zachowaniu dzieci zarówno w rodzinnym gronie jak i rówieśniczym. U chłopców pojawiały się buntownicze i momentami agresywne zachowania, utrata motywacji do nauki. Ale także ogromna tęsknota za domem. Niektóre próbowały nawiązywać relacje z rówieśnikami, ale były też takie, które na przykład nie odważyły się pójść do polskiej szkoły.
Tęsknota była głównym powodem powrotu siostry i dwóch koleżanek z dziećmi do domu. Zaryzykowały powrót, tłumacząc, że mieszkają we względnie bezpiecznych terenach, czyli w zachodniej części Ukrainy. Natomiast znajome mi dziewczyny z Kijowa zdecydowały się na czas wojny pozostać w Polsce. I deklarują, że wrócą do Ukrainy jak tylko skończy się inwazja Rosji.
Ja na ten moment znam już bardzo dobrze, ale dla koleżanek język polski, to tak naprawdę język obcy. Bariera językowa była i wciąż jest dość dużym problemem. Na szczęście wykazały się one dużą zaradnością życiową i potrafiły się dogadać, pomimo wszelkich przeszkód. Z biegiem czasu było też coraz więcej komunikatów w języku ukraińskim, opcje z obsługą w języku ukraińskim na infoliniach na przykład w banku czy w przychodni.
W trakcie czteromiesięcznego pobytu koleżanek z dziećmi w Polsce zaistniała potrzeba skorzystania z opieki medycznej. Siostra i koleżanki zgłaszały, że w Polsce jest wymagane podpisanie większej ilości różnego rodzaju zgód. No i kolejki...
Ja osobiście takich obaw nie miałam i nie mam, szczególnie, że jestem mamą skrajnego wcześniaka.
Dla mnie to jest świadoma troska o zdrowie własnego dziecka. Wojna rzecz jasna, zmienia wiele naszych priorytetów i podstawowych potrzeb. Co nie zmienia faktu, że należy chronić swoje dziecko przed groźnymi chorobami właśnie poprzez szczepienia.
Tak, zdecydowanie. Myślę, że najważniejsze jest szczere i otwarte mówienie o temacie, ale też zrozumienie obaw. Następnie ważne jest, żeby uświadomić jakie zagrożenie niesie ze sobą odmowa szczepień dzieci oraz pokazanie, że to bezpieczny sposób ochrony zdrowia dziecka.
Nie. Będąc z synem na wizycie u specjalisty natrafiłam w poczekalni na ulotkę z informacjami o kalendarzu szczepień z odwołaniem do polskich i ukraińskich wytycznych.
Od lekarza pediatry i neurologa. Obserwując też portale internetowe oraz słuchając wywiadów lekarzy na temat szczepień.
Tak, słyszałam. Choć nie miałam potrzeby korzystać z narzędzi, jakie daje kampania, to chętnie będę ja polecać dalej moim ukraińskim znajomym.
Myślę, że to kluczowa kwestia. Uważam, że takie działanie zwiększy zaufanie rodziców do procesu szczepień.
Da wiele konkretnych i przydatnych informacji, ale przede wszystkim pomoże rozwiać szereg wątpliwości i odpowiedzieć na wiele pytań.
Ja tak, bo mój syn urodził się już w Polsce, ale siostra i moje ukraińskie koleżanki już tego nie wiedziały. Ale trudno się im dziwić, szczególnie, że zaraz po wybuchu wojny myślami były zupełnie gdzie indziej. A co więcej, system szczepień na Ukrainie działa inaczej niż w Polsce. Tu rodzic musi pamiętać o kalendarzu, w Ukrainie przypomina o tym system.
Z myślą o wszystkich ukraińskich mamach powstała kampania edukacyjno - informacyjna Powiedz TAK Szczepieniom. Jej organizatorami są Fundacja Instytutu Matki i Dziecka oraz UNICEF. Kampania ma na celu poszerzenie wiedzy ukraińskich kobiet na temat obowiązkowych szczepień ochronnych dzieci ujętych w polskim Programie Szczepień Ochronnych, a tym samym wzrost wskaźnika szczepień wśród ukraińskich maluchów w wieku od 6 do 60 miesięcy.