Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami, a nieodzownym elementem świąt jest wigilijna kolacja. W tym roku z powodu epidemii koronawirusa ograniczono liczbę osób, która może zasiąść przy wigilijnym stole, ale i tak większość Polaków spotka się z bliskimi w okrojonym gronie. Choć takie spotkanie powinno napawać radością, u wielu wzbudza obawy. Tym bardziej, że rok 2020 był specyficzny. Niektórzy obawiają się, że niesnaski wywołane wirusem lub politycznymi wydarzeniami w kraju pojawią się również podczas wspólnej wieczerzy. Inni co roku słyszą pytania, na które i tym razem zwyczajnie nie chcą odpowiadać. Zapytaliśmy internautów, jakich tematów najlepiej nie poruszać przy świątecznym stole. Ich historie i wspomnienia komentuje psycholożka Katarzyna Kucewicz, radząc, jak wybrnąć z niezręcznych i prowokujących konflikty tematów.
Z własnego doświadczenia wiem, że nie powinno się mówić o czyjejś wadze. Przykładowo, jak byłam w trakcie wychodzenia z anoreksji i popadłam w bulimię, przy świątecznym stole nie raz pojawiły się komentarze, że ostatnio mi się przytyło. Bardzo źle się później czułam i przez kolejne dni świąt nie miałam ochoty na jedzenie.
Kiedy miałam nadwagę, słyszałam uwagi od ciotek dotyczące tego, że za dużo jem. Mówiły, że na moim miejscu odmówiłby sobie kawałka ciasta, w końcu i tak 'dobrze' wyglądam. To odbierało mi radość z kolacji.
Zawsze miałam nadwagę, cierpię na chorobę Hashimoto i bardzo ciężko mi schudnąć. Gdy w końcu się zawzięłam, straciłam zbędne kilogramy i nie chciałam łamać diety podczas świąt, słyszałam wiele uwag. Babcia mówiła, że jem za mało, a mama uparcie próbowała mnie nakłonić do zjedzenia kolejnych pierogów. Czułam się niezręcznie, odmawiając im, a moja silna wola została wystawiona na próbę.
Opinia psycholożki: Wiele osób rości sobie prawo do komentowania czyjegoś wyglądu lub sposobu odżywiania. Podczas świąt ludzie nagminnie uprawiają bodyshaming, czyli zawstydzanie kąśliwymi uwagami dotyczącymi wyglądu. Warto reagować wprost na takie docinki, wyrażając, jak się czujemy, słysząc taki komunikat. Zamiast agresywnie odeprzeć taki atak, lepiej powiedzieć np. do mamy: "Kiedy tak mówisz, czuje się zawstydzona/niezręcznie, proszę, żebyś przestała komentować to, ile i jak jem". Pokazanie komuś, jak się czujemy z jego komentarzem, wzmacnia siłę przekazu. Warto przetestować.
Moja siostra marzyła o dziecku, ale miała problemy z zajściem w ciążę, z czego zwierzyła się tylko nielicznym członkom rodziny. W wigilię kilka osób pytało, kiedy będzie mieć dziecko. To było dla niej niezręczne i bardzo przykre. Kłamała, że jeszcze nie czas na dziecko, a ja wiedziałam, że była w trakcie leczenia.
Nienawidzę, kiedy ktoś życzy mi dzieci. Nie chcę ich mieć i nie wiem, jak zachować się w takiej sytuacji. Wiem, że jeżeli nie połamię się opłatkiem, wprowadzę nerwową atmosferę, a nie o to mi chodzi. Cierpliwie znoszę takie życzenia, w środku denerwując się, że ktoś pod płaszczykiem świątecznej tradycji próbuje ingerować w moje życie osobiste. To nietaktowne.
Szlag mnie trafia, gdy słyszę pytania o drugie dziecko, a najgorszy jest tekst teściów podczas życzeń: a sobie życzymy wnuczki. Zawsze się na to cała gotuję. Mój syn jest jedynakiem i chcę, żeby tak pozostało.
Opinia psycholożki: Pytania o rodzicielstwo są bardzo niestosowne i niekulturalne, ale dawniej były czymś zupełnie oczywistym, więc (zwłaszcza) starsze pokolenia dalej wypytują o dzieci. Najlepiej mieć przygotowaną odpowiedź zawczasu, a jeśli pytanie nas zaskoczy, odpowiedzieć wprost, że nie chcemy teraz o tym rozmawiać. Ważna uwaga: często tego rodzaju zapytania kieruje się do kobiety, która się denerwuje, szuka jakichś wymówek, podczas gdy mąż siedzi obok i wcina karpia, udając, że to nie było pytanie do niego. A przecież równie dobrze to on mógłby, a wręcz powinien, włączyć się w rozmowę i sam zripostować pytania i komentarze. Warto nawet się tak umówić, że w tym roku to partner bierze na siebie pytania o dzieci. A co do składanych osobiście życzeń, takie najlepiej ignorować, wychodząc z założenia, że z życzeniami jest jak z prezentami: są ludzie, którzy dają prezenty z empatią i sercem (patrząc na kogoś) albo dają takie stricte pod siebie, wyłącznie z perspektywy własnego JA. Te z JA zwykle są nietrafione. Życzenia podobnie.
Nie lubię, jak przy świątecznym stole rozmawia się o zarobkach, analizując to, czy ktoś zarabia za dużo lub za mało i oceniając, że dana osoba powinna się ustatkować. Wywieranie takiej presji w święta jest strasznie niekomfortowe.
Opinia psycholożki: Są ludzie, którzy lubią rozmawiać o pieniądzach, o zarabianiu, o bogaceniu się - zwykle to ci, którzy są zamożni. Jeśli należymy do grona takich osób warto, abyśmy pamiętali, że nie każdemu przy stole może być lekko na duszy z powodu zarobków (w dobie pandemii wręcz myślę, że niewiele osób jest zachwyconych swoją sytuacją materialną), wiec może lepiej zmienić temat na coś, co nie będzie doprowadzało reszty rodziny do poczucia gorszości? Jeśli to my czujemy się gorzej: pamiętajmy, że oprócz wycofania się i zignorowania tych wątków, możemy też spróbować przekierować rozmowę na sprawy związane z globalną sytuacją ekonomiczną albo na rozmowę o trendach finansowych w dobie koronawirusa. Jeśli wiemy, że w naszej rodzinie członkowie uwielbiają pouczać nas w kwestiach finansowych i nas to denerwuje, to warto zastanowić się na przyszłość czy nie zrezygnować ze zwierzania się bliskim z tego, ile zarabiamy my i partner? To pozwoli nam uniknąć potem różnych uwag i analiz.
Zdarzyło się, że podczas składania życzeń wypomniano mi decyzje, które podjęłam w przeszłości. Rzuciłam studia po roku. Miałam ciężki okres i nie wytrzymałam wówczas psychicznie. W święta usłyszałam życzenia, które dla mnie brzmiały bardziej, jak drwina: Żebyś chociaż skończyła te studia. Takie słowa naprawdę potrafią dobić. Już nie wspominając o zachowaniach, na które czasem nie mamy dużego wpływu, jak np. zaburzenia psychiczne. Słowa typu 'życzę ci, abyś przestała być taka depresyjna i w końcu normalnie się uśmiechała' w trudnych chwilach są ciosem.
Opinia psycholożki: O faux pas podczas dzielenia się opłatkiem można by napisać książkę i to chyba taką na tysiąc stron. Ludzie potrafią dopiec kompletnie nieświadomie i bez złych intencji. Czasami czują, że to jedyna okazja, by wyrazić swoją dezaprobatę, swoje zdanie. Pamiętajmy: swoje. To, że ciocia czy mama uważa, że gdzieś popełniamy błędy np. woląc adoptować psy, niż mieć dzieci, to jest ich osobista refleksja. Nie informacja o tym, że nasze życie jest beznadziejne. Życzenia są jak przedmioty za ladą w sklepie. To, że ktoś nam coś oferuje, nie znaczy, że mamy wszystko kupić i zanieść do domu. Czasami przecież oferta to bubel. Jeśli dostaniemy buble życzeniowe (i nie chcemy na nie stanowczo reagować) to zignorujmy i pomyślmy sobie w duchu: „Serdecznie cioci dziękuje za chęć podarowania mi tego bubla, ale nie jestem zainteresowana zakupem. Do widzenia.”
U mnie to zawsze jest kłótnia o politykę, a jednak ten temat w końcu się pojawia. Nie wiem, jak go uniknąć i urwać, żeby świąteczna kolacja nie zmieniała się w wojnę.
Zawsze trzeba było uważać na rozmowy o finansach i polityce. Teraz dochodzi jeszcze temat kościoła, covidu. Jeżeli podejrzewamy, że ktoś ma inne poglądy, nie wiem, po co w ogóle zaczynać dany temat. Obawiam się, że w tym roku będzie szczególnie trudno jeśli chodzi o kwestie, które mogą poróżnić rodzinę.
Rozmowa o orientacji seksualnej i przekonaniach innych osób jest źródłem napięć. Gdy rodzina jest duża, zawsze znajdzie się ktoś o innym zdaniu. To niszczy atmosferę
Opinia psycholożki: Są takie rodziny, u których święta zawsze kończą się sporem o politykę, aborcję, LGBT a w tym roku pewnie i o szczepionkę i 5G. Wiadomo, jak jest. To tematy sporne, dzielące ludzi, ale też bardzo podniecające. Nawet jeśli korci nas, by się pokłócić z konserwatywną babcią, należy pamiętać, że stół to nie ring i nie musimy wygrać potyczki, znokautować przeciwnika i zwycięsko stanąć na podium. Zwycięstwo bowiem w takiej sytuacji to wyrażenie siebie bez obrażania drugiej strony. Zakończenie sporu słowami: "Rozumiem, mam zupełnie inne poglądy, szanuje Wasze, ale nie chcę o tym dyskutować". Warto (zamiast przekonywania o swojej racji) uszanować odmienne zdanie innych, bo to przede wszystkim uszanowanie własnych nerwów.
Nie lubię rozmawiania o problemach innych osób z rodziny przy stole. Obgadywanie takie. Nie wiadomo jak z tego wybrnąć, a nie każdy chce w tym uczestniczyć.
Wiadomo, że z niektórymi członkami rodziny jesteśmy dalej, a z innymi bliżej. Jedna osoba, która wiedziała, że długo jestem singielką, głośno życzyła mi chłopaka, potem druga powtórzyła to samo, a kolejna powiedziała - słyszałam, że masz chłopaka. Duża rodzina i narobiło się plotek. Wybrnęłam z tego odpowiedzią: ja też tak słyszałam.
Opinia psycholożki: Jeśli nie podoba nam się obgadywanie innych, warto wyrazić to wprost i konsekwentnie unikać tego typu rozmów, nie dawać się w nie wciągnąć, albo po prostu uciąć je żartem. Humor to najlepsza strategia na przetrwanie tych kilku godzin rodzinnej wigilii.