Trudna droga do wolności

Z wychowywaniem dzieci wiąże się paradoks. Wychowujemy dzieci nie dla siebie przecież, lecz dla świata. Wcale nie po to, by były dla nas podporą, pociechą i wsparciem, tylko by były szczęśliwe, wolne i mogły realizować swój życiowy potencjał. By zdołały odnaleźć swoją drogę, a potem odważnie poszły nią przed siebie. Można powiedzieć, że całe życie pracujemy na to, by nauczyć dziecko, jak ma sobie radzić bez nas. To brzmi prosto, ale w praktyce jest bardzo trudne. Tak miło przecież mieć obok siebie kogoś, kto patrzy na nas z zachwytem, stara się nas naśladować i niezwykle serio traktuje wszystko, co mówimy. Ale przychodzi moment, że dla dobra dziecka musimy zacząć wypuszczać je z ramion. Więcej - zachęcać do swobody, wspomagać w samodzielnych wyprawach. Historia naszego bycia z dziećmi jest właściwie historią rozstawania się. One chcą wolności, samodzielności i autonomii. Chcą stawać się niezależne, i to na swój sposób. My chcemy prostować im życiowe ścieżki, chronić przed złem, przed bolesnymi doświadczeniami, przed błędami, których sami się nie ustrzegliśmy. Ten konflikt trzeba dzień po dniu wciąż na nowo rozwiązywać. Każdego dnia od nowa trzeba sobie zadawać pytanie - na co dziecko jest już gotowe, a co jest jeszcze za trudne. Na tym polega ten nasz "nieszczęsny dar wolności", który sprawia, że już dziś musimy się godzić z tym, że pewnego dnia nasze ukochane maleństwo pójdzie w świat.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.