Delta Force: Task Force Dagger

Dystans do historii niebezpiecznie się skraca. Amerykańska kampania w Afganistanie skończyła się ledwie wczoraj, a już dziś oferuje się nam zabawę w strzelanie do talibów. Wszystko na sprzedaż?

Mam mieszane uczucia. Niby nie jest to pierwsza gra, w której jako żołnierz sił specjalnych walczyłem z terrorystami, ale tym razem kontekst tej zabawy, zamiast tradycyjnie ciążyć ku bezpiecznej abstrakcji, był makabrycznie bliski horrorom rzeczywistości. Groby w Afganistanie jeszcze nie porosły trawą, a ja wymieniam magazynek przy lotnisku pod Kandaharem, by wziąć udział w rzekomej rekonstrukcji walk, które wciąż pamiętam z telewizyjnych "Wiadomości". Zamiast czuć ekscytację, czułem się jak hiena.

Żerowanie na tragediach historii najnowszej to co prawda chleb powszedni dla telewizji, radia i gazet, ale gry komputerowe - mimo licznych i nieraz zasadnych oskarżeń o epatowanie przemocą - dotąd nie upadały tak nisko. Jeśli już nawiązywały do prawdziwych wydarzeń, to były one zwykle bezpiecznie oddalone w czasie. Baśniowo iluzoryczne, co pomagało zachować zdrowy dystans do tego, co pokazywał ekran monitora.

Być może to, że prace nad grą o prawdziwych walkach w Afganistanie rozpoczęto jeszcze wtedy, gdy wszędzie latały tam kule, jest wyrazem powszechnej w mediach tendencji do skracania dystansu między widzem a wydarzeniem. W każdym aspekcie i za wszelką cenę. Śledzimy więc coraz częściej bezpośrednie transmisje ze świata, podczas których łamie się wszelkie ludzkie prawa do minimum intymności, odziera się przedstawiane postacie z godności. Kamera wdziera się wszędzie, pokazując z detalami i śmierć na ulicy, i rozpacz krewnych. Liczy się szybkość i drastyczność, bo dzięki temu materiał można lepiej sprzedać. Szkoda jednak, że ta choroba zaczyna przenikać do świata gier komputerowych. Jedną z ich głównych zalet jest przecież zapewnienie chwili oddechu od koszmarów prawdziwego świata. Po co więc aż taka dosadność?

Wrogowie wyrzynani jak barany

"Delta Force: Task Force Dagger" to rozszerzenie do "Delta Force: Land Warrior", które nie wymaga jednak uprzedniej instalacji tej gry. Podczas 25 misji czeka nas udział w walkach m.in. o Kandahar, Mazar-i-Sharif, a nawet twierdzę Tora Bora, czyli kompleks ufortyfikowanych jaskiń w górach. Część z tych misji pozuje na odwzorowanie autentycznych wydarzeń, ale ów autentyzm należałoby chyba wziąć w mocny cudzysłów. Przede wszystkim dlatego, że "Delta Force: Task Force Dagger" to nie drużynowa gra taktyczna, ale symulator pojedynczego żołnierza, najczęściej bez jakiegokolwiek wsparcia. Oczywiście, Afganistan wykazał, że mało liczne, ale znakomicie wyszkolone i wyposażone oddziały potrafią skutecznie rozbić duże siły wroga, ale jednoosobowych armii ? la Rambo jednak tam nie było.

Gracz może wybrać, jaką formację zbrojną będzie reprezentować. Reprezentacja USA to: 2/75th Ranger, Seal Team 6, CIA Spec Ops, SFOD-SF Viper Team (Zielone Berety), Marine Force Recon, USAF CSAR i oczywiście SFOD-Delta. Można też walczyć jako Australijczyk z SASR, Anglik z UK SAS 22 Regiment lub Kanadyjczyk z JTF-2. Wiąże się to także z dostępnym wyposażeniem. Oprócz rodzajów broni charakterystycznych dla danych wojsk możemy też w trakcie misji skorzystać z sugerowanego alternatywnego zestawu, co zwykle ma najwięcej sensu.

Gra oparta jest na, cytuję, "poprawionym engine graficznym Land Warrior", ale przyznam się, że owych poprawek dostrzec jakoś nie mogłem. Gdy opisywałem "Delta Force: Land Warrior" jakieś półtora roku temu, gra już wtedy pod względem wizualnym nie rzucała na kolana, a dziś wręcz trąci myszką. Niestety, nie uległa też poprawie sztuczna inteligencja, w związku z czym nasi wrogowie zwykle dają się wyrzynać po kolei jak barany. Wystarczy uzbroić się w karabin snajperski, by z bezpiecznej odległości spokojnie przetrzebić teren. Rzadko kiedy wróg wykazuje się sensowną inicjatywą. Ma też zdecydowanie zbyt długi czas reakcji i zbyt niską celność (grałem na średnim poziomie trudności).

Miłośnicy militarystyki zapewne docenią w tej grze dostęp do najnowocześniejszych rodzajów broni, której charakterystykę autorzy gry starali się w miarę wiernie odtworzyć. Różnie z tym jednak bywa. Przy strzelaniu z karabinu snajperskiego na bardzo duże dystanse widać, że kula trafia poniżej punktu "x" celownika, z drugiej jednak strony dziwi zbyt duża celność wielu innych broni strzeleckich. Bardzo sugestywnie i wiarygodnie wypadają natomiast odgłosy strzałów, komunikaty radiowe itp. Szkoda, że oprawa wizualna nie dorównuje oprawie dźwiękowej.

Odcinanie kuponów

Seria "Delta Force" to dla NovaLogic kopalnia złota - sprzedano już ok. 3 mln egzemplarzy gier z tego cyklu. "Delta Force: Task Force Dagger" to niejedyne rozszerzenie do "Delta Force: Land Warrior". Na platformę PC ukazał się także dodatek "Delta Force: Black Hawk Down" niedostępny w Polsce. On także nawiązuje do autentycznych wydarzeń - interwencji jednostek Delta Force i Rangersów w Somalii w 1993 roku. Posiadacze konsol PlayStation mogą z kolei grać w "Delta Force: Urban Warfare". Te inicjatywy to jednak tylko odcinanie kuponów. W czasach tak dobrych gier traktujących o współczesnym polu walki jak "Operation: Flashpoint" lub "Ghost Recon" poprzeczka mocno poszła w górę. Miejmy nadzieję, że kolejna odsłona "Delta Force" będzie co najmniej dorównywała wspomnianym tytułom.

"Delta Force: Task Force Dagger", NovaLogic, dystr. Cenega, wymagania: Pentium II, 64 MB RAM, CD-ROM x4

Copyright © Agora SA