Hitman: Codename 47

Gra o mordercy do wynajęcia. Realistyczna w formie, lecz - na szczęście - nie w przesłaniu.

Hitman: Codename 47

Gra o mordercy do wynajęcia. Realistyczna w formie, lecz - na szczęście - nie w przesłaniu.

Jako "cyngiel" uwalniamy bowiem świat od wyjątkowych kanalii, często ratując przy tym niewinnych ludzi od niechybnej śmierci. Co nie zmienia faktu, że prezentu na Dzień Dziecka powinniśmy szukać na innej półce. Czytając zapowiedzi "Hitmana", obawiałem się, że to kolejna patologia na miarę okrutnego "Kingpina". Jednak "Hitman", wbrew pozorom, nie jest gloryfikacją brutalnej siły, choć zabijanie - zwłaszcza z pobudek merkantylnych - zawsze budzi, ujmując rzecz eufemistycznie, moralne kontrowersje. W tej grze kluczowy jednak okazuje się czynnik determinizmu i - w końcu - potrzeba uwolnienia się od roli, którą ktoś nam narzucił. Finał "Hitmana", którego rzecz jasna nie zdradzę, rzuca na postać głównego bohatera oraz jego losy nowe światło.

Bohater na miarę czasów?

Motyw zabójcy na zlecenie przewija się w produktach popkultury od lat, nic więc dziwnego, że w końcu dotarł i do świata gier. Najemny morderca, który wzbudza sympatię, a nawet empatię czytelnika lub widza, jest dobrze znany m.in. z czarnych kryminałów. Rzecz w tym, że owego łotra zawsze cechuje, oprócz krwawej profesji, jakaś wzbudzająca sympatię ludzka cecha. Alain Delon bywał oddanym przyjacielem. Jean Reno jako Leon zaopiekował się dziewczynką, której groziła śmierć z rąk innych morderców. Tytułowa Nikita zabijała na rozkaz, bo ją do tego zmuszano, ale chciała żyć innym życiem. A bohater "Hitmana"?

Sama fizjonomia odstręcza. Zimne, wodniste oczy, zaciśnięte usta. Żadnych emocji, żadnej przeszłości, żadnych namiętności, żadnych przyjaciół. Tylko odpowiednia stawka za wykonanie roboty. Brrr Z czasem jednak dowiadujemy się o nim coraz więcej, co tylko rozbudza ciekawość, kim jest naprawdę. Skąd kod kreskowy wytatuowany z tyłu łysej głowy (świat widzimy zza pleców bohatera)? Dlaczego ostatnim wspomnieniem jest przebudzenie na pryczy w podziemnej celi jakiegoś szpitala, skąd uciekliśmy, gonieni przez gotowych nas zabić strażników?

Bezduszny agent 47 z początku nie budzi sympatii, lecz niechęć, która z czasem zaczyna ustępować współczuciu. Budzi też ciekawość. Dawki adrenaliny i emocje towarzyszące rozwiązywaniu kolejnych zadań bywają potężne, bo pod względem dramaturgii "Hitman" jest skonstruowany zaiste nienagannie. Wiele misji to głównie wyzwanie dla intelektu, dlatego satysfakcja ze znalezienia rozwiązania bywa niemała. Stopień komplikacji sprawia, że gra wciąga. Siadłem do niej pełen uprzedzeń (nie cierpię gier epatujących przemocą), by oderwać się od komputera dopiero po kilku godzinach, mocno zażenowany frajdą, jaką sprawiła mi zabawa w "cyngla". Ale też "Hitman" jest grą bardzo przewrotną, o nazwie raczej nieadekwatnej do zawartości. Biorąc pod uwagę charakter misji, jest to robota zdecydowanie dla kogoś z drugiej strony barykady - na przykład dla jakiegoś Jamesa Bonda.

Stąpaj uważnie, kryjąc się w mroku

Kto spróbuje przejść "Hitmana" metodą frontalnego ataku i strzelania do wszystkich wrogów (i postronnych osób przy okazji), nie ma szans. Trzeba znaleźć sposób, by załatwić sprawę cicho i dyskretnie, po czym się szybko wycofać. Pod tym względem "Hitman" przypomina trochę gry w rodzaju "Thief" czy "Commandos". Przed akcją kupujemy uzbrojenie (broń długa i krótka oraz biała, m.in. garota), amunicję oraz gadżety (kamizelka kuloodporna, kompas, lornetka).

Podczas misji możemy zdobyć inne wyposażenie. Z zabitego lub obezwładnionego wroga warto ściągnąć ubranie, by, przedrzeć się w nim incognito przez wrogie straże. Trzeba tylko uważać, by nie trzymać na wierzchu broni, której przeciwnicy nie używają. Mogą się połapać, że coś jest nie tak. W każdym przypadku konfrontacji zbrojnej należy unikać tak długo, jak tylko się da. Zdarzyć się może, że podczas całej misji, wbrew naszej profesji, nie skrzywdzimy nikogo - nawet wyznaczonego "celu" - za to kilka osób uszczęśliwimy.

Gra wciąga m.in. dlatego, że stara się naśladować rzeczywistość, premiując logikę i ostrożność. Nie da się łazić z karabinem w dłoni ulicami miasta, bo spłoszeni cywile zaalarmują swym zachowaniem wroga. Jeśli jesteśmy zmuszeni zlikwidować strażnika, zwykle trzeba natychmiast odciągnąć i ukryć ciało, by patrol, który nadejdzie za chwilę, nie wszczął alarmu. Przy tym trzeba działać bardzo uważnie, bo w "Hitmanie" nie można zapisywać stanu gry. W przypadku błędu jesteśmy odsyłani na początek. Jest to pierwszy przypadek, w którym ten zwyczaj mnie nie irytował, ale mobilizował, podnosząc atrakcyjność wyzwania. W skomplikowanych misjach ułatwienie jest tylko takie, że mamy jedną lub kilka dodatkowych szans i po porażce zaczynamy od ostatniego punktu kluczowego danego etapu. Napięcie towarzyszy więc nam zawsze.

Ktoś tu musi posprzątać

Na liście wrogów, których likwidację zleca nam tajemnicza agencja, nie ma prezydentów ani bogatych staruszek. Jest szef kartelu narkotykowego, handlarz bronią (rozbrajając uaktywnioną przez niego bombę atomową, uratowałem Hamburg!), terrorysta-zamachowiec i podobne typy. Cele zwykle możemy osiągnąć na wiele sposobów - zależnie od naszej inwencji, spostrzegawczości i temperamentu. Gdy rozmawiałem z kolegą, który też przeszedł "Hitmana", okazało się, że w każdej z omawianych misji radziliśmy sobie zupełnie inaczej. Przez etap, gdzie on ciężko walczył o życie z nasłanym nań oddziałem komandosów, ja przefrunąłem niczym gołąbek pokoju z oliwną gałązką w dziobku. To bogactwo możliwości to jeden z największych atutów gry.

Nie mniej ciekawa jest grafika. Co prawda tła bywają przeciętne i mało szczegółowe (co nie znaczy, że brzydkie), za to modele ruchu dopracowano bardzo starannie. Paprocie odchylają swe liście, gdy przedzieramy się przez zielony gąszcz dżungli, a ruchy ludzi, wzorowane na prawdziwych dzięki zastosowaniu techniki motion capture, również robią wrażenie swą naturalnością. Ten realizm i dosłowność, niestety, mogą odbijać się kacem, biorąc pod uwagę, w co tu się tak naprawdę bawimy. Widok naturalistycznie osuwających się na ziemię ciał może zmrozić. Gra absolutnie nie nadaje się dla dzieci. A dla dorosłych?

Po przeczytaniu powyższych słów złapałem się na tym, że zamiast pisać "zabić", używałem eufemizmu "zlikwidować". To niepokojące. Jako łamigłówka i wyzwanie "Hitman" potrafi się bronić, musimy sobie jednak zadać pytanie, czy tak naprawdę nie chcemy, by bawiło nas w nim coś jeszcze.

Olaf Szewczyk

Hitman Producent: IO-Interactive Wydawca: Eidos Interactive Dystrybucja: IM Group Wymagania: PC Pentium II 266, 64 MB RAM, CD-ROM x8, karta graficzna z akceleratorem 3D i 12 MB RAM Cena: 139 zł

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.