Satysfakcja

Nie umiem Tosi nakarmić, bo zawsze karmiła ją Agnieszka. Dlaczego sam się tego nie nauczyłem!

Agnieszka wsiada do samochodu. Ukradkiem ociera łzę.

- Mama - mówi Tosia.

- Mama jedzie do pracy - przytulam córeczkę.

- Mama - powtarza Tosia.

- Wróci za trzy dni.

Agnieszka macha na dowidzenia.

- Mama - mówi Tosia, i buzia jedzie w dół. Robi się podkóweczka. Usteczka zaczynają drgać.

- Mama jedzie do pracy - przytulam ją bardzo mocno.

Samochód niknie w lesie.

- Chodź zbudujemy dom - stawiam córeczkę na ziemi.

- Dom - podchwytuje Tosia i ściska moją rękę.

- Sierotka - myślę, i robi mi się smutno. - Ona sierotka i ja sierota - dodaję i mam wrażenie, że mi usta zaczynają drgać. A w brzuchu pojawia się kamień. I oczy jakoś tak dziwnie szczypią.

- Zaraz zbudujemy piękny dom - staram się uśmiechnąć.

- Dom - powtarza Tosia.

- Dlaczego, dlaczego się na to zdecydowaliśmy. Kurde, kurde, kurde. Przecież nie musieliśmy. Co to był za głupi pomysł - myślę.

Bo rzeczywiście nie musieliśmy. Gdy kilka miesięcy temu planowaliśmy ten wyjazd, wiedzieliśmy, że Aga ma tylko tyle dni urlopu, że może nas przywieźć i odwieźć. Ale wtedy byłem przekonany, że to bardzo dobrze, że Aga po raz pierwszy spędzi kilka dni bez Tosi. Bo sobie odpocznie.

Poza tym to tylko trzy dni. I przecież nie będziemy sami. Będą dziadkowie, siostra z synem, brat, jego żona i ich malutkie dziecko. Do tego piękny dom, jezioro, las, huśtawka.

Ale teraz jest mi smutno. Dlatego bierzemy się za budowanie domu. Mamy już podłogę, dach i ściany. Teraz czas na schody. Tosia coraz lepiej łączy klocki. I wtedy do naszej zabawy dołącza synek brata. Rodzice kładą się koło niego. Podają mu klocki, zagadują, zabawiają. I mam wrażenie, że ich synek ma lepiej. Bo mama, bo tata. A Tosia nie ma mamy.

- Ciężko być rodzicem samotnie wychowującym dziecko - myślę i pytam, czy mogą spojrzeć na Tosię, bo muszę jej zrobić picie.

Wstaję, a Tosia natychmiast się zrywa się i pędzi za mną do kuchni. I przytula się do nogi. Biorę ją na ręce. Picie dam radę zrobić jedną ręka.

- Ale co będzie, gdy będę jej gotował. Albo gdy będę musiał pójść do toalety - myślę i czuję, że ogarnia mnie panika.

Ale na razie robię jej herbatkę. A potem zmieniam pieluszkę i idziemy do lasu. Robimy ludziki z szyszek, kamyków i kijów. Patykiem rysujemy mamę. Przebiega wiewiórka i jest fajnie.

A potem wracamy i biorę się za obiad. A Tośka bawi się z bratem, jego żoną i ich synkiem. I serce wzbiera mi wdzięcznością, bo bardzo fajnie się bawią.

- Jacy oni są dobrzy, jacy kochani - myślę i obieram pomidora.

Jeszcze marchewka, jeszcze brokuł i gotowe. Tylko Tosia nie chce jeść. Kręci głową, ucieka.

- Nie umiem jej nakarmić - zaczynam się denerwować. Zawsze karmiła ją Agnieszka. Dlaczego sam się tego nie nauczyłem!

No to może szyneczka. Może jajo. Może banan, może bułka. Tosia kręci główką, mówi "nie", wyrywa się, zaczyna płakać, a ja czuję, że nie wytrzymam.

- Przecież musisz coś zjeść - podnoszę w końcu głos. I od razu czuję się winny, bo nie dość, że sierotka, to jeszcze ojciec na nią krzyczy.

Skusiła się na parówki.

I znowu się bawimy.

- Ja tylko umiem się z nią bawić - myślę, i obiecuję sobie, że nauczę się tych wszystkich innych rzeczy. I od razu mam okazję, bo czas iść spać. Jeszcze tylko grzanka z serem (na szczęście zjadła) i do wanny. Myjemy zęby, szyję, pupę, cipkę. Potem ręcznik i do sypialni. Tosia się śmieje, skacze po łóżku i podśpiewuje. Teraz pielucha, piżama, witamina C i kropelki do nosa. Poszło. Jeszcze tylko muszę znaleźć wszystkie lale, z którymi zwykle sypia, przeczytać książeczkę i lulu.

Tosia przytula się bardzo mocno. Nigdy się tak nie przytulała. Po prostu na mnie włazi. I udaje, że jest kotkiem.

- Tak bardzo, tak bardzo cię kocham - głaszczę ją po pleckach.

Zasypia przytulona.

Mija kilkanaście minut, zastawiam łóżko krzesłem i wychodzę. Wieczór jest przepiękny. Zielony, tchnący świeżością las, różowe niebo, mgły unoszące się znad jezior. I ta niesamowita cisza. A ja myślę, że dałem radę. I czuję satysfakcję. Ogromną!

Copyright © Agora SA