Duke Nukem: Manhattan Projekt

Cała jestem twoja... - wyszeptała, kusząco merdając biustem, kolejna oswobodzona cud-dziewica (?...). - Tak wiele laseczek, a tak mało czasu - mruknąłem sentencjonalnie, przeładowując giwerę. - Niestety, dziecinko, najpierw muszę skopać kilka tyłków

Duke Nukem: Manhattan Projekt

Cała jestem twoja... - wyszeptała, kusząco merdając biustem, kolejna oswobodzona cud-dziewica (?...). - Tak wiele laseczek, a tak mało czasu - mruknąłem sentencjonalnie, przeładowując giwerę. - Niestety, dziecinko, najpierw muszę skopać kilka tyłków

Boski Książę, czyli niezapomniany Duke Nukem, po latach znów gości na ekranie monitora. Mało kto już na to liczył - przecież na zapowiadany sequel "Duke Nukem Forever" nie możemy się doczekać od tak dawna, że co niektórzy ludzie małej wiary przestali w ogóle żywić nadzieję na wydanie gry w jakimkolwiek terminie. A tymczasem trochę z zaskoczenia, jakby tylnymi drzwiami, Duke wrócił, i to w formie niemal jak za dawnych lat.

Kicamy z balkonu na balkon

Bardzo dawnych lat. Zamiast trójwymiarowej strzelaniny z perspektywy pierwszej osoby otrzymaliśmy bowiem... klasyczną w formie, archaiczną platformówkę z widokiem z boku, w której bohater brnie nieustannie od lewej strony ekranu do prawej równo wytyczoną ścieżką. To jakże przewrotne nawiązanie do dwóch pierwszych, zapomnianych już gier z cyklu "Duke Nukem" poprzedzających ów słynny przebój 3D Realms, który rzucił na kolana wszystkich, budując kult Księcia i każąc zapomnieć o poprzednikach.

Gdy usłyszałem, jak ma wyglądać "Duke Nukem: Manhattan Project", pomyślałem, że to gol do własnej bramki. Jaki miłośnik dynamicznych gier akcji chciałby dziś bawić się w platformówki, skoro standardem są gry trójwymiarowe oferujące większą swobodę ruchów i większy, coraz sugestywniej i efektowniej przedstawiany świat? Okazało się jednak, że powrót do przeszłości może mieć walory nie tylko sentymentalne.

Zwłaszcza po intensywnym liftingu.

A jednak 3D

Mimo sztywnego ustawienia kamery pokazującej lokacje zawsze z tej samej perspektywy, obiekty w grze - pudła, postacie, taśmociągi itd. - są, w przeciwieństwie do poprzednich gier z Księciem, trójwymiarowe. Wykorzystywane są zatem zarówno moce przerobowe współczesnych akceleratorów 3D, jak i oferowane przez nie sprzętowo efekty specjalne, jak np. mgła. Zastosowanie względnie nowoczesnych technologii graficznych w grze w swej formule niezwykle leciwej to czysta perwersja, a jednak efekt jest znakomity. Dawno nie bawiłem się równie dobrze przy grze, która z premedytacją lekceważy fabułę - bo przecież jedyne, co wiemy, to że jakiś szpetny zły wynalazł zielony szlam mutujący ludzi w bestie, i że oczyszczamy z tych szumowin ulice Nowego Jorku.

Jak za starych lat, by przejść do kolejnego etapu, musimy znaleźć klucz, a także - uwaga! - uwolnić panienkę. Panienki - nieodmiennie piersiaste, długonogie i gotowe namiętnie odwdzięczyć się wybawcy za okazaną pomoc - niedoceniające ich wdzięków kreatury przywiązują do bomb. Duke musi bomby rozbroić, ale na ostateczne rozbrojenie panienek już niestety się nie porywa, choć namawiają go do tego, jak mogą. Wszak trzeba ratować cały Nowy Jork.

Grunt to mocne ego

Duke brnie jak czołg, zdobywając po drodze nowe bronie, amunicję, przywracające zdrowie medykamenty... No dobrze, nie zdrowie i nie medykamenty, bo zranić Księcia nie można, można tylko zranić jego ego. Poziom ego pełni tu jednak identyczną funkcję co poziom zdrowia postaci w innych grach. Ego Księcia notabene rośnie także z każdym odniesionym zwycięstwem nad przeciwnikiem.

Co jeszcze możemy znaleźć po drodze? Plecaki odrzutowe umożliwiające latanie, a także specjalne "dopalacze", np. zwiększające zadawane przez Księcia obrażenia. Dobrze jest też w każdej z misji uzbierać wszystkie dziesięć Nuke'ów - ukrytych obiektów specjalnych - bo to zwiększa na stałe ego Księcia oraz maksymalną liczbę przenoszonej przezeń amunicji. Warto więc rozwalać wszelkie skrzynie i szukać na murach rys wskazujących miejsca, które można wysadzić, odkrywając przejścia do tajemnych pomieszczeń.

"Duke Nukem: Manhattan Project" to bezpretensjonalna gra zręcznościowa, w której udało się wskrzesić jedyny w swoim rodzaju klimat poprzedniej zabawy z Księciem. Duke znów mruczy pod nosem swe rozbrajające sentencje i pręży bary, zwalczając wraże warchlaki w mundurach policjantów (efekt mutacji).

To doprawdy miłe, że w epoce triumfu technologii nad ideą, kiedy gry coraz częściej ocenia się głównie po bajerach graficznych i poziomie detaliczności obrazu, ktoś odważył się upichcić porcję rozrywki w starym, dobry stylu. I że wyszło to nadspodziewanie dobrze.

"Duke Nukem: Manhattan Project"

3D Realms,

Dystrybucja LEM, cena 79 zł

Wymagania: Pentium II 350 MHz, 64 MB RAM, karta graficzna 3D 8 MB

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.