Harry Potter i kamień filozoficzny

Zamiast recenzji wystarczyłoby jedno zdanie: "Można już kupić grę z Harrym Potterem". Co najwyżej z ostrzegawczym dopiskiem: "Uwaga! Tylko dla wielbicieli Harry'ego", by przypadkiem nie naciął się na niej jakiś mugol.

Harry Potter i kamień filozoficzny

Zamiast recenzji wystarczyłoby jedno zdanie: "Można już kupić grę z Harrym Potterem". Co najwyżej z ostrzegawczym dopiskiem: "Uwaga! Tylko dla wielbicieli Harry'ego", by przypadkiem nie naciął się na niej jakiś mugol.

Mamy bowiem do czynienia nie tyle z grą, co z fetyszem. A co za tym idzie, racjonalna argumentacja za lub przeciw nie ma dla przyszłych nabywców żadnego znaczenia. Skąd zatem owa tyrrada poniżej? Powiem szczerze - żyję z wierszówki. Poza tym kolega redaktor musi przecież czymś zapełnić stronę.

Kult Harry'ego

Przypomnijmy pokrótce, skąd wzięła się ta gra. Otóż w 1997 roku trafiła do księgarni książka Joanne K. Rowling "Harry Potter i kamień filozoficzny". W dużych bólach skądinąd, bo przez długi czas żaden wydawca nie chciał zaryzykować opublikowania powieści, która rozpoczyna się śmiercią - choćby tylko zrelacjonowaną przez osoby trzecie - rodziców głównego bohatera.

Opowieść o Harrym, który ma magiczne zdolności, błyskawicznie zdobyła szaloną popularność na całym świecie. Zaczęto mówić wręcz o powrocie mody na czytanie wśród dzieci, które dziś zwykle bardziej od książek wolą ekran telewizora, kina lub komputera. Trudno nie dostrzegać przygnębiającej ironii losu w tym, że sukces książek wykorzystali ich najwięksi ideowi wrogowie - Hollywood i branża gier wideo. 16 listopada na ekrany wszedł film "Harry Potter i kamień filozoficzny", bijąc, notabene, wszystkie rekordy sprzedaży. Z premierą filmu zsynchronizowano premierę gry, a właściwie gier, bo "Harry Potter " został wydany w wersjach na aż cztery platformy: komputery PC, konsole Game Boy Colour, Game Boy Advanced i PlayStation.

Ich sukces jest przesądzony. Żaden dzieciak, który czytał książkę lub choćby tylko widział film (a najprawdopodobniej zaliczył i jedno, i drugie), nie odpuści rodzicom w sprawie gry. Efekty potteromanii mogą być porażające. Przykład? Moja koleżanka z pracy kupuje dziecku komputer specjalnie na tę okazję.

Nie muszę chyba dodawać, że to, jaką recenzję będzie miała gra, nie ma dla niej ani dla jej dziecka żadnego znaczenia.

Nie dla mugoli

Jak wiadomo, świat dzieli się na używających magii czarodziei (tudzież wiedźmy, chochliki itd.) oraz na zwykłych mugoli, czyli ludzi, którzy nie dość, że magii stosować nie potrafią, to w dodatku w nią nie wierzą. Należy powiedzieć jasno, że mugol, który nigdy nie słyszał o szkole czarnoksięstwa Hogwart, czyli nie zgłębił kronik życia Harry'ego Pottera przez J.K. Rowling własną ręką spisanych lub nie widział ich ekranizacji, może podczas gry popaść w niemałe konfuzje. Autorzy ostentacyjnie zlekceważyli bowiem nowicjuszy.

Przykłady? Gdy przybywamy do Hogwartu, słyszymy coś o Gryffindorze i Slytherinie. Ki pies? Jako że rzetelnie odrobiłem pracę domową (Rowling czyta się, przyznam, całkiem gładko), wiem, że to nazwy dwóch z czterech konkurujących frakcji (houses), do których przydzieleni zostają wszyscy uczniowie Hogwartu. Zwykły mugol w tym momencie ma jednak prawo zgłupieć, bo nikt nie spieszy z podpowiedzią.

W pewnym momencie Harry, latając na miotle, musi stoczyć walkę o przypominajkę z nielubiącym go rówieśnikiem Draco Malfoyem. Czy przypominajka to zdrobniały przydomek 15-tonowej smoczycy z pobliskiej pieczary? A może chusteczka z supełkami na rogach? Nie, ale wie to tylko ktoś, kto już zna fabułę "Harry'ego Pottera i kamienia filozoficznego". Pozostali czują się jak przypadkowi goście na wspominkowej imprezie byłych absolwentów. Nie rozumieją grepsów, no i co chwila ktoś im daje do zrozumienia, że przecież nie zostali zaproszeni

Pospiesznie rzucone zaklęcia

Gra rozpoczyna się w momencie przybycia Harry'ego do Hogwartu. Jego wcześniejsze perypetie streszcza narrator. W ten sposób gubimy najzabawniejszą w książce opowieść o tym, jak mugolskie do szpiku kości wujostwo próbowało przechwycić list do Harry'ego z zaproszeniem do Hogwartu. Pal licho, gra nigdy nie dorówna powieści, bo to medium o zupełnie innym charakterze. Ale trochę żal

Gra wygląda ładnie. Grafika jest efektowna, choć uproszczona - mam wrażenie, że tworzono ją głównie z myślą o konsoli PlayStation. Dzieciom w każdym razie bardzo się podoba. Wiem, bo testowałem grę na 11-latku, a więc rówieśniku Harry'ego (książkę przeczytał, a jakże).

Mina trochę rzednie, gdy przestajemy się rozglądać i zaczynamy grać. "Harry " to przede wszystkim prosta gra zręcznościowa, podobna w konwencji do "Tomb Ridera", tj. widzimy postać Harry'ego zza jego pleców, nieco z góry. Często trzeba gdzieś wskoczyć, przemknąć, zrobić szybki unik. Od dawna zatem w takich grach jest logicznym, wygodnym standardem możliwość zrobienia kroku w bok bez obrotu. Tu najpierw trzeba obrócić się o 90 stopni w prawo lub lewo, zrobić krok do przodu i znów się obrócić. W praktyce sterowanie Harrym jest zatem dość niewygodne. Taka wpadka sugeruje albo olbrzymi pośpiech przy tworzeniu gry, albo małe doświadczenie jej autorów. Przypuszczam, że w tym przypadku chodzi o jedno i drugie.

Jak smakują fasolki Bertiego Botta

Dużym atutem gry jest za to brak przemocy i scen, które mogą dziecko przerazić. Trudno też wpaść we frustrację z powodu poziomu trudności - wyzwania są na tyle proste, by dziecko mogło sobie z nimi poradzić. Przyznam, że nie najlepiej mi szło latanie na miotle, ale już wspomniany rówieśnik Harry'ego 11-letni Amadeusz pomykał w przestworzach jak ptak. Młodość, młodość

Harry uczy się pilnie nowych zaklęć, dowodząc swych umiejętności podczas wykonywania zleconych przez profesorów zadań. Zdobywa w ten sposób punkty dla swojej frakcji - Gryffindoru. Stan gry można zapisać tylko po podejściu do napotykanych co jakiś czas magicznych ksiąg. Harry zbiera przywracające zdrowie czekoladowe żaby oraz służące jako uniwersalna waluta "fasolki różnych smaków Bertiego Botta". Tylko z książki można się dowiedzieć, że mogą mieć smak wymiocin lub woskowiny z uszu.

Możemy zagrać w quidditcha (rodzaj futbolu na miotłach), przeżywamy raz jeszcze wiele przygód z książki i spotykamy starych przyjaciół Harry'ego - Rona i Hermionę. Możemy nawet stanąć oko w oko z samym Sam-Wiesz-Kim...

Nie wiesz? Cóż, widać jesteś przerośniętym mugolem i nie jest to gra dla Ciebie.

Olaf Szewczyk

"Harry Potter and the Philosopher's Stone",

EA Games, dystr. IM Group,

cena 129 zł,

wymagania:

Pentium II 266 MHz,

32 MB RAM,

CD-ROM x4

Copyright © Agora SA