Prisoner of War: Lotnik przyziemny

"Prisoner of War". Jak uciec z hitlerowskiego obozu jenieckiego, będąc zdanym tylko na swą pomysłowość, bo używanie przemocy nie wchodzi w grę? Brzmi smakowicie - jak świetny przepis na grę. Kucharze, niestety, nie najlepiej dobrali przyprawy.

Z dużą nadzieją czekaliśmy na "Jeńca wojennego", bo motyw - skądinąd w historii multimediów znany - to dla utalentowanego zespołu autorów wspaniała okazja na stworzenie gry nowatorskiej, ambitnej, od której trudno byłoby się oderwać. Kierunek wybrano dobry, od realizacji można było jednak oczekiwać wyższego standardu.

Wcielamy się w postać kapitana Lewisa Stone'a, lat 32, na żołdzie US Air Force. Jego samolot został zestrzelony podczas lotu zwiadowczego. Stone trafił do obozu jenieckiego Stalag Luft, skąd oczywiście próbuje zwiać.

Zasad nie ma wiele. Trzeba się pojawiać na apelach i nie łazić tam, gdzie nam nie wolno - przynajmniej wtedy gdy strażnik patrzy. Połowa zabawy polega bowiem na umiejętnym przekradaniu się w zakazane rewiry, by zdobyć potrzebny w dalszej ucieczce przedmiot lub wykonać inne poboczne zadanie. I właśnie ta część gry potrafi doprowadzić do furii, bo nie ma nic gorszego w grze przygodowo-logiczniej - do miana której "Prisoner of War" aspiruje - niż brak klarownych zasad.

Pole widzenia znajdujących się w pobliżu strażników widzimy na minimapie. Rozwiązanie to zaczerpnięto z "Commandosa". Teoretycznie Stone ma większe szanse na wykrycie, przywierając plecami do ściany, ale atut ten absurdalnie rozdmuchano. Jeśli strażnik w biały dzień mija mnie w odległości metra i nie zauważa, będąc w dodatku, teoretycznie, wyjątkowo czujnym, bo usłyszał hałas, to ja przestaję rozumieć, o co w tej grze chodzi. A już zupełnie zgłupiałem, gdy zauważono mnie, wtedy gdy nie byłem w polu widzenia nikogo. Algorytmy sztucznej inteligencji są, wbrew deklaracjom, wyjątkowo niedopracowane, co odbiera dużo frajdy z tej potencjalnie interesującej rozgrywki.

Nie jestem też pewien, czy przestawienie świata w trzech wymiarach, z widokiem znad pleców bohatera, jest optymalnym wyborem w grze, w której klarowny widok na dwuwymiarową planszę narzuca się jako bardziej praktyczny. Nasze działania muszą być bowiem precyzyjnie zsynchronizowane z marszrutami strażników, a bez czytelnego widoku na mapę nie jest to łatwo osiągnąć. Poza tym te trzy wymiary specjalną urodą nie grzeszą, więc chyba gra nie była warta świeczki. Nie sądzę też, aby autorom udało się uchwycić specyficzny klimat niemieckich obozów jenieckich. Liczyłem na coś w rodzaju komputerowej "Wielkiej ucieczki", ale ani ze Stone'a żaden Virgil Hilts (Steve McQueen), ani z autora fabuły James Clavell.

Niemrawo się jakoś w to gra, bez emocji ani intelektualnej satysfakcji z wymyślenia sposobu na wymknięcie się wrogom - zbyt wiele tu podpowiedzi, za dużo absurdów. A jeśli gra, która z założenia nie ma dynamiki, frustruje zwolennika potyczek myślowych, to trudno mówić o sukcesie.

Prisoner of War

Producent: Codemasters

Dystrybutor: CD Projekt

Cena: 99 zł

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.