W partyzantce

?Operation Flashpoint: Resistance?. Długo oczekiwany dodatek do najlepszej gry taktycznej ubiegłego roku jest jeszcze lepszy. I jeszcze trudniejszy.

"Operation Flashpoint: Cold War Crisis" był objawieniem. Nikomu nieznani Czesi ze skromnego studia Bohemia Interactive stworzyli grę, która pod względem realizmu w prezentacji współczesnego pola walki przebiła o kilka klas wszystko, co zaprezentowały dotąd wielkie zachodnie studia produkcyjne wsparte wielomilionowymi budżetami. Alternatywna wizja historii, w której niechętni pierestrojce, zbuntowani twardogłowi generałowie radzieccy dokonują inwazji na maleńki, położony na archipelagu, niepodległy kraj, przykuła dotąd do monitorów ponad milion osób na całym świecie.

W "OF: CWC" walczyliśmy jako prosty amerykański żołnierz, który z czasem, awansując, dostaje pod komendę własny oddział. Graliśmy też jako weteran sił specjalnych, dowódca czołgu, pilot helikoptera i samolotu. W "OF: R", choć także mamy okazję zasiąść w czołgu lub polatać zdobycznym HINT-em, schizofrenogenna żonglerka osobowościami już nam nie grozi. Od początku do końca gramy jako Victor Troska, mężczyzna w słusznym wieku (zakola, pasemka siwizny), który zdążył przyjrzeć się z bliska demonom wojny, a teraz chce o tym koszmarze zapomnieć. Ten były komandos (?) o dość tajemniczej przeszłości osiadł na wyspie Nogova, żyje na wsi, dojeżdża do miasta, gdzie para się robotą biurową. Gdy nadejdą Rosjanie, odmówi dołączenia do partyzantów. Nie chce już z nikim walczyć. Zbyt dobrze wie, ile ludzkich tragedii to za sobą pociągnie. Nie będzie miał jednak wyboru.

Dziesięć lat wcześniej

"OF: R" cofa nas o dekadę sprzed wydarzeń opisanych w "OF: CWC". Na wyspie Nogova nowy rząd wprowadza reformy demokratyczne, a tamtejszym komunistycznym kacykom, jak się zdaje, pozostaje już tylko przejść do lamusa historii. Pobliska Moskwa nie patrzy na to spokojnie. Bratni kraj może przecież zawsze liczyć na pomoc w obronie klasy robotniczej przed politycznymi mącicielami, którzy pragną doprowadzić kraj do ruiny. "Na prośbę komunistycznych przyjaciół" Sowieci dokonują desantu, by "wyzwolić" Nogovę. Demokratyczny świat ogranicza się do "wyrażenia zaniepokojenia". Obywatelom Nogovy pozostaje tylko partyzantka.

"OF: R" ma znakomitą, spójną, całkiem wiarygodną fabułę. To już poziom przyzwoitego dramatu wojennego. O tym, czego możemy się spodziewać, a może raczej czego spodziewać się na pewno nie powinniśmy, dowiadujemy się od pierwszych minut. Początek gry to najbardziej przewrotny, inteligentny i złośliwy manifest, jaki miałem przyjemność oglądać na ekranie monitora. Najpierw - parafilmowe wprowadzenie. Żadnej strzelaniny, taniej dramaturgii. Ktoś wpada samochodem na wieś po Troskę, by go podrzucić do miasta. Ciekawa rozmowa, której treści nie zdradzę. Kierowca wysadza pasażera na przystanku i dopiero wtedy zyskujemy kontrolę nad bohaterem. I co się dzieje? Absolutnie nic! Przez kilka minut sterczymy pod obskurną blaszaną wiatą, czekając na autobus! Wystarczająco czasu, by przyjrzeć się brzydkim, klockowatym domom z płyty i całej tej społeczno-architektonicznej mizerii, którą tak dobrze znamy z autopsji. Przyzwyczajony do szybkich, strzelanin gracz z Zachodu może jednak przeżyć niemały szok.

Nie sądzę też, by zrozumiał kolejne aluzje. W autobusie kierowca podkręca radio, by wszyscy usłyszeli ważny komunikat o tym, że przywódcy komunistycznej partii pojechali z wizytą do Moskwy, by prosić Breżniewa o pomoc. Komentarz pasażera: - Pamiętacie? Zupełnie jak przed 30 laty...

Pasażerowie i my już wiemy, czego można się dalej spodziewać. Amerykanin chyba nie zna historii naszego regionu równie dobrze...

A propos - wszyscy żołnierze Troski mają czeskie nazwiska.

Tylko dla weteranów

"OF: R" to dodatek, który wymaga wcześniejszej instalacji "OF: CWC". Przy okazji dogrywa do gry podstawowej wszelkie późniejsze "łatki". Gra, oprócz nowej, składającej się z 20 epizodów kampanii rozgrywanej na 100 km kw. wyspy, oferuje pięć samodzielnych misji i nieco ulepszoną grafikę. Podobno ulepszoną. Na swoim dość leciwym komputerze musiałem grać przy minimalnych ustawieniach, by uzyskać akceptowalną płynność, więc nie dane mi było docenić tych walorów. Na reklamowych obrazkach widać jednak bardziej szczegółowe poszycie drzew, efektowniej prezentujące się eksplozje, bardziej trawiastą niż dotąd trawę. Niestety, bardzo wysokie rzeczywiste wymagania sprzętowe "Operation Flashpoint" to największa słabość tej gry. I chyba jedyna.

"OF: Resistance" to gra wyłącznie dla osób, które ukończyły "OF:CWC". Nie ma tu czasu na naukę, od razu dostajemy pod komendę własny oddział. Bez wprawy w wydawaniu komend swoim żołnierzom nie mamy żadnych szans na przetrwanie.

Jest trudniej. Musimy bardzo dbać o ludzi, bo jeśli polegną w jednej misji, w kolejnej nasze siły mogą okazać się zbyt szczupłe, by pokonać wroga. Możemy co prawda liczyć na skromne uzupełnienia stanu rekrutami, ale to rozwiązanie połowiczne. Im dłużej towarzysze broni służą pod naszą komendą, tym są cenniejsi. Nie wiem, jak się doświadczenie przekłada na np. celność, ale zauważyłem, że żółtodziób w ogniu walki może odmówić wykonania rozkazu, co nie zdarza się staremu wydze.

Kolejnym utrudnieniem, które zarazem zwiększa realizm rozgrywki, jest konieczność zdobywania broni i amunicji na wrogu. Jak to w partyzantce. Ręczna wyrzutnia pocisków ppanc., bez której w ogóle nie wysuwałem nosa z lasu, bez amunicji jest tylko złomem. Od pewnego momentu możemy liczyć pod tym względem na zakulisową pomoc od USA, ale to nie zaspokaja w pełni naszego zapotrzebowania. Notabene, amerykańską broń przemyca nasz dobry znajomy z "OF: CWC" James Gastovski - jak się okazuje, stary kumpel Troski, co rzuca więcej światła na tajemniczą przeszłość tej postaci.

Dobrze, że mnie przy tym nie było

Solidne zaplecze jest niezwykle ważne, bo przeciwnik ma doskonałe uzbrojenie, jest liczniejszy i jeszcze groźniejszy niż w "OF: CWC". Mam wrażenie, że moduł sztucznej inteligencji, znakomity już w grze podstawowej, został udoskonalony. Wiele razy ginąłem brany w okrążenie, zachodzony od tyłu lub wpadając w pułapki zastawiane przez zaalarmowaną piechotę. Grę, na normalnym, "łatwym" poziomie trudności, można zapisać tylko raz - akurat wystarczy, by przygotować siły przed akcją. A potem pozostaje tylko liczyć na to, że nasz plan miał sens. Do najtrudniejszych zadań podchodziłem po kilkadziesiąt razy. Co ciekawe, nie przeżywając frustracji, lecz cały czas tę samą silną ekscytację.

Znakomita gra. Na szczęście tylko gra. Bo, cytując Woody'ego Allena, który jest jednym z autorów sentencji o śmierci pojawiających się na ekranie zawsze po zgonie Victora Troski: "Nieprawda, jakobym bał się śmierci. Chciałbym tylko, gdy nadejdzie, by mnie przy tym nie było".

"Operation Flashpoint: Resistance"

Producent: Bohemia Interactive

Dystrybucja: Cenega

Wymagania minimalne: Pentium II 400 MHz, 96 MB RAM, CD-ROM 4x, karta graficzna 16 MB RAM

Cena: 59,90 zł

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.