Emocje w ciąży

Dziewięć miesięcy ciąży potrzebnych jest nie tylko dziecku, by było w pełni gotowe do przyjścia na świat, ale i kobiecie - żeby mogła dojrzeć do macierzyństwa.

Mówi się, że kobieta w ciąży ma humory. Na czym to polega?

Ciąża wyzwala emocje, których wcześniej kobieta nie przeżywała. No, ale trzeba przyznać, że ma powód, bo oto już nastąpiła zmiana w jej życiu, a kiedy urodzi dziecko, to zmieni się wszystko: hierarchia celów, stosunek do partnera, do innych ludzi i do samej siebie. I kobieta to przeczuwa. Do tego dochodzi to wszystko, co dzieje się w jej ciele. Bo skoro ją mdli, chodzi śpiąca i nic jej się nie chce, to musi się to odbijać na jej nastroju. Tym bardziej że w dzisiejszym świecie jest dużo mniejsze przyzwolenie na słabość. Zwłaszcza w pracy kobiety starają się trzymać fason, nie dają nic po sobie poznać, ukrywają ciążowe dolegliwości. A to jeszcze bardziej potęguje nieprzyjemne stany.

Zaczęłyśmy od tej bardziej przykrej strony, ale chyba znakomita większość kobiet cieszy się, że jest w ciąży?

Te, które zgłaszają się do naszej szkoły rodzenia, na ogół chciały zajść w ciążę. Ale mimo że te dzieci są wyczekane to i tu pierwszym uczuciem jest zaskoczenie, czasami nawet przerażenie ("I co ja teraz zrobię?!") - bo klamka zapadła. Dopiero potem pojawia się radość. Ale to wcale nie wyklucza ogromnych wahań emocji - od poczucia totalnego szczęścia do paniki. Do tego dochodzi lęk przed porodem. Mamy mnóstwo telefonów od pań, które właśnie dowiedziały się, że są w ciąży, i chcą natychmiast wiedzieć, gdzie rodzić, z jaką położną, z jakim lekarzem, w ogóle jak to wszystko ma wyglądać. Potem im to przechodzi - interesują się tym dopiero pod koniec drugiego trymestru.

Jak długo trwa ta huśtawka emocjonalna ?

Zazwyczaj przez pierwszy trymestr. Całe szczęście - mówię moim kursantkom - że ciąża trwa dziewięć miesięcy. Natura to fantastycznie wymyśliła! Bo najpierw jest ta huśtawka, potem (w drugim trymestrze) kobieta odzyskuje równowagę emocjonalną i zaczyna być dumna ze swej ciąży, no i wreszcie - w trzecim trymestrze - mamy okres przygotowywania się do wielkiej zmiany. Wicie gniazda, zwrócenie się do własnego wnętrza, wsłuchiwanie we własne ciało, zdystansowanie się do spraw, które kiedyś wydawały się pierwszoplanowe.

Czy to zawsze przebiega tak samo?

Mówimy tu o pewnym modelu. Przez te dziewięć miesięcy przyszła mama przebywa niesamowitą drogę. Kiedy rozmawia się z nią w pierwszych tygodniach i pod koniec ciąży, to ma się nieraz wrażenie, że to dwie różne osoby. Na początku kobiety mają w głowie chaos, próbują przekonać siebie, że dziecko niewiele zmieni w ich życiu, i snują plany, które mają je w tym mniemaniu utwierdzić. Na przykład zobowiązują się, że znajdą opiekunkę i szybko wrócą do pracy. A potem okazuje się, że życiowym priorytetem stało się dziecko, i wtedy wycofują się z pochopnych obietnic, przedłużają urlop. Więc tych dziewięć miesięcy potrzebnych jest nie tylko dziecku, by było w pełni gotowe do przyjścia na świat, ale i kobiecie - żeby mogła dojrzeć do macierzyństwa.

Przypuszczam, że przyszły ojciec też ma wpływ na emocje kobiety.

Tak, ona jest wtedy ogromnie wyczulona na jego reakcje. A te bywają różne. Znam przypadek, kiedy mężczyzna nie odzywał się do żony przez dwa dni, bo był tak zszokowany wieścią o ciąży, że musiał to przetrawić. Zazwyczaj jednak panowie odczuwają ogromną dumę, co pewnie ma związek z odwiecznym przymusem przedłużania własnego rodu. I nagły wzrost poczucia odpowiedzialności - za żonę, za dziecko, za rodzinę. Więc mężczyźni też dojrzewają emocjonalnie. Chociaż nieraz się nam zwierzali, że w pierwszym trymestrze ciąży ona na przemian śmiała się i płakała, że się o byle co złościła, i obawiali się, że jak tak będzie przez dziewięć miesięcy, to chyba nie wytrzymają.

Ale na szczęście to się zmienia...

Cichnie burza hormonalna pierwszego okresu ciąży, mijają mdłości, senność, słabość, wzmożona wrażliwość na zapachy, awersje i zachcianki pokarmowe. Kobieta zdążyła się też oswoić z wielką zmianą w jej życiu. I w drugim trymestrze rozkwita. Dolegliwości się skończyły, a widmo porodu (świadomie tak się wyraziłam, bo w naszym społeczeństwie wizerunek porodu zazwyczaj jest przerażający) jest jeszcze daleko. Poza tym kobieta wspaniale wygląda - ma piękne włosy, paznokcie i cerę, prawie niezmienioną figurę i autentycznie cieszy się, że jest w ciąży. Odczuwa nawet coś w rodzaju wyższości, że oto wszystkie takie płaskie, a ona z brzuszkiem! No i w drugim trymestrze zdarza się coś, co jest absolutnym przełomem, a mianowicie pojawiają się ruchy dziecka.

Dlaczego ten moment jest taki doniosły?

Bo co innego zobaczyć niezbyt wyraźny obraz na USG, a co innego poczuć, że ktoś tam puka od środka! Od tej chwili kobieta nie myśli już, że jest w ciąży, a raczej, że nosi w sobie dziecko, za które jest odpowiedzialna. I nawet jeśli jest cicha i nieśmiała, to teraz potrafi się różnych rzeczy domagać w imieniu swojego dziecka, np. żeby ktoś ustąpił jej miejsca w tramwaju.

Ten moment jest równie doniosły dla mężczyzny. Kiedy poczuje dłonią ruchy dziecka albo uda mu się je złapać za piętkę, staje się jakby wspólnikiem kobiety - zaczynają wspólnie kochać to trzecie, planować życie pod jego kątem. Pojawia się instynkt gniazda. Ptaki wiją gniazdko dosłownie - zbierają piórka, patyczki - my gromadzimy mebelki, ubranka, wózeczki. Nieraz zamieniamy mieszkanie na większe, remontujemy je albo nawet zabieramy się do budowy domu. To, że rodzina ma się powiększyć, daje nam niesłychaną energię do zmian. Taka krzątanina, stwarzanie przestrzeni dla dziecka to zdrowy objaw. To znak, ze kobiety przechodzą od zainteresowania światem do skupienia na sobie i swoim domu. Trudno sobie wyobrazić, by kobieta pochłonięta pracą i wirem życia nagle poszła do szpitala i urodziła. Nie byłaby wtedy gotowa na przyjęcie dziecka.

A więc jednak instynkt. A niektórzy w ogóle kwestionują instynktową naturę macierzyństwa.

Bo instynkt macierzyński nie musi nas pchać do posiadania dzieci jak głód do szukania pokarmu, ale kiedy już jesteśmy w ciąży, to daje o sobie znać. Po narodzinach dziecka też wiele rzeczy dyktuje nam instynkt, i chwała Bogu. To są zbyt ważne sprawy, by natura pozostawiła je edukacji.

Naturalną nauczycielką mogłaby być matka, ale ostatnio rozmawiałyśmy o tym w szkole rodzenia i dziewczyny powiedziały, że w ogóle nie mogą opierać się na tym, co mówią ich matki. Bo kiedy one rodziły, to warunki i atmosfera były straszne, a dzieci od razu dokarmiano zwyczajnym mlekiem w proszku. Więc nie mamy przewodniczek. Szkoły rodzenia są tylko protezą, bardzo potrzebną, ale jednak protezą. Na szczęście natura wspomaga kobietę hormonalnie. Tak jak hormony ciążowe umożliwiały zagnieżdżenie się zarodka i donoszenie ciąży, tak oksytocyna nie tylko pozwala dziecko urodzić i wykarmić, ale i pokochać.

Zobacz wideo

To znaczy, że "niechciane" może stać się chcianym...

Znam mnóstwo kobiet, które wiadomość o ciąży przyjęły z niechęcią. I wstydziły się do tego przyznać. Ja uważam, ze przez pierwszy trymestr kobieta ma prawo odczuwać wszelkie emocje, łącznie z niechęcią do dziecka - jako intruza, który zmieni całe jej życie. Zwłaszcza jeśli jest bardzo aktywna, dobrze wykształcona, ma mnóstwo planów. Dziś ludzie często odkładają dziecko na potem. Planują, owszem, ale wychodzi na to, że zawsze jest niewłaściwy moment. Niejedna para wyznała mi, że gdyby nie pomógł przypadek, to być może nigdy by się nie zdecydowali. Więc zdarza się, że nawet te planowane dzieci przychodzą znienacka. I zaskoczenie, czasem nawet z przewagą emocji negatywnych, bywa równie silne u tych kobiet, które się kompletnie dziecka nie spodziewały, jak i u tych, które je planowały. Zdarza się, że kobieta, która bardzo chciała dziecka, może pod koniec ciąży wpaść w depresję - a w 7., 8. miesiącu to wcale nie jest takie rzadkie - i wcale swego stanu nie akceptować. Tu nie ma prostych reguł.

Chyba nie bez znaczenia jest też jej związek z matką?

Kiedy młoda kobieta jest w ciąży, w naturalny sposób zwraca się do matki. Matka zwykle się cieszy, interesuje, dopytuje o zdrowie... Czasem aż do przesady, ale w ten sposób komunikuje córce: "Troszczę się o ciebie, bo jesteś dla mnie ważna". I to daje jej pewność, że wszystko jest tak, jak być powinno. Zupełnie inna jest sytuacja kobiety, której matka daje do zrozumienia, że ciąża przyszła nie w porę albo że facet nie nadaje się na ojca, że teraz będzie się męczyć z tym dzieckiem sama, bo ona nie zamierza być niańką.

I druga sprawa - jak tylko sobie uświadomimy, że zostaniemy matkami, to staje nam przed oczami dzieciństwo. I przypominamy sobie, co takiego robiły nasze matki, zastanawiamy się, co będziemy chciały naśladować, a czego unikać. Obiecujemy sobie na przykład, że nigdy nie powiemy dziecku czegoś, co nas samych kiedyś bardzo zabolało. Mężczyźni z kolei analizują swoje dzieciństwo pod kątem wartości, które im wpajano i które chcieliby przekazać swojemu dziecku. Ledwo je poczęli, a już zastanawiają się, jak je wychować na prawego człowieka!

Wróćmy do chronologii. Przychodzi trzeci trymestr i...?

Pogłębia się odcięcie od świata i koncentracja na sobie. Ale pojawiają się też nowe dolegliwości - trudniej się poruszać, oddychać, nogi puchną, dokucza zgaga. Więc kobieta myśli, że może fajnie byłoby już urodzić, ale z drugiej strony znowu odżywa lęk przed porodem, znowu zaczyna się to nerwowe wybieranie szpitala, szkoły rodzenia, położnej. Tęsknota i ciekawość sprawia, że kobieta chciałaby już urodzić, a lęk - że wolałaby przedłużyć ciążę.

A może ona się boi, czy dziecko urodzi się zdrowe?

Ten lęk ogarnia wszystkie kobiety. Przychodzi moment, kiedy robi się nieważne, czy dziecko będzie ładne, czy brzydkie, czy urodzi się chłopiec, czy dziewczynka, "aby tylko zdrowe było". Ale ten zupełnie naturalny niepokój jest spotęgowany przez ogromne możliwości współczesnej medycyny. Dzięki coraz bardziej wyspecjalizowanym badaniom rodzi się więcej zdrowych dzieci, więcej kobiet unika komplikacji, ale ubocznym skutkiem jest coś, co nazywam medykalizacją ciąży, która zaczyna się zamieniać w coś w rodzaju choroby. Przy takiej liczbie testów i analiz łatwo bowiem może się okazać, że ten czy ów wskaźnik nie mieści się w normie, a to pociąga za sobą lawinę kolejnych badań, niepewności, lęku. W dodatku - jak skarżą się nasze kursantki - lekarze rzadko tłumaczą, o co chodzi, mają dla pacjentki 10 minut i w rezultacie ona zostaje ze swym lękiem sama. A nie daj Boże, jak zacznie czytać podręcznik patologii ciąży!

Co na to poradzić?

To sprawa zmiany systemu opieki, a przede wszystkim podejścia do kobiet w ciąży, co właśnie jest głównym celem działania naszej fundacji. Przyszłej mamie można poradzić, żeby już na początku ciąży popytała o lekarza, który nie tylko wypisuje skierowania i recepty, ale także okazuje pacjentce zrozumienie i wyjaśnia wątpliwości. Ponieważ w ogromnej większości przypadków ciąża przebiega normalnie, nie ma powodu, by wszystkie kobiety przeżywały niepotrzebne stresy. Warto też zapisać się do szkoły rodzenia, która cieszy się dobrą opinią - to miejsce łączy w sobie zalety grupy wsparcia (jesteśmy pośród innych kobiet w tej samej sytuacji) i źródła fachowej wiedzy.

Ale najwięcej mogą zrobić najbliżsi. Jeśli rozumieją naturę ciążowych emocji, nie będą ich irytować żadne zachcianki i humory. Będą towarzyszyć kobiecie w chwilach niepokoju i dzielić z nią radość oczekiwania.

Więcej o:
Copyright © Agora SA