- Te małe to wróble - powiedziałem do mojego żółwia przytulanki. - Wróble są z nami zawsze.
Mój żółw przytulanka nie wie jeszcze tyle o ptakach co ja, bo chyba jego tata mu o nich nie opowiadał.
- A te tam w górze wysoko to jaskółki - powiedziałem i podniosłem mojego żółwia, żeby lepiej widział. - Przyleciały niedawno.
Myślę, że żółwiowi jaskółki się spodobały.
- A te błyszczące, co tak dziobią w ziemi, to szpaki. Szukają jedzenia.
Szpaków mój żółw chyba nie zdążył dokładnie obejrzeć. Kiedy chciałem podejść do nich bliżej, wszystkie naraz - frrrr! - odleciały.
- Ptaki mają skrzydła - wytłumaczyłem żółwiowi - więc jak się czegoś przestraszą, to odlatują. Albo jak im się znudzi tak sobie skakać po ogródku...
Podskoczyłem parę razy tak jak wróbel, żeby mój żółw wiedział, o co mi chodzi. I nagle pomyślałem sobie, jak świetnie byłoby mieć skrzydła. Latałbym z gałęzi na gałąź po wszystkich drzewach w naszym ogródku. Mógłbym bez drabiny wlecieć na dach, latać tak wysoko jak jaskółki, a kiedyś nawet polecieć do ciepłych krajów. Zobaczyłbym mnóstwo ciekawych miejsc i różnych dzikich zwierząt, a potem o wszystkim opowiedziałbym mamie i tacie.
- No i oczywiście tobie - powiedziałem do mojego żółwia przytulanki. - Jak już bym wrócił.
I nagle pomyślałem sobie, że przecież nie wiadomo, czy trafiłbym do domu z tak bardzo, bardzo daleka i bardzo, bardzo wysoka.
- Mamo, tato - zawołałem i popędziłem do domu - ja nie chcę mieć skrzydeł!
Dziś dowiedziałem się od mamy, że skrzydła nie wyrastają tak zupełnie nagle, tylko powoli, jak broda taty. I że niektóre są niewidzialne. A od taty, że jak się ma skrzydła, to potrafi się trafić do swojego domu nawet z bardzo, bardzo daleka. Więc chyba jednak chciałbym kiedyś mieć te skrzydła.