Podróż

- Jedzie pociąg z daleka - bul, bul... - śpiewała kaczka Katastrofa, bulgocząc soczkiem jabłkowym. Niedawno odkryła, że jeśli dmucha się w rurkę, zanurzoną w soczku, rozlega się miły bulgot.

- Katastrofciu - poprosił Pan Kuleczka - nie bulgocz tak. To nieelegancko.

- Gancko, gancko, elegancko - bul, bul - zaśpiewała Katastrofa.

Jechali pociągiem na wakacje.

Już bardzo długo: chyba z piętnaście minut. Katastrofa zdążyła na razie spróbować jabłka, cukierków, gumy i chipsów. Teraz zachciało jej się pić, więc Pan Kuleczka piąty raz sięgał do koszyka z zapasami. Całe szczęście, że w przedziale byli sami, bo wiedział, że nie wszyscy lubią takie żywe i głodne kaczuszki. Pies Pypeć wyglądał przez okno, a mucha Bzyk-Bzyk się bawiła:rozpędzała się trochę i odbijała od szyby, bzycząc z zadowoleniem.

- Daleko jeszcze? - spytała Katastrofa.

Pan Kuleczka chrząknął. Nie wiedział, co powiedzieć.

- Daleko - zdecydował się w końcu. - Ale bliżej, niż było.

Katastrofa przez chwilę zastanawiała się nad tą odpowiedzią. Wreszcie powiedziała po prostu:

- Aha.

Wtedy właśnie Pypeć zawołał:

- A ja widzę krowę!

Katastrofa podskoczyła do szyby i odbiła się od niej jak Bzyk-Bzyk. Zdążyła jeszcze zobaczyć dwie nogi i ogon i krowa zniknęła.

- Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej?! - obraziła się Katastrofa.

- Powiedziałem od razu - tłumaczył Pypeć - ale tu jest inaczej... U nas w domu można sobie oglądać drzewo za oknem przez cały dzień, a tutaj widok strasznie szybko się zmienia.

- Ojej - przerwała mu Katastrofa - zobaczcie, ile bocianów!

Rzeczywiście, teraz w oddali widać było zieloną łąkę, a na niej biało-czerwone bociany.

- I nie znikają! - cieszył się Pypeć.

- Nie! - bzyczała Bzyk-Bzyk.

Jeden z bocianów rozwinął skrzydła, oderwał się od ziemi i poleciał przez chwilę w tę samą stronę co pociąg.

- On nam macha! - wołała Katastrofa i też machała swoimi maleńkimi skrzydełkami. - Hurra!

Bociany w końcu jednak zniknęły, ale pojawiło się miasteczko pełne domków z czerwonymi dachami.

- Jak byłem mały, miałem kolejkę elektryczną i takie same malutkie domki - powiedział Pan Kuleczka. I opowiedział im, jak jego pociąg jeździł w małym tunelu, stawał na małej stacji i mijał małe szlabany. Potem jechali obok drogi i ścigał się z nimi jakiś samochód, a oni wołali:

- Szybciej, panie maszynisto!

Potem się okazało, że samochód musi się zatrzymać przed prawdziwym dużym szlabanem, a oni nie muszą, więc skakali z radości, że wygrali wyścig. Potem mijali las i zobaczyli, jak krąży nad nim jakiś ptak. Pan Kuleczka powiedział, że może to myszołów, może jastrząb, a może nawet orzeł. Potem było całe stado koni, potem wielka maszyna na polu, potem kolorowe napisy na płocie, potem machały im dzieci...

A potem Pan Kuleczka zdjął walizkę i powiedział, że czas wysiadać.

- Jak to!? - krzyczała Katastrofa - Przecież dopiero wsiedliśmy!

- Nie! - bzyczała Bzyk-Bzyk - Nie!

- Zostańmy jeszcze... - prosił Pypeć.

Pan Kuleczka nie dał się przekonać. Kiedy w końcu wyszli i stali już na peronie, Katastrofa zmarszczyła czoło i powiedziała:

- Ale musi pan obiecać, że z powrotem pojedziemy dalej!

Copyright © Agora SA