- Co robić? Jesteśmy głodni! - wołali.
- Wyciągnijcie z butów sznurowadła - powiedział kapitan. - Wrzućcie do garnka i zróbcie zupę!
Marynarze zrobili zupę ze swoich sznurowadeł, zjedli i położyli się spać. Ale następnego dnia znów zaczęli wołać:
- Co mamy robić? Jesteśmy bardzo głodni!
- Zdejmijcie buty! - rozkazał kapitan. - Pokrójcie na kawałki i usmażcie na patelni. Będą z nich świetne kotlety.
Marynarze usmażyli buty i zjedli, ale następnego dnia krzyczeli jeszcze głośniej:
- Umieramy z głodu!
- Zdejmijcie skarpetki i zróbcie z nich kompot - powiedział kapitan.
- Nic z tego! - rozzłościli się marynarze. - Sam jedz swoje skarpetki!
Chcieli złapać kapitana i wrzucić do garnka, bo z głodu zupełnie stracili rozum.
Tylko Sindbad zachowywał się jak prawdziwy żeglarz. Przez cały czas patrzył na ocean i nagle zawołał:
- Wyspa na horyzoncie!!!
Marynarze natychmiast odzyskali rozum, postawili żagle i wkrótce statek podpłynął do wyspy.
- Sindbadzie - powiedział kapitan - jesteś najdzielniejszy z nas wszystkich. Zejdź na ląd i przynieś nam coś do jedzenia.
- Tak jest, kapitanie! - powiedział chłopiec.
Ale ledwie postawił nogę na piasku, zobaczył coś niezwykłego: pod najbliższym drzewem stało kilka garnków z gorącą zupą. Sindbad podbiegł do nich, i nagle garnki podskoczyły i zaczęły uciekać na krótkich różowych nóżkach.
"Dziwne rzeczy - pomyślał chłopiec. - Muszę złapać chociaż jeden".
Wziął łopatę, wykopał pod drzewem dół i przykrył go liśćmi. A sam schował się za szalupą. Nie minęło nawet pięć minut, kiedy do pułapki wpadł wielki garnek z pyszną warzywną zupą. Sindbad przywiózł zdobycz na statek i nakarmił wszystkich marynarzy. To była wspaniała uczta! Ale najdziwniejsze było to, że w czarodziejskim garnku zupa nigdy się nie kończyła! I do tej pory nikt nie może zrozumieć, dlaczego...