Drużyny uczniów miały do wykonania po kilka zadań specjalnych, za które pani przyznawała punkty. Drużyna, która zebrała najwięcej punktów, dostawała w nagrodę wielki puchar pełen pysznych cukierków.
- WYGRALIŚMY!!! - zawołał Jasiek już od progu, gdy tylko babcia Malwina otworzyła mu drzwi.
- To wspaniale! Myj ręce i opowiadaj. Fajnie było?
- Było super! - odkrzyknął Jasiek z łazienki. - A cukierków z pucharu wystarczy chyba na cały miesiąc dla całej naszej klasy!
Babcia postawiła przed Jaśkiem talerz z gorącym rosołem i niecierpliwie czekała na sprawozdanie.
- Na początku było losowanie, bo musieliśmy podzielić się na drużyny. I ja trafiłem na Franka, na Polę i na Maję. Franek najpierw się obraził i powiedział, że chce być w innej drużynie, bo jak u nas są aż dwie dziewczyny, to na pewno przegramy. Ale Pola mu na to powiedziała, żeby nie był taki przemądrzały, bo jak będą wyścigi, to ona biega najszybciej w całej klasie.
- I co? Były wyścigi? - zapytała babcia
- BYŁY! Takie normalne i takie w workach. I Pola wygrała za każdym razem! A potem musieliśmy z różnych desek zbudować karmnik dla ptaków. Każda drużyna miała gwoździe, śrubki, kołki, młotek, śrubokręt i wiertarkę. Franek powiedział, że to jest zadanie dla chłopaków i żeby dziewczyny się nie wtrącały, bo tylko wszystko popsują.
- Oj - westchnęła babcia - Coś mi się wydaje, że Pola chyba ma rację. Ten Franek rzeczywiście jest trochę przemądrzały.
- Chyba tak, bo jak już zbudowaliśmy z Frankiem cały dół, to okazało się, że dach trzeba zrobić wiertarką. Ale ja nie umiałem założyć wiertła, ani Franek też nie. I wtedy Maja powiedziała, żebyśmy dali jej wiertarkę, bo ona się na tym zna, bo zawsze pomaga mamie, jak trzeba coś naprawić w domu, kiedy są same. A one często są same, bo jej tata jest marynarzem i czasami wypływa w rejs nawet na trzy miesiące. No i okazało się, że wiertarki nie są tylko dla chłopaków i nawet Franek tak potem powiedział.
- A wiesz, że u nas w domu wiertarka i młotek były tylko dla dziewczyn?
- Dziadek nie potrafił wbijać gwoździ? - zapytał Jasiek zdziwiony.
- Potrafił. Ale nie mógł. Bo był skrzypkiem i musiał bardzo uważać na dłonie, a szczególnie na palce. Grał koncerty w filharmonii, albo co chwilę jakieś zagraniczne tournée z orkiestrą, więc jak trzeba było coś wywiercić, czy przybić, to było zadanie dla mnie.
- A u nas zawsze wierci tata! - powiedział Jasiek - i ja mu pomagam, ale wiertła nigdy nie zakładałem. A Maja tak i dlatego nasz karmnik był najlepszy! Bo inne nie miały dachu, albo im odpadały, a naszemu nie!
- Czyli jednak przydały wam się te dziewczyny - zauważyła babcia Malwina.
- I to bardzo. Potem były jeszcze kalambury i musieliśmy pokazywać bez mówienia tytuły naszych ulubionych bajek.
- To pewnie Franek pokonał wszystkich? - zgadła babcia.
- Jasne - przyznał Jasiek - no bo on ma tatę aktora i jego tata czasami go uczy, jak udawać różne rzeczy. On nawet potrafi płakać, kiedy chce! - wykrzyknął Jasiek.
- Niemożliwe! - zupełnie poważnie zdziwiła się babcia.
- Naprawdę. Tylko, że u niego w domu już nikt się na to nie nabiera. Najwyżej opiekunki na samym początku, bo potem też już wiedzą, że Franek tak potrafi i wcale nie płacze naprawdę.
- Ale chyba Franek nie musiał udawać, że płacze, żebyście wygrali? - upewniła się babcia na wszelki wypadek.
- Nie. Na koniec były jeszcze sałatki do zrobienia z warzyw i owoców i ja wybrałem selera i rodzynki, żeby wyszła taka, jaką ty robisz czasami do kotletów. Ja obierałem, a Pola i Maja tarły seler na tarce.
- A Franek?
- Franek nie robił sałatki, bo mówił, że gotowanie to babskie sprawy. Ale wtedy znowu Pola mu powiedziała, że jest przemądrzały i w ogóle się nie zna, bo u niej w domu gotuje tylko tata, a mama czasami mu pomaga, bo tata Poli jest szefem w kuchni.
- Chyba szefem kuchni?
- Chyba tak. W hotelu.
- A sałatka się udała?
- Tak. I pani wtedy powiedziała, że chciała nam pokazać, że najważniejsza jest współpraca. I że każdy coś potrafi, a razem można zrobić różne rzeczy czasami szybciej, a czasami inaczej, ale tak samo dobrze, jak samemu, albo nawet lepiej. No i wtedy było ostatnie zadanie i wygraliśmy. Bo każda grupa musiała wymyślić jakieś swoje hasło. Takie specjalne. I pani najbardziej spodobało się moje!
- Czyli jakie?
- Że CHŁOPAK I DZIEWCZYNA TO ZGRANA DRUŻYNA! - wyrecytował Jasiek głośno i odważnie.
Babcia popatrzyła na Jaśka i uśmiechnęła się swoim najpiękniejszym uśmiechem.
- To jest chyba najfajniejsze hasło jakie ostatnio słyszałam! - powiedziała z podziwem.
- Pani też tak powiedziała! - ucieszył się Jasiek.