"Szukaj w snach", czyli wyjątkowy projekt i dla małych, i dla dużych [ROZMOWA]

O "Szukaj w snach", o kołysankach i wieczornych rytuałach rozmawiamy z Natalią Kukulską i Markiem Napiórkowskim. Co było najtrudniejsze w pracy nad tym projektem i jakie rady mają dla dorosłych?

eDziecko.pl: Skąd pomysł na cały projekt?

Marek Napiórkowski, gitarzysta i kompozytor jazzowy: Zaprzyjaźniony z nami Teatr Stary w Lublinie zwrócił się do mnie z propozycją napisania muzyki do tekstów lubelskiego autora, Włodzimierza Wysockiego, które stworzył dla swoich dzieci. Wydały mi się one bardzo szlachetne i chętnie tę propozycję przyjąłem. Kiedy już powstało kilka utworów, to zadzwoniłem do Natalii - a miałem do niej numer, bo mi kiedyś dała (śmiech). Natalia się zgodziła i powstał najpierw koncerto-spektakl, a potem płyta.

Natalia Kukulska, wokalistka, autorka tekstów i producentka: Czyli mogę bardzo się cieszyć, że w twoim iPhonie jest numer tylko do jednej wokalistki.

MN: Do jednej, oczywiście (śmiech).

Czyli płyta nie była pierwsza?

NK: Koncepcja płyty powstała znacznie później. Początkowo pomysł dotyczył tylko koncerto-spektaklu w Teatrze Starym w Lublinie i miał być taki bardziej lokalny. I jak już udało nam się zagrać tych spektakli kilka, to pomyśleliśmy, że fajnie byłoby mieć coś więcej, żeby to zostało. Zwłaszcza, że kołysanki mają taki charakter, że powinny być przenoszone do domu. Płyta okazała się fajnym pomysłem również dlatego, że te kołysanki mogą teraz mieć swój żywot w domach, mogą być śpiewane dzieciom, a po jednym koncercie trudno byłoby je zapamiętać. Wychodzi się tylko pod wpływem koncertu, klimatu. A dzięki tej płycie można po pierwsze dziecku te kołysanki puścić, po drugie nauczyć się ich i samemu je śpiewać.

Czy widzowie często zasypiają podczas przedstawień?

MN: Niezbyt często, ale muszę przyznać, że reakcje są różne. Nie chcielibyśmy, żeby zasypianie zdarzało się podczas naszych koncertów w ramach innych projektów, ale tutaj to jest akurat dopuszczalne. Czasami ktoś zaśnie, czasami jakaś mama uroni łezkę, bo się wzruszy. Robiliśmy te utwory w taki sposób, żeby kontekst kołysankowy, taki typowy "luli laj do usypiania" troszeczkę złamać. I stąd, mimo że utwory mają kojący charakter i są w sumie refleksyjne, to kilka z nich ma szybsze tempa, po to właśnie, żeby nie ziewano podczas koncertów.

NK: Także - co ważne - zdarzały się również tańce.

A czy wy robicie się śpiący?

NK: Nie, ale na pewno jakiś rodzaj takiego wyciszenia jest. Ale przede wszystkim ten koncert - wbrew pozorom - wcale nie jest dla nas taki łatwy, bo wymaga dużego skupienia. Pomimo prostych melodii, często zmienia się harmonia, dzieje się dużo rzeczy. Chociaż one wszystkie są takie łagodne i subtelne w przekazie, to dla muzyka jest to pewnego rodzaju wyzwanie. Każdy ma swoje trudności do pokonania.

Na przykład Michał Dąbrówka, mój mąż, obsługuje kilka instrumentów naraz i rzeczywiście synchronizacja tego wymaga skupienia. Tu zagrać na ksylofonie, tutaj na akustycznej perkusji, tu na elektronicznej, zmiana brzmień… Marek co prawda gra głównie na gitarze akustycznej - poza jednym utworem, ale to na jego gitarze oparte są te kompozycje. Materiału tekstowego też jest sporo i jest dość specyficzny, by go zapamiętać. Dopiero po którymś razie udało mi się zapamiętać wszystkie kołysanki. Ale korzystam z tego na co dzień, bo śpiewam je usypiając Laurkę. Bardzo to lubi i rozpoznaje te utwory.

 

Czy nagrywanie tej płyty różniło się od pracy przy innych projektach?

MN: Różniło się tym, że nagrywaliśmy kołysanki i staraliśmy się nagrać muzykę, która zmieści się w kołysankowej konwencji.

NK: To znaczy: nie jest to muzyka, która ma rozbudzić, tylko raczej wyciszyć, a nawet uśpić.

MN: Nie było żadnej różnicy w poziomie naszej uważności przy pracy nad kołysankami, porównując tę pracę z innymi projektami i tym, jak bardzo na serio to traktowaliśmy. Po prostu robiliśmy to tak, jak dla dorosłych, tyle samo czasu spędziliśmy przy wybieraniu wersji przy nagrywaniu. Pracowaliśmy na sto procent naszych możliwości.

Fajnie było znów znaleźć się w dziecięcym świecie?

NK: Myślę, że dorośli, którzy nie mają dzieci, przychodząc na nasz koncert, bądź słuchając płyty, mają szansę do tego świata wrócić. Często poruszane są tematy związane z marzeniami, z troską o przyszłość i myślę, że każdy z nas ma szansę po prostu poczuć się bezpiecznie i wrócić trochę do swoich korzeni. Trochę bałam się wchodzić po raz kolejny do świata piosenki dziecięcej, ponieważ śpiewałam jako dziecko, ale dopiero, jak usłyszałam te kołysanki, zrozumiałam, że jest to w zupełnie innym kontekście. Wchodzę do świata, który też jest dla mnie akurat bardzo naturalny i bliski, ponieważ mam dwuletnią córkę, Laurę, więc… Marek, może jednak nie kierowałeś się tylko tą listą z telefonu, ale również tym, że byłam wtedy w ciąży, a jakaś inna wokalistka nie była (śmiech).

MN: Tak, faktycznie ciąża zwróciła moją uwagę (śmiech).

Przedszkolaki śpiewają ulubione piosenki. "Ja mam ulubioną piosenkę o kaczkach i krasnoludkach"

Lubiliście słuchać kołysanek, gdy byliście mali?

NK: Nie pamiętam, żebym słuchała kołysanek. Właśnie dzisiaj przypomniałam sobie, że jak byłam dzieckiem, to często zasypiałam - uchylam rąbka tajemnicy intymnej z mojego życia - będąc drapaną po plecach.

MN: Bo to jest wielka rozkosz!

NK: Tak. Nie wiem, czy nie lepsza niż te kołysanki, co?

MN: No! (śmiech)

NK: Pamiętam słuchowiska z płyt winylowych. Były książki, oglądałam slajdy, to były inne czasy. Ale oczywiście repertuar taki klasyczny kołysankowy jakoś tam do mnie dotarł. A ty nawet chyba masz - z tego co wiem - średnie wspomnienia z nimi związane, mówiłeś, że bałeś się którejś kołysanki?

MN: Ja się którejś bałem, już nie pamiętam dokładnie, więc może tego wątku się nie łapmy. Natomiast faktycznie zdarzają się takie kołysanki, podobnie jak na przykład bajki braci Grimm, które są - można by powiedzieć - "Grą o Tron".

NK: Krew się leje.

MN: Krew się leje gęsto. Mi mama trochę śpiewała, ale nie pamiętam dokładnie, pewnie "Z popielnika na Wojtusia". Pamiętam natomiast, jak recytowała mi wiersze. Na pewno kontakt mamy z berbeciem, którym byłem - aż trudno uwierzyć, parę lat temu zaledwie - to ważna, intymna relacja, w której nie dochodzi wyłącznie do usypiania, ale do stwarzania poczucia bezpieczeństwa. Myślę, że nasza płyta też może wpływać na to poczucie, bo dzięki tym dźwiękom chcieliśmy zabrać słuchaczy w świat bezpieczny i kojący.

 

Czy dorosłym brakuje dziecięcej wyobraźni?

NK: Niektórym na pewno. Jest to coś niezwykle cennego i coś, co, wydaje mi się, że akurat w naszym zawodzie jest bardzo potrzebne. Dziecięca wyobraźnia to jest rodzaj takiego bezkarnego szukania w pomysłach. Bez kalkulacji i ograniczeń, których dorośli mają wiele. Dzieci są po prostu naturalne i mam nadzieję, że w tych kołysankach udało się także uchwycić spójność pomiędzy kompozycją a wykonaniem i przekazem. Marek zawarł tam piękne harmonie, bardziej wysublimowane, co było w zgodzie z jego naturą, a nie w związku z jakąś kalkulacją.

MN: Czy brakuje dziecięcej wyobraźni? Akurat w naszych zawodach, nam tego nie brakuje.

Wieczory powinny być pełne rytuałów, jak jest u was?

NK: Mam małe dziecko, więc na przykład wczoraj mój rytuał trwał od godziny 21.15 do 23.15. Dwie godziny próbowałam uśpić moją córeczkę. Podziwiam rodziców, którzy potrafią tak bardzo przestrzegać godzin i mieć właśnie te powtarzalne rytuały. Ponieważ nie mam zawodu przewidywalnego i często wyjeżdżam na koncerty, trudno pilnować godzin. Moja mała córeczka często jeździła z nami. Często jest tak, że dziecko pada samo ze zmęczenia i nie zawsze jest moment, by nawet zdążyć z kołysankami. Ale cudownie jest się przytulić, poczytać, pośpiewać... Choć, tak jak wspomniałam, o regułę trudno. Ty masz rytuały jakieś wieczorne?

MN: Nie bardzo. Ja mam też taki zawód, w którym jest dużo podróżowania i trudno o regularność.

NK: No właśnie.

MN: Często wieczorem jestem w pracy, bo właśnie wtedy zazwyczaj miewamy koncerty.

A co was wycisza, relaksuje?

NK: Mnie na pewno wycisza bliska relacja z i spotkanie z przyjaciółmi. Rozmowa z ludźmi, z którymi dobrze się czuję i mogę się zdystansować od swoich spraw zawodowych. Karmię się też dobrą sztuką, dobrym filmem, książką czy muzyką i ona potrafi zmieniać wymiar. W moim domu jest o tyle trudno, że z mężem wykonujemy podobny zawód, więc nawet, jak siadamy - mam nadzieję, że do dobrej kolacji - to często wracamy do naszych tematów muzycznych. Ale ponieważ je lubimy, to chyba nawet to wszystko ma sens. Może właśnie dlatego, że kocham swój zawód i on jest moją pasją tak mi trudno od niego uciec. Marku?

MN: Ja bardzo podobnie. Co mnie relaksuje? Kiedyś relaksowała mnie głównie muzyka, a teraz nierzadko relaksuje mnie cisza. Jak ostatnio przeczytałem, prof. Kołakowski jako najważniejszy gwarant szczęścia wymieniał dbanie o relacje z przyjaciółmi. Tak więc spotykam się ze znajomymi, czytam książki i podjadam różne frykasy.

Koncerto-spektakl 'Szukaj w snach'Koncerto-spektakl 'Szukaj w snach' fot. Wojciech Nieśpiałowski/materiały promocyjne

Dorośli także powinni słuchać kołysanek?

NK: To nie jest przymus, ale ta płyta na pewno jest taka, że dorośli w tych kołysankach znajdą inne wartości niż mogą znaleźć małe dzieci, którym to będzie służyło do usypiania. Często to podkreślam, że w dobrej bajce dorośli mają coś dla siebie i uczą się i z czego innego się śmieją niż dzieci. Wychodzą z dobrego filmu Disneya z kina tak samo zadowoleni jak dzieci, a przecież film był teoretycznie dla dzieci. Myślę, że w tych kołysankach może się stać podobnie. Dzieci słuchając ich się uspokoją, wyciszą, a dorośli będą mieli też jakieś doznania, daj Boże, artystyczne.

MN: Bardzo zachęcamy dorosłych do słuchania tej płyty i nawet takich dorosłych, którzy dzieci nie mają. Zapraszamy także na jesienne koncerty. Będziemy się starali grać tak, by dzieci były zadowolone, ale dorośli też.

A co powiedzielibyście "dorosłym, którzy zapomnieli, że byli kiedyś dziećmi"?

NK: Żeby posłuchali naszej płyty.

MN: Faktycznie, powrót do spontaniczności, którą mają dzieci, tej beztroski, tej specyficznej kreatywności jest fajny i myślę, że jeżeli ktoś posłucha wnikliwie naszej płyty, to też na chwilę dzieckiem się stanie.

To także może cię zainteresować:

Więcej o:
Copyright © Agora SA