Zabawa i nauka w jednym, czyli to, co lubimy najbardziej

Już wiecie, że uwielbiamy czytać książki. Nasze inne, rodzinne, słabości to puzzle i gry planszowe. Sprawiają, że choć na chwilę możemy zapomnieć o codziennym biegu i poczuć się jak małe dzieci.

Są gry, które wyjątkowo w tym pomagają. "Było sobie życie" to serial, który oglądałam, gdy byłam mała, dziś robią to moje dzieci. One mają do dyspozycji nie tylko kolejne odcinki na małym ekranie. Są na płytach, pojawiły się w komiksie. Ale to nie wszystko. Mistrz i spółka stali się także bohaterem gier planszowych. Jedna z nich umila nam letnie, deszczowe popołudnia, na których brak ostatnio nie możemy narzekać.

Na czym polega gra? Poruszamy się po planszy i wykonujemy zadania na polach, na które trafimy. Możemy trafić na pole szansa lub pech, pytanie (sami wybieramy, na który rodzaj pytań chcemy odpowiedzieć, jednak w zależności od tego, czy będzie to pytanie łatwe, trudne czy ilustrowane, za poprawną odpowiedź dostaniemy inną liczbę żetonów Globinka). Na planszy znajdują się też pola z leukocytami, lekarstwami, wirusami i bakteriami. Gdy staniemy na którymś z nich będziemy zdobywać lub oddawać kolejne żetony. Po co nam one? Wymieniając konkretne żetony w końcu uzyskamy duży żeton - Hemo. Zwycięzcą gry jest ten, kto zdobędzie siedem takich krążków. Musimy znać odpowiedzi na pytania, aby zdobywać kolejne żetony, ale i myśleć logicznie, aby sensownie wymieniać żetony (raczej nie warto zostawać np. bez żadnego lekarstwa).

Oprócz odpowiadania na pytania i wymiany żetonów, w grze możemy także stoczyć Pojedynek Mistrzów. Jeśli wylosowałeś kartę Mistrz, możesz rzucić innemu graczowi wyzwanie (jeśli nie stoi on na jednym z pól specjalnych). Zadaniem jest odpowiedź na pytanie - jeśli będzie ona prawidłowa, przeciwnik ma prawo do kontrataku. Jeśli odpowiedź będzie błędna, oddaje konkretne żetony.

Inny pojedynek to Atak wirusów. Zaatakowany gracz musi oddać temu, który go atakuje żetony Globinka.

Żetony, które dostajemy na start i które zdobywamy/oddajemy w trakcie gry. Wszystko po to, aby zdobyć Hemo.Żetony, które dostajemy na start i które zdobywamy/oddajemy w trakcie gry. Wszystko po to, aby zdobyć Hemo. fot. nn-k

Tyle w wersji podstawowej. Trzyletni F. także chce grać, a - nie oszukujmy się - on jeszcze na wiele pytań nie zna odpowiedzi (chociaż - jeśli "dlaczego?" będzie u nas tak często się pojawiało - ma szansę niedługo posiąść wszelką wiedzę). To jednak w niczym nie przeszkadza, po prostu wymyślamy różne wariacje. Trzylatek jest w stanie zbierać żetony np. za wykonywanie prostych zadań, potrafi również je wymieniać. Żetony służą nam także jako kostki do gry w memory, pionki biorą udział w wyścigu... Czasem po prostu układa żetony w zbiory. Opcji jest trochę, sądzę, że jeszcze nie wszystkie odkryliśmy. A i ze starszakiem, nie trzeba grać tak, jak nakazuje instrukcja. Już kilka razy zabieraliśmy ze sobą same karty - po prostu odpowiadamy na pytania, nie krążymy po planszy, nie zbieramy Hemo itp.

Obejrzyj zdjęcia >>

Pilnować musimy tylko detektora odpowiedzi - czerwone folie mają tendencje do ukrywania się. W opakowaniu gry znajdziemy torebki strunowe, dobrze je tam od razu schować. W tych prostokątach jest coś, co naprawdę przyciąga dzieci.

Gra "Było sobie życie" - podobnie jak serial - może pomóc uporządkować wiedzę np. przed sprawdzianem. Jeśli nawet nie znamy odpowiedzi, możemy wykluczyć błędne, co w wielu przypadkach jest naprawdę łatwe. Moje dzieci - chociaż klasówki mają jeszcze przed sobą - polubiły tę grę. Mam wielki sentyment do Mistrza i innych bohaterów "Było sobie życie" i cieszę się, że nadal mi towarzyszą.

To także może cię zainteresować:

Widziałem je na filmach - dzieci o wysłużonych kasetach VHS [WIDEO]

Więcej o:
Copyright © Agora SA