To znaczy, pewnie by się dało, ale za bardzo nie było po co, bo ten wiatr na pewno wwiałby mnie z powrotem. Siedziałem sobie przy stoliku i tłumaczyłem to wszystko mojemu żółwiowi przytulance, gdy nagle. Wylądował przede mną liść. Nie wiem skąd się wziął, bo drzewa w naszym ogródku już zgubiły liście. W dodatku okno wcale nie było szeroko otwarte, tylko uchylone.
- Mamo, mamo! - zawołałem. - Dostałem liść!
- List? - zdziwiła się mama i aż przyszła do mnie z kuchni.
- A któż to dziś jeszcze pisze listy, i to do małych ryjków, które nie potrafią czytać?
Zamiast wszystko mamie tłumaczyć, pokazałem liść. Był duży, trochę czerwony, trochę brązowy, a trochę złoty.
- Piękny! - powiedziała mama, bo to była najprawdziwsza prawda. - A skąd on się tu wziął?
- Nie wiem - odpowiedziałem. - Może ktoś mi go podrzucił?
Mama przez chwilę się zastanawiała.
- Myślę, że masz rację - powiedziała w końcu.
- Chyba podrzuciła ci go jesień.
Przyjrzałem się najpierw liściowi, a potem mamie.
- Ale właściwie po co by mi go miała podrzucać?
- zapytałem i na wszelki wypadek obejrzałem liść ze wszystkich stron, jakie miał. Nie znalazłem tam odpowiedzi na moje pytanie, więc spojrzałem pytająco na mamę.
- Tak do końca nie wiem - powiedziała mama. - Może po to, żebyś pamiętał o jesieni, kiedy już przyjdzie zima? Chcesz, oprawimy go w ramkę i powiesimy na ścianie? Wtedy, ile razy spojrzymy na liść w ramce, będziemy pamiętać o jesieni - zimą, a nawet wiosną i latem!
Pomyślałem, że to dobry pomysł i razem z mamą i żółwiem przytulanką poszliśmy szukać jakiejś ładnej ramki.
Dziś dowiedziałem się, że liście i listy mają ze sobą coś wspólnego. Pomagają pamiętać o innych!