Łapa

Pies Pypeć chodził w tę i z powrotem przed zielonymi drzwiami, za którymi zniknął Pan Kuleczka z kaczką Katastrofą.

- Już nigdy nie będzie tak jak dawniej - powtarzał sam do siebie, zmartwiony. - To moja wina...

Choć właściwie to nie była jego wina. Mucha Bzyk-Bzyk wszystko widziała i mogłaby opowiedzieć. Gdyby mogła, oczywiście. Bo nie mogła, bo tylko bzyczała albo mówiła "nie!" i niewiele z tego wynikało. Ale taka już była Bzyk-Bzyk.

A wtedy - to znaczy, wtedy, kiedy to się stało - leciała tuż nad nimi. Wychodzili na spacer. Pan Kuleczka właśnie zamykał drzwi na klucz, kiedy Katastrofa zawołała:

Kto pierwszy na dole?! - i rzuciła się biegiem po schodach - Ten najmądrzejszy! - dokończyła, gdy była już prawie w połowie drogi.

Pypeć nie miał wyjścia - musiał pobiec za nią. Bzyk-Bzyk też poleciała, na skróty.

Pan Kuleczka chyba chciał coś za nimi zawołać, ale nie zdążył.

Pypeć już pędził jak burza, aż mu uszy furkotały, zwłaszcza na zakrętach. Katastrofa była szybka, ale Pypeć okazał się jeszcze szybszy. Na ostatnim odcinku schodów dogonił ją i właśnie zaczął wyprzedzać, gdy nagle... Poślizgnął się, łapy mu się poplątały i w dodatku całkiem niespodziewanie pomieszały się z łapkami Katastrofy. Biało-żółty sześciołapy kłębek w mgnieniu oka przekoziołkował przez pozostałe kilka schodków i ze stłumionym "tump!" znalazł się na samym dole.

Pierwszy! - zawołał zaraz Pypeć.

Aj! - powiedziała nie swoim głosem Katastrofa.

Bzyk-bzyk - bzyczała nad nimi Bzyk-Bzyk.

Pan Kuleczka zaraz był przy nich.

Nic wam się nie stało? - zapytał.

Nie - powiedział Pypeć.

Trochę bolała go okolica ogonka, ale uznał, że o takim drobiazgu nawet nie ma co wspominać.

Nie - zabzyczała Bzyk-Bzyk.

Ajajajaj! - zajęczała Katastrofa.

Pan Kuleczka pochylił się nad nią.

Boli? - zapytał.

Katastrofa tylko chlipnęła i pokiwała głową.

No, chodź - powiedział Pypeć i podał jej łapę.

Nie mogę - chlipnęła znowu Katastrofa. - Boli.

Sprawa była poważna. Pan Kuleczka wziął Katastrofę na ręce i zamiast na spacer, poszli do lekarza. Pan doktor najpierw kazał zrobić zdjęcie, jakby sama żywa Katastrofa mu nie wystarczyła. Potem trzeba było czekać, aż zdjęcie będzie gotowe. A potem się okazało, że na zdjęciu wcale nie ma Katastrofy.

Ojej - powiedziała trochę mniej zbolałym głosem Katastrofa. - Przecież tu nie ma mnie, tylko kawałek pirackiej flagi! Kość!

Pan Kuleczka wyjaśnił jej, że ta kość to właśnie kawałek jej, Katastrofy. A pan doktor też obejrzał zdjęcie i powiedział:

Złamana. Dajemy gips!

Ale nic nie dał, tylko poprosił do pokoju obok - za zielonymi drzwiami. A Pypcia poprosił, żeby zaczekał. I teraz Pypeć czekał, i czekał, denerwował się i wstydził, że to wszystko jego wina i Katastrofa już nigdy nie będzie taka jak dawniej, i martwił, że nie wychodzą. Było ciężko.

Nie martw się - powiedział cicho do latającej obok Bzyk-Bzyk - na pewno wszystko będzie dobrze.

Bardzo chciał, żeby tak było. Właśnie wędrował tą samą trasą po raz nie wiadomo który, gdy drzwi się otworzyły i wyszedł zza nich Pan Kuleczka. Obok niego szła Katastrofa, dziwnie postukując przy każdym kroku.

Hi, hi - zawołała swoim zwykłym głosem - zobacz, Pypeć! Jedną nogę mam taką jak ty!

I spróbowała jak najwyżej unieść grubą i białą łapę, tak jakby bez tego Pypeć nie mógł jej zobaczyć.

Widzę - powiedział Pypeć niepewnie.

I wiesz, pan doktor powiedział, że mogę zrobić z tego zdjęcia mojej kości piracką flagę! - wołała dalej Katastrofa.

Mhy - pokiwał głową Pypeć.

A w dodatku - dodała radośnie Katastrofa - mogę tą moją nogą stukać, głośniej od ciebie. Jak prawdziwy pirat. To co? Ja będę Kapitanem Kuternogą, a ty majtkiem pokładowym, dobra?

Dobra - odpowiedział Pypeć i uśmiechnął się.

Bo wszystko znowu było tak jak dawniej

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.